Katarzyna Pachelska
Gryfnie slaski

Roman Balczarek: Język śląski nie istnieje - mówią eksperci. To staropolski na sterydach i z germanizmami

Język śląski nie istnieje, a tak przynajmniej przekonują nas od pewnego czasu "eksperci" z zakresu językoznawstwa, z reguły powtarzający z te same argumenty przeciw językowi od dwudziestu lat. Przedstawiamy wam zatem listę argumentów, które udowodnią, że śląski nie jest językiem.

Na początek jednak krótko, o tym skąd ten pomysł. Tydzień temu na łamach "Życia Bytomskiego” ukazał się artykuł Marcina Hałasia pt. “Piękna gwara śląska” wraz z polemiką Tomasza Nowaka "Piykny jynzyk ślonski”. Do samej treści opinii p. Hałasia odnosić się raczej nie będę, jego artykuł przyjął formę dość specyficznego strumienia świadomości i wkradły się tam wątki pachnące transfobią, przy jednoczesnym żonglowaniu słowami, których Autor nie rozumie, więc odpuszczam bezpośrednią odpowiedź. W zamian wyłuskałem kilka argumentów z tego i innych artykułów, zajrzałem do słynnej wypowiedzi prof. Miodka celem udowodnienia, że śląski nie jest językiem

Gwara, dialekt, etnolekt, jeden kij

Mało kto w swoich wyrokach odróżnia te trzy pojęcia, a jest to najbardziej podstawowa podstawa jakiejkolwiek dyskusji o śląskim. Bo tak, istnieje dyskusja naukowa czy to faktycznie osobny język, ale jej dyskurs jest wbrew pozorom niszowy. Częściej głos podejmują osoby, które nie znają podstawowych terminów językoznawczych, przez co dyskusja przypomina szachy z psem. Zaznaczam też, że sam językoznawcą nie jestem, nie udaję też takowego, ale czytam prace językoznawcze, które tłumaczą zawiłe meandry słów i pojęć, które to bywają niezwykle precyzyjne, jak chociażby gwara.

I choć faktycznie istnieją gwary śląskie (a zatem gwara radzionkowska jest jak najbardziej gwarą śląską), tak naprawdę mało kto używa tego terminu prawidłowo. Zresztą samo stwierdzenie, że jest jedna gwara śląska, to wręcz CV naszego eksperta językoznawstwa. Faktyczna naukowa dyskusja toczy się pomiędzy zupełnie innymi pojęciami, czyli czy dialekt bądź etnolekt śląski to język. Nikt, kto ma podstawową wiedzę, nie nazywa śląskiego gwarą, bo gwara to niepodzielna i lokalna odmiana języka. Najnaturalniejsza rzecz na świecie, zresztą do dziś język polski jest pełen gwar, chociaż ich świadomość i niepowtarzalność zanika. Śląski, który ma kilkadziesiąt gwar, nie może być nazywany gwarą, bo ta z definicji nie może być zbiorem, to najmniejsza jednostka.

Potem mamy dialekt, który to jest bardziej terminem językoznawczym niż czymś, co ma przełożenie na rzeczywistość 1:1. Dialekty to zbiory gwar wykazujących podobne cechy. Grupują je językoznawcy i robią to na swój użytek, a ponadto co językoznawca to inny podział. Nie ma spójnego podziału dialektów polskich i tak samo nie ma zgody co do podziału dialektów śląskich. Ludzie na co dzień są bardziej świadomi gwar, bo te wyróżniają się w otaczającym ich świecie bardziej niż dialekty. Jednak nasi eksperci używają określenia dialekt jako synonim gwary, bądź jako słowo nacechowane negatywnie, co mija się z celem terminu.

Potem dochodzi nam etnolekt, ale ten termin nie znaczy zbyt dużo na dobrą sprawę. Nikogo nie uraża, wszyscy się zgadzają, bo to termin równoległy do języka, gwary i dialektów. Etnolekt oznacza, że jakaś mowa niesie ze sobą identyfikację etniczną. Etnolektem może być język, gwara czy dialekt. Ale też nie każdy język będzie zawsze etnolektem.

Na koniec naszego małego słowniczka warto dodać, że każdy językoznawca podkreśla, że nie ma uniwersalnej definicji języka i jednolitych kryteriów. Większość definicji jest ze sobą sprzeczna, ponadto i argumenty za tym, że śląski i kaszubski nie są osobnymi językami można zastosować, tak aby stwierdzić, że polski i słowacki są jednym językiem. Dlatego też większość osób trzyma się dziś statusów prawnych (jeśli te nie są rażące, jak np. traktowanie łemkowskiego jako dialekt ukraiński), bo są najłatwiejsze. I tu, dla przypomnienia, śląski według polskiego prawa nie jest gwarą ani językiem, bo po prostu nie istnieje w tekstach prawodawczych.

Nikt nie chce robić z gwary zakopiańskiej języka!

Na początek obszar najbardziej ezoterycznych argumentów, bo otóż nasi eksperci nagle zaczynają prawidłowo używać słowa “gwara”, lecz robią przy tym fikołka intelektualnego. Otóż mamy argument za zaniechaniem po stronie innych gwar. Że nikt nie mówi, że gwara zakopiańska to osobny język, tak samo gwara poznańska czy łódzka. I pełna zgoda. Ale to tak, jakbyście mówili, że Opel Astra to auto, a ktoś wam odpowiada, że przecież Fiat też produkuje silniki, ale nikt silników nie nazywa autem. Logika ta sama.

Nikt nie głosi, żeby z gwary opolskiej, cieszyńskiej czy radzionkowskiej robić osobny język, tak samo nikt nie mówi o języku poznańskim. Ten argument polega na zestawieniu rzeczy, których się nie da porównać. Za język śląski uznaje się wszystkie gwary i dialekty śląskie plus literacką odmianę.

Jak śląski to język, skoro inaczej się godo w Żyrowej a inaczej na Lipinach

Język polski to nie język, bo inaczej mówi się w Poznaniu a inaczej w Rzeszowie. W języku polskim ponadto nie ma dubletów, dzisiaj i dziś nie są tak samo poprawne. Jednocześnie w polskim nie ma jednego słowa na klapki/lacie, które będzie wszędzie tak samo zrozumiałe. Niektórzy Polacy wieszają pranie na klamerkach, ale inni na spinaczach.

Argument o mnogości gwar śląskich i ich zróżnicowaniu to jedno z najlepszych stanowisk tego typu. Z jednej strony mamy stwierdzenie faktu, ale kroczy za nim kompletny brak znajomości innych języków. Albo inaczej, śląski nie byłby językiem, gdyby gwar nie posiadał, bo istnienie jednej i uniwersalnej wersji języka jest czymś bardzo niecodziennym i raczej niespotykanym (tak w zasadzie to tylko mikrojęzykom się to udaje). Tak już większość języków funkcjonuje. Weźmy sobie hebrajski. Wskrzeszony z literatury, miał kilka odmian wymowy tych samych słów, a po 80 latach używania na terenie ziemi palestyńskiej wykształcił swoje gwary z wpływami arabskimi, ale też cechami niepowtarzalnymi. Czy ktoś twierdzi, że hebrajski to nie jest język?

Śląski da się zrozumieć bez problemu, mam ciotkę z Ożarowic i ona potrafi godać

Problemem jest to, że jako Ślązacy wolimy udawać, że nie istnieje nasz odpowiednik surżyka, czyli języka używanego w mowie, będącego czymś pośrednim pomiędzy polskim a śląskim. Jest to błąd, bo choć wszyscy wiemy, że Kabaret Młodych Panów nie prezentuje najczystszej śląszczyzny, tak nie potrafimy tego nazwać. Te wszystkie określenia typu “kochom” “lubia” zamiast “przaja” i “mom rod” istnieją przecież, chociaż są czymś pomiędzy śląskim a polskim. I przez to, że ta odmiana (a może to ta słynna gwara śląska) jest prezentowana szerszemu, nieśląskiemu odbiorcy, to ludziom wydaje się, że to śląski. Ewentualnie nasz ekspert ma ciotkę, która z jakiegoś powodu ma mówić do eksperta nie tak, żeby on zrozumiał, tylko żeby się popisać czystym śląskim. Tak przynajmniej sądzi ekspert.

Śląski to staropolski na sterydach i z germanizmami

Kolejny argument stoi na dwóch filarach. Z jednej strony twierdzi, że śląski to staropolski, praktycznie wyrwany z wierszy Kochanowskiego i Reja, a z drugiej strony mówi się, że śląski to nic więcej jak zbitek zapożyczeń. No i powtarza się, że brakuje mu własnych cech. Na początek warto tu przypomnieć, że używanie określenie “język” staropolski jest dość problematyczne. Mieliśmy setki gwar i dziesiątki dialektów staropolskich, a kilku poetów pisało tak, jak im się wydawało, że będzie poprawnie. To, że dziś rozumiemy Reja, zawdzięczamy tylko i wyłącznie pokoleniom polskich inteligentów, którzy bazowali na barokowej twórczości ustalając ortografię i zasób słownictwa. Poza tym jestem ciekaw, w którym miejscu na Śląsku ludzie mówią językiem Kochanowskiego, bo szczerze mówiąc na takie jeszcze nie trafiłem.

Naturalnie trzeba też przypomnieć, że śląska cwilba jest o wiele gorszym germanizmem niż polski dach czy cegła, bo przecież polski język nawet jak pożycza słowa, to to się nie liczy. Fatygowanie, armia, biżuteria czy garderoba nie liczą się jako galicyzmy, a giermek nie jest madziaryzmem. Język polski jest wolny od zapożyczeń, w przeciwieństwie do śląskiego

Słowa takie jak bunclok, zowitka, ōły, familok naturalnie nie są słowami występującymi tylko w języku śląskim, gdyż ten nie posiada swoich własnych słów. Tak samo nie tworzy on słów podług swoich reguł. Na koniec wszyscy wiemy, że żadna kodyfikacja śląskiego nie zaznaczała istnienia głoski, której nie ma w języku polskim, niemieckim czy czeskim. I wiecie co, nawet Felix Steuer, któremu by w życiu nie przyszło do głowy nazwać śląskiego językiem, podkreślał, że gwary śląskie mają swoje indywidualne cechy, w tym głoskę “ō”.

Wybitni językoznawcy kontra zindoktrynowani oszuści

Czasami eksperci starają się powołać na autorytety językoznawcze, które mają jasny podział. Jeśli ktoś posiada tytuł naukowy (np. dr hab. Henryk Jaroszewicz) i głosi istnienie języka śląskiego, to jest naturalnie ideologiem, a jego tytuł nie ma znaczenia. Tak samo jak kilkudziesięciu innych naukowców, część ich argumentów zebrał swojego czasu Łukasz Tudzież (https://tuudi.net/jezyk-slaski-argumenty-naukowe-przemawiajace-za-uznaniem-za-jezyk-regionalny/). Natomiast każdy językoznawca, który głosi przeciwnie, jest wybitnym autorytetem. Problem jest tylko taki, że gdy środowisko projęzykowe podaje kilkanaście odsyłaczy, tak gwarowość ma od dawien dawna dwa argumenty. Albo Marię Pańczyk, która twierdziła, że kodyfikacja gwar śląskich doprowadzi do ujednolicenia i zabicia ich mnogości oraz jedną wypowiedź prof. Miodka sprzed 13 lat.

Bo profesor Miodek powiedział, że dyskusja o języku śląskim jest żenująca

Ano powiedział. Powiedział też wiele innych rzeczy, które dziś są już nieaktualne. Swoją drogą to ten słynny wywiad z profesorem jest przypominany dosyć często i jest to swojego rodzaju karta, niczym Lem mówiący, że książki Tokarczuk obraziły jego intelekt. Od 20 lat jest to przypominane, a słowa Miodka - od 13 lat.

Profesor zaczął od stanowiska, że po śląsku nie da się opisać abstrakcyjnych stwierdzeń. Dziś, trzynaście lat później, możemy pokazać, że Miodek się mylił. Profesor Kadłubek przełożył na śląski “Listy do Rzymu” i “Ajschylosa” z greki. Grzegorz Kulik zabrał nas do śląskiego Śródziemia, a Marcin Kik w 2015 r. wydał przewodnik po historii filozofii po śląsku. Bardziej abstrakcyjnie się nie da. Z kolei profesor Bralczyk na łamach naszej redakcji odniósł się do słów Miodka o niemożności używania abstrakcyjnych pojęć w następujący sposób:

- To ciekawe, bo kiedyś dokładnie to samo mówiono o języku polskim. W XII-XIII wieku polszczyzna nie funkcjonowała jako oficjalny język literacki. Co więcej, jest sporo języków, które nie zyskały pewnej terminologii. Traktaty astronomiczne nie powstają po polsku. To język, który astronomię może dziś jedynie popularyzować, bo fizycy piszą po angielsku.

Nie ma literatury po śląsku i nie da się śląskiego skodyfikować

We wspomnianym wywiadzie profesor Miodek twierdził:

“Śląszczyzna nadaje się do kodyfikacji w piśmie" jest takim samym zadaniem, jakie by postawiono matematykowi żądając udowodnienia, że czasem dwa razy dwa jest pięć. Zwolennicy kodyfikacji gwar śląskich nie dopną swego, bo nikt tej kodyfikacji nie wykona.

Dziś te słowa są jeszcze bardziej nieaktualne niż w 2011. Śląski ma swoją kodyfikację (nawet dwie) i powstają książki po śląsku. Głoszenie argumentów, że nie da się i że nie ma literatury, to po prostu kłamstwo i nie ma o tu się rozwodzić nad tym.

Jo dupia

Ostatnią rzeczą, o której mówił Miodek, to śmieszność śląskiego w jego brzmieniu i twierdzenie, że jak można modlić się “Łojcze nasz”. Eksperci często podają, że śląski zbyt śmiesznie brzmi, żeby uznać go za język, a z reguły znają głównie i wyłącznie śląskie przekleństwa. Tym samym sposobem nie ma miejsca na dyskusję, bo mamy do czynienia po prostu z szyderstwem i kpiną. Można odbić piłeczkę, że jak można mówić spinacz do ubrań, ale z co to nam da? Tyle samo co argument, że “śląski to nie język, bo śmiesznie brzmi”. I o ile jeszcze część mnie rozumie jak ludzie tak głoszą, w końcu mają swój gust, tak nie umiem wyjść ze zdziwienia, jak językoznawca może szeregować języki na te śmieszne i poważne. Jest to przykre, ale może profesor użyłby innego słowa, tego na “ż”.

Historia

Teraz, gdy cały arsenał argumentów przeciw uznaniu śląskiego za język wystrzelano, pozostał nam ostatni oręż. Mianowicie powstania śląskie oraz to, że Ślązacy nazywali dialekty śląskie polskim lub waserpolskim ponad sto lat temu. I przyznam się, tu się poddaję i jest to argument, który do tego stopnia nie ma ciągu logicznego, że nie da się na niego odpowiedzieć, Szach mat, języka śląskiego nie ma, nie było i nie będzie, bo część Ślązaków chciała żyć w Polsce 100 lat temu.

Ksiazka szlabikorz slaski

Może Cię zainteresować:

O co chodzi z tymi wszystkimi „chrobokami”? Eklerujemy ślabikorz „na chopski usondek”

Autor: Arkadiusz Szymczak

16/02/2024

Internetowa imba o język śląski czyli prawicowy durśfal

Może Cię zainteresować:

Internetowa inba o język śląski, czyli prawicowy „durśfal”. W tle wywiad z prof. Miodkiem sprzed 13 lat

Autor: Maciej Poloczek

02/02/2024

Donald Tusk w Radzionkowie

Może Cię zainteresować:

Projekt ustawy uznający śląski za język regionalny trafił do Sejmu, To jeden z konkretów na 100 dni rządu Tuska

Autor: Maciej Poloczek

25/01/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon