Na pierwszy spacer po hałdzie i okolicy zaprosił mnie mój serdeczny kolega, który zna ten teren od podszewki. Wieże ciśnień, kamienie graniczne pól górniczych, stanowiska ciekawych roślin, miejsca na ognisko? Zapytaj Michała, proste. Są jednak czynniki, na które nie do końca mamy wpływ. Tamtego grudniowego poranka świat okryła gęsta, gorzka wręcz mgła, która z jednej strony pokrzyżowała nasze plany, a z drugiej okazała się niezwykle inspirująca. Niespodziewanie zwykły spacer zmienił się w dłuższą opowieść o dwóch porach roku – o zimowym mroku i o późnowiosennej feerii barw. Poznajcie obydwa rozdziały tej historii, uzupełnione o majówkowe interludium...
Na Śląsku popołudniowy spacer zamienia się w ogromną przygodę
Pierwotnie planowaliśmy po prostu wspiąć się na Hałdę Makoszowy, tuż obok monumentalnego węzła autostrad A1 i A4. Jednak grudniowa aura skutecznie udaremniła nasze zamiary. Mgła spowiła Śląsk tak gęsto, że cała okolica bardziej przypominała scenerię z horroru Carpentera niż codzienny krajobraz. Światła nielicznych samochodów, ginące we mgle na Drogowej Trasie Średnicowej, wyglądały jak zagubione świetliki. Im bliżej Sośnicy, tym większe wrażenie, że trafiliśmy do uniwersum „Silent Hill”.
Widoków z hałdy oczywiście nie było – zamiast panoram dostaliśmy w zamian gęstą, złowieszczą szarość i trzydniowy ból głowy po kontakcie ze smogiem. A jednak nasz trzydziestokilometrowy marsz, pomiędzy Kłodnicą a Czarniawką, nie był czasem straconym. To właśnie tutaj, wśród zwałów popiołu i żużla, można obserwować proces odbierania przez naturę terenów, które jeszcze niedawno należały wyłącznie do przemysłu. Zające, sarny czy dziki spotykane na dawnych polach, a także rosnąca różnorodność roślin i owadów – to żywy dowód na to, czym jest czwarta przyroda.
Rzeka tajemnic, zarówno tych historycznych, jak i przyrodniczych
Kłodnica, choć brzmi sielankowo, bywa problematycznym bohaterem tych spacerów. To prawobrzeżny dopływ Odry, który wielokrotnie trafiał na czołówki mediów z powodu katastrof ekologicznych. Zasolenie rzeki, wynikające głównie ze zrzutów wód kopalnianych, osiągało wartości kilkukrotnie przewyższające poziom Bałtyku, a to sprzyjało zakwitowi złotej algi. Ta z kolei stała się przyczyną masowego śnięcia ryb w zbiornikach, do których trafiają wody Kłodnicy – choćby w jeziorze Dzierżno Duże. Również Czarniawka, dawniej graniczna rzeka, nie ma czystej karty: zasilana głównie wodami opadowymi i ściekami, przez lata była silnie zanieczyszczona pyłem węglowym z kopalni „Makoszowy”.
Latem tego roku media znowu biły na alarm – początkiem lipca ponownie donoszono o szybkim namnażaniu się tzw. złotej algi w wodach Kłodnicy. Wojewoda śląski wprowadził czasowy zakaz korzystania z Kłodnicy – od Pławniowic aż po granicę województwa, w obawie przed destrukcyjnym wpływem glonu. To właśnie zakwit złotej algi doprowadził w 2022 roku do głośnej katastrofy ekologicznej na Odrze, kiedy przez długie tygodnie z wody wyławiano tysiące martwych ryb. Aby powstrzymać rozprzestrzenianie się glonów w stronę Odry, w koryto Kłodnicy wtłaczano się nadtlenek wodoru. Działania prowadzili żołnierze tarnogórskiego 5. Pułku Chemicznego, a cała sytuacja była ściśle monitorowana przez służby kryzysowe i Ministerstwo Klimatu. Sytuacja przypominała nam, że spacer wzdłuż rzeki to nie tylko kontakt z przyrodą, ale też konfrontacja z nieustanną walką człowieka o równowagę w ekosystemie.
Złote algi, znane nauce jako Prymnesium parvum, to pozornie niegroźne, jednokomórkowe glony o mikroskopijnych rozmiarach. Zazwyczaj funkcjonują jak typowy fitoplankton – czerpią energię ze słońca i stają się jednym z wielu, niewidocznych gołym okiem elementów wodnego świata. Ich druga natura ujawnia się jednak wtedy, gdy warunki w rzece czy jeziorze stają się zbyt trudne: rośnie zasolenie, brakuje azotu i fosforu, pojawia się zbyt duża konkurencja o składniki pokarmowe. Wówczas te maleńkie organizmy produkują prymnezynę – jedną z najbardziej zdradliwych toksyn w świecie przyrody. Substancja ta ma działanie neurotoksyczne i ichtiotoksyczne, a jej skutki widać najdotkliwiej na rybach. Zaczynają one płynąć powoli tuż pod powierzchnią, gromadzą się przy dopływach świeżej wody, czasem wręcz wyskakują z nurtu, jakby próbowały uciec przed niewidzialnym zagrożeniem. Skrzela i brzuch czerwienieją, ciało pokrywa się nienaturalnym śluzem. Najmłodsze osobniki giną najszybciej, a w małych zbiornikach toksyczny zakwit potrafi zniszczyć całą populację. To właśnie złote algi – i wytwarzana przez nie prymnezyna – uznawane są za główną przyczynę katastrofy na Odrze w 2022 roku. Wtedy wzdłuż setek kilometrów rzeki zebrano tysiące martwych ryb, a dramat stał się symbolem ostrzegawczym, że nawet coś tak niewielkiego jak mikroskopijny glon może zmienić wielką rzekę w cmentarzysko.
Pradziad i sok z rokitnika, czyli nagrody dla wytrwałych obserwatorów
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co przed pierwszym spacerem powiedział mi Michał. Jeśli wejdziesz na szczyt hałdy przy odpowiedniej pogodzie, możesz zobaczyć Pradziada. Mojego ukochanego Pradziada, dach Górnego Śląska i Moraw! Nie wiem, czy to kapryśność tego utworzonego przez działalność człowieka zwałowiska, czy mój pech, ale jak dotąd nie było mi dane zobaczyć władcy Jesioników z jego szczytu. Innym razem wybrałyśmy się na hałdę z koleżanką, żeby uchwycić rzekomo widoczną w naszym regionie zorzę polarną. Może i z oglądania zorzy wyszła figa z makiem, za to cudownie tnący nocną ciszę dźwięk przejeżdżającej niedaleko „Stonki”, czyli lokomotywy spalinowej SM42, przypomniał mi czasy dzieciństwa. Wychowałam się wszakże w pobliżu linii kolejowej w Katowicach-Ligocie, a śpiew silników „Stonek” i „Gagarinów” nieraz kołysał mnie do snu.
Oczywiście, kto nie spróbuje, ten nic nie osiągnie. Majówka wydała mi się idealnym czasem na „polowanie” na widok Pradziada. Michał z entuzjazmem wytyczył kolejną trasę spacerową. Zaczęliśmy spacer w pobliżu nieczynnej bocznicy kolejowej wciąż czynnej Kopalni Węgla Kamiennego „Sośnica”. Widok porośniętego trawą gąszczu szyn przeniósł nas, po raz kolejny, do świata rodem z „The Road” Cormaca McCarthy’ego. Wejście na hałdę od strony bocznicy jest też dość strome, ale warto było poćwiczyć trochę „cardio”. Tuż po lewej stronie, z pięknym widokiem na Zabrze w tle, rośnie bowiem... Rokitnik zwyczajny, Hippophae rhamnoides.
W zasadzie nie powinno to dziwić, bowiem rokitnik zwyczajny jest gatunkiem pionierskim, zdolnym do zasiedlania nagiej gleby. Rośnie także na zachodnioeuropejskich wydmach i klifach. Jest światłolubny – obumiera przy zacienieniu powyżej 50%. Był to jednak dla mnie pierwszy raz, gdy zobaczyłam tę akurat roślinę na hałdzie. W równą ekstazę wpadłam, gdy po raz pierwszy zobaczyłam czarkę szkarłatną na terenie pokopalnianym, a dokładnie w Rudzie, w lesie rosnącym na obszarze dawnej kopalni węgla kamiennego „Brandenburg”. Niestety, nie było mi dane zebrać owoców rokitnika, bowiem te utrzymują się przez zimę, do początku wiosny. Zdecydowanie muszę wybrać się na zbiory, gdy przyjdzie na to czas. Owoce rokitnika są soczyste, a jednocześnie zawierają niewiele cukru (zwłaszcza wśród odmian rosnących dziko). Są skarbnicą witamin A, grupy B, D i E, a także kwasu foliowego, luteiny, zeaksantyny i likopenu – a to raptem najważniejsze substancje. Zebrane na hałdzie owoce można bezpiecznie spożywać.
Nad Kłodnicą mamy tyle światów, ile pór roku, a może i więcej
Gdy wróciłam nad Kłodnicę pod koniec czerwca, świat wyglądał jeszcze inaczej. Zimowa sceneria postapokalipsy i majowa nieśmiałość całkowicie ustąpiły miejsca odrodzonej naturze. Spacerowaliśmy ponownie w rejonie granicznym Gliwic i Zabrza, wzdłuż górnego biegu rzeki, tam gdzie nurt jeszcze nie niesie całej przemysłowej spuścizny regionu. Woda w tym miejscu wydawała się przejrzysta, a życie – obecne na każdym kroku. Obserwowaliśmy stada kaczek krzyżówek, dostojne łabędzie, a w oddali czaplę siwą.
Ale prawdziwym spektaklem była flora. Tam, gdzie zimą dominowała szarość i popiół, w czerwcu wybuchała paleta barw: fioletowe kłosy żmijowca zwyczajnego, dawniej używanego jako remedium na ukąszenia węży; delikatne błękity jasieńca piaskowego, lubiącego ubogie, słoneczne gleby; intensywne, fuksjowe kwiaty goździka kropkowanego, odpornego na mróz i suszę; wreszcie pachnące dywany macierzanki piaskowej, której olejki eteryczne mają właściwości lecznicze i odstraszają szkodniki. To, co zimą wydawało się martwe, latem pulsowało energią.
Aromatyczna esencja zdrowia, którą podniesiesz prosto z ziemi
Warto zostać choć na chwilę zielarzem i pochylić się nad łatwym zbiorem macierzanki piaskowej, który oferuje nam okolica hałdy. Macierzanka piaskowa (Thymus serpyllum), bliska krewna tymianku, od dawna znajduje zastosowanie w medycynie naturalnej i kosmetyce, dzięki swoim prozdrowotnym właściwościom. W Polsce występuje około dziesięciu gatunków tej aromatycznej rośliny, preferujących nasłonecznione, suche tereny. Krzewy dorastają do około 50 cm, z drobnymi, owalnymi listkami i charakterystycznym silnym zapachem, a wiosną i latem pojawiają się u nich drobne kwiatostany w formie rurkowo-dzwonkowatych kwiatów.
Ziele i olejek macierzanki bogate są w olejki eteryczne, w tym karwakol, tymol, p-cymen, linalol i boreol, a także w garbniki i flawonoidy, które wspierają funkcjonowanie organizmu. Napary, inhalacje czy preparaty z macierzanki działają wykrztuśnie i rozkurczowo, ułatwiając oczyszczanie dróg oddechowych, łagodząc katar i wspomagając leczenie infekcji gardła. Roślina wykazuje również działanie przeciwbólowe przy dolegliwościach reumatycznych, wspomaga trawienie, pobudza wydzielanie enzymów i łagodzi problemy żołądkowe. Jej antybakteryjne właściwości sprawdzają się w pielęgnacji skóry, pomagając w leczeniu trądziku i regeneracji naskórka. Macierzanka stosowana jest w formie syropów, tabletek do ssania, naparów lub płukanek – uniwersalnie wspierając zdrowie zarówno od wewnątrz, jak i na powierzchni ciała.
Widoki z hałdy pokazują nam Śląsk nieoczywisty
Tłem naszych przygód jest wznosząca się na 244 m n.p.m. Hałda Makoszowy, symbol potęgi czwartej przyrody o dwóch twarzach. Z jednej strony wciąż funkcjonuje jako zwałowisko, gdzie kursują pociągi dowożące odpady pokopalniane. Z drugiej – staje się przestrzenią rekreacji i enklawą przyrody: rajem dla offroadowców, fotografów, rowerzystów czy biegaczy. Zimą przypominała kadr z uniwersum „Fallout”, ale latem – przy dobrej pogodzie – ze szczytu można dostrzec Beskidy, Sudety, a nawet Tatry.
Trzy spacery, w odstępie kilku miesięcy, ukazują dwie twarze tego samego miejsca. Zimowa mgła uczy pokory wobec przemysłowego dziedzictwa i ekologicznych wyzwań regionu. Wiosenna i letnia eksplozja barw przypomina, że natura – choć nadwerężona – ma niezwykłą zdolność regeneracji. Razem tworzą obraz Śląska nieoczywistego: mrocznego i pięknego zarazem, w którym przeszłość i przyszłość wciąż ścierają się na granicy wody, popiołu i zieleni.
Źródła:
Materiał dofinansowano ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

Za treści zawarte w materiale dofinansowanym ze środków WFOŚiGW w Katowicach odpowiedzialność ponosi Redakcja.

Może Cię zainteresować: