Skradzione klejnoty w Luwrze i ich śląskie oraz beskidzkie powiązania
Głośna kradzież biżuterii z Luwru poruszyła nie tylko francuską opinię publiczną. Jak przypominają regionaliści, część klejnotów z tej samej kolekcji – choć niekoniecznie te skradzione – miała już wcześniej związek ze Śląskiem i Beskidami. I to całkiem dosłowny.
Donnersmarckowie i cesarskie klejnoty
Na swoim profilu społecznościowym Krzysztof Lewandowski przypomniał historię zakupu przez Guido Henckela von Donnersmarcka szmaragdowego naszyjnika należącego niegdyś do cesarzowej Eugenii, żony Napoleona III.
Lewandowski jest autorem fabularyzowanej biografii głośnego śląskiego arystokraty, zatytułowanej „ Guido Henckel von Donnersmarck. Życie skandalisty” (w ubiegłym roku ukazało się jej wznowienie – polecamy!). Historię przejęcia klejnotów przez Donnersmarcków po zwycięstwie Prus nad Francją w wojnie z lat 1870-1871 opisał w niej tak:
Zgodnie z życzeniem Blanki Donnersmarck został głównym negocjatorem ustaleń pokojowych. Szczegółowo omawiał wszystkie
kwestie z kochanką. A ona miała też swoje prywatne cele.
– Chcę mieć biżuterię królów francuskich- powiedziała spokojnie do Guida.
– O czym ty mówisz? O żőłtych diamentach cesarzowej. Nigdy nie widziałam niczego równie pięknego.
O tych kamieniach w Paryżu słyszano od dawna. Uchodziły za najpiękniejsze, jakie znał ówczesny świat. Pierwszy miał 102,4 ka
rata, kształt bagietki, był polerowany, a drugi tylko 82,48 karata, ale był jeszcze piękniejszy. Współcześnie oba są wyceniane na około 8 milionów dolarów!
– Ale jak mam je kupić? Jak kupić takie skarby Francji - zastanawiał się Guido.
– -Należy zażądać horrendalnie wysokich kontrybucji wojennych. Niewyobrażalnych. A kiedy francuscy negocjatorzy udowodnią, że to niemożliwe, odpowiedzieć, że część odszkodowania można wypłacić w biżuterii, obrazach, dzwonach kościelnych. W czymkolwiek - wyjaśniła Blanka.
I tak się stało! Zakochany w Blance po uszy Donnersmarck nie tylko doprowadził do oddania przez Francję jako części kontrybucji klejnotów cesarzowej Eugenii (monarchini emigrowała wraz ze zdetronizowanym mężem do Anglii, a szukając źródeł finansowania m.in. wyprzedała swą biżuterię), ale też (kto bogatemu zabroni...) wykupił je na własność. Niemiecką paradę zwycięstwa na Polach Elizejskich Blanka oglądała już z brylantami cesarzowej Francji na szyi. A potem wraz z nią wyjechały na do Świerklańca.
Krzysztof Lewandowski:
Między innymi piękny, szmaragdowy naszyjnik zdobiony diamentami trafił na Górny Śląsk. Guido potem polecił przerobić go na diadem dla swojej młodej żony.
Biżuteria ta po latach została sprzedana na aukcji za ponad 13 milionów dolarów. Znawcy historii wskazują, że to jeden z najcenniejszych klejnotów, jakie kiedykolwiek trafiły na Górny Śląsk.
Żywiecki trop w Luwrze
Z kolei Michał Skawski w facebookowej grupie „Detal żywiecki” zwrócił uwagę na inny, mniej znany wątek. Według przekazów, część klejnotów należących do arcyksiężnej Alicji Habsburg – m.in. naszyjnik i kolczyki – została ukryta w tajnej skrytce pałacu w Żywcu podczas II wojny światowej. Podczas okupacji Niemcy ich nie odnaleźli. Po wojnie Habsburgom udało się potajemnie odzyskać biżuterię i wywieźć ją do Szwecji. Po czym zaczęli ją wyprzedawać. W ten sposób część trafiła do Luwru, a inne – jak tiara – do Smithsonian Institution w Waszyngtonie.
Regionalista przypomina, że arcyksiężna Alicja miała nawet pozować do zdjęć w tych klejnotach przed ich sprzedażą, co może pomóc w ich identyfikacji. Wpis wywołał lawinę komentarzy – od spekulacji o skrytkach w żywieckim pałacu po pytania o losy pozostałych elementów kolekcji.
Choć obecna kradzież w Luwrze to sprawa współczesna, przypomniane przez regionalistów historie świadczą o tym, że biżuteria z francuskich i habsburskich dworów miała swoje epizody także na Śląsku i w Beskidach. To nie tylko ciekawostka – to fragment większej opowieści o historii arystokracji i będącym jej częścią przepływie dób materialnych. A także lokalnych śladach w globalnych skandalach.