Sonia Kmiecik: "Jestem dziewczyną ze Śląska. Potrafię wiele zrobić!" Założycielka mikołowskiego EkoTargu o swojej pasji do zdrowej żywności

Sonia Kmiecik od urodzenia mieszka w Mikołowie. W swojej rodzinnej dzielnicy Kamionce prowadzi od ponad 10 lat Eko Bio Organic Centrum, szerzej znane jako EkoTarg. Centrum Soni to przede wszystkim sobotni targ z ekologiczną i lokalną żywnością, którą można kupić prosto od rolników i wytwórców. Od wtorku do piątku można zawitać do delikatesów oferujących produkty organiczne. Sonia opowiedziała nam, jak wyglądała jej droga od samej pasji do zdrowej żywności aż po stworzenie tego wyjątkowego miejsca na mapie Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii.

Rozmowa z Sonią Kmiecik, szefową EkoTargu w Mikołowie-Kamionce

Może zacznijmy od początku. Jak wyglądała pani młodość na Kamionce?
Wychowałam się tutaj, na Kamionce, w domu jednorodzinnym z dużym ogrodem i sadem. Mieliśmy swoje warzywa, owoce, a także zwierzęta – kury, świnie, króliki. Były też barany, które zastępowały kosiarkę. Wspólnie z rodzicami dbaliśmy o gospodarstwo. Było to życie bardzo bliskie naturze. Wszystko było uprawiane w sposób naturalny, a gleba była odpowiednio odżywiona dzięki zwierzętom, które hodowaliśmy. W tamtych czasach żywność była swojska, co miało ogromne znaczenie.

Wszystko to miało wpływ na pani późniejsze decyzje dotyczące zdrowej żywności, szczególnie jeśli chodzi o życie ekologiczne?
Myślę, że tak. Później wyjechałam do Holandii i spędziłam tam dwa lata. Kończyłam szkołę średnią. To były czasy jeszcze przed Unią Europejską, więc wyjazd dla mnie, jako nastolatki, był ogromnym przeżyciem. Mieszkałam z rodziną, która żyła w sposób bardzo eko – nie mieli samochodu, poruszali się rowerami. Mama rodziny przygotowywała wszystkie posiłki samodzielnie, nie jedli przetworzonej żywności. To też miało ogromny wpływ na moje późniejsze decyzje żywieniowe i styl życia.

Jak wyglądało pani życie po powrocie do Polski?
Kiedy wróciłam do kraju, zauważyłam, jak ludzie w miastach traktują jedzenie – często brakowało szacunku do żywności. Pracowałam w dużej korporacji, banku, gdzie zauważyłam, że ludzie często wyrzucali jedzenie ze wspólnej lodówki, które było jeszcze dobre. Regularnie sprzątałam tę lodówkę udowadniając, że to jedzenie nadaje się nadal do spożycia.

Zmiana w pani życiu zawodowym była również związana z korporacyjnym światem. Jak wyglądała pani droga zawodowa od korporacji do EkoTargu?
W korporacji pracowałam 15 lat. Praca była bardzo stresująca, ciągłe spotkania, negocjacje kontraktów. W końcu, zostałam zwolniona w ramach zwolnień grupowych. To może zabrzmieć dziwnie, ale poczułam ulgę. Nawet podziękowałam mojej szefowej za to, że mnie zwalnia. Zdjęła ze mnie presję Katowic, dużego miasta i jego chaosu. Wtedy mój brat powiedział „Siostra, dobrze, że już w końcu nie pracujesz w tej korporacji. Zrobimy wspólnie coś fajnego”. To był początek mojej nowej drogi zawodowej.

Jak wyglądały początki Państwa działalności?
Mój brat już wtedy piekł ekologiczne pieczywo. Wypowiedział wojnę wszystkim gotowym mixom, syntetycznym dodatkom i spulchniaczom. Głośno krytykował to w social mediach, przez co narobił sobie wrogów. No, ale utrzymał się i przetrwał najgorsze. Zaczął piec ekologiczne pieczywo. Ja zaczęłam pomagać. Kiedy jeszcze pracowałam w banku, jeździliśmy w soboty na targi ekologiczne, żeby sprzedawać pieczywo. Po moim zwolnieniu otwarliśmy własny targ tutaj – na Kamionce. Na który zaprosiliśmy fajnych etycznych twórców, rolników i producentów

Nie bała się pani takiego wyzwania?
Jestem dziewczyną ze Śląska. Potrafię wiele zrobić! Mówię po holendersku, angielsku. Znam trochę niemieckiego. Odnajduję się wśród ludzi. Jeśli chodzi o techniczną stronę prowadzenia biznesu, wykorzystuję moje doświadczenie z korporacji, a studia w kierunku marketingu i zarządzania, które kończyłam też trochę pomogły
Zawsze lubiłam organizować różne wydarzenia. Na targu czułam się, jakbym robiła coś naprawdę wartościowego – pomagałam promować zdrową, ekologiczną żywność i łączyć ludzi, którzy podzielają podobne wartości.

Brat w końcu zostawił biznes pani...
Brat mieszkał dosyć daleko, bo w województwie opolskim. Tam też piekł. Pewnego razu moja bratowa, wioząc pieczywo, miała poważny wypadek samochodowy. W związku z tym nie było nikogo, kto mógłby się tym zajmować. Brat, w pewnym sensie „musiał zaopiekować się żoną” i zostawił biznes w moich rękach.

Co było największym wyzwaniem?
Przede wszystkim trzeba było nauczyć się wielu rzeczy, których wcześniej się nie znało. Dodatkowo klienci są bardzo wymagający w tych czasach. I nie, nie nie tylko w ekskluzywnych butikach, ale także na EkoTargu. Musimy, więc, mocno się zmieniać i urozmaicać ofertę. Często trzeba walczyć z wystawcami, którzy nie chcą nic zmienić w swojej ofercie.

Co jest najprzyjemniejsze?
Najprzyjemniejsze w tej pracy są niewątpliwie spotkania z ludźmi – poznawanie pasjonatów, którzy robią coś wyjątkowego. Klienci, którzy z entuzjazmem dzielą się swoimi historiami, są dla mnie bardzo inspirujący.
Targ to również miejsce, gdzie można odkrywać ukryte talenty. Czasami ludzie podczas rozmów na EkoTargu ujawniają, że zajmują się rękodziełem. Czasem sami klienci zamieniali się w wystawców.
Najważniejsze jest to, że przez te wszystkie lata budujemy relacje z klientami i wystawcami. Z niektórymi zaprzyjaźniliśmy się przez te ponad 10 lat, znamy się nawzajem, śledzimy swoje życie. Niektóre klientki zaczęły tu przychodzić w ciąży, a teraz przychodzą z 8, 9-letnimi dziećmi.

Jeśli chodzi o wystawców, jako kobieta spotyka się Pani z oporem wobec zmian? zwłaszcza wśród rolników, którzy często są bardziej konserwatywni...
Tak, zdarza się, że rolnicy są bardziej oporni na zmiany, zwłaszcza na nowoczesne technologie, jak media społecznościowe. Mam ogromny szacunek do nich, bo wiem, ile pracy wkładają w swoje gospodarstwa. Jednak, niestety, niektórzy nie chcą się przekonać do mediów społecznościowych. Wydaje mi się, że boją się tych nowości i nie wierzą, że to może przynieść korzyści. Staram się ich wspierać, robię zdjęcia ich stoisk i wrzucam je na nasze profile, bo wiem, jak ważne jest, by być obecnym w sieci. Choć nie radzę sobie z tym idealnie, to nie wykluczam ich, a raczej staram się pomóc w miarę swoich możliwości.

Zauważyłem że Pani dzieci pomagają w prowadzeniu działalności. Czy cieszy Panią ich zaangażowanie?
Tak, moja córka jest już dorosła i pracuje ze mną na pełen etat. Cieszę się, bo widać, że zaczęła żyć tym biznesem. Rozmawiamy o tym w domu, zmieniamy różne rzeczy, a ona prowadzi także naszego Instagrama, robi relacje. Choć wiem, że to nie jest jej największa pasja, to cieszy mnie jej zaangażowanie i to, jak realizuje się w tym wszystkim. Syn ma dopiero 17 lat, ale jest uczniem szkoły handlowej. Tam uczy się systemów, które mamy w sklepie, i może w przyszłości będzie nam częściej pomagał. Na razie ma swoje pasje i życie, ale też uczestniczy w naszych rodzinnych rozmowach o pracy.
Mąż również pomaga mi w technicznych sprawach. Jest stolarzem, co się bardzo przydaje, ale mamy również prywatną pasiekę. Cała rodzina żyje ekotargiem.

Dzieci nie czują presji kolegów jeśli chodzi o przekąski i napoje? Jak wygląda sytuacja z ich nawykami żywieniowymi?
Tak, rzeczywiście, młodsze pokolenie często ulega pokusom, bo wokół nich jest pełno łatwo dostępnych, sztucznych produktów – niebieskich napojów czy innych niezdrowych przekąsek. Mam syna, który jest w technikum i, mimo że wie o szkodliwości tych rzeczy, to często nie chce się wyróżniać i czuje presję rówieśniczą. Wielu z nich pije te napoje, więc on też ma na to ochotę. Myślę jednak, że świadomość o szkodliwości tych produktów jest kluczowa Mam nadzieję, że w przyszłości, gdy dorośnie, ta wiedza zaowocuje.

Zmieniając temat, chciałabym zapytać o sprawę CPK i jego potencjalny wpływ na okolicę. Co Pani o tym sądzi?
Z jednej strony rozumiem potrzebę rozwoju, zwłaszcza transportu, bo teoretycznie przekierowanie tirów na tory to byłby dobry pomysł. Ale tu mówimy o kolei pasażerskiej. Jeżeli pociągi zatrzymywałyby się w naszej okolicy, byłoby to fajne – ułatwiłoby komunikację, szczególnie w rejonie, gdzie teraz mamy ograniczoną dostępność transportu. Z drugiej strony rozbudowa infrastruktury kolejowej może dotknąć mieszkańców, a zwłaszcza domy, które są blisko torów. To na pewno będzie miało duży wpływ na naszą lokalną społeczność. Czas realizacji takich projektów to lata, więc zanim to wszystko zostanie zrealizowane, dostęp do naszego targu byłby mocno ograniczony. Dodatkowo, jest jeszcze kwestia pobliskiego leśnego pogotowia. To bardzo ważne miejsce. Jest domem dla wielu dzikich zwierząt.

Jakie Pani odczucia związane są z tym projektem, biorąc pod uwagę lokalną społeczność?
To jest bardzo delikatna sprawa. Z jednej strony chcę wspierać rozwój, ale z drugiej strony myślę o tym, jak ten rozwój może wpłynąć na nasze sąsiedztwo, na ludzi, którzy tu mieszkają. Osobiście mam duży szacunek dla ludzi, którzy tu żyją i pracują, dlatego wszelkie zmiany muszą być dobrze przemyślane. Każda inwestycja powinna uwzględniać nie tylko rozwój, ale również dbałość o mieszkańców i ich codzienne życie.

Co robi pani w wolnym czasie?
Jeśli chodzi o moje hobby, to uwielbiam chodzić na pchle targi i zbierać starocie, szczególnie porcelanę. Odwiedzam też moich rolników, choć nie wszędzie jeszcze dotarłam. Odwiedziłam gospodarstwa w różnych miejscach – pod Piotrkowem, w Mogielnicy pod Warszawą, w Gliwicach-Brzezince.
Kocham też książki. Organizuję tutaj wymianę, gdzie można przynieść swoje książki i zabrać inne. Niestety, ludzie często chcą tylko przynieść, ale nie chcą zabierać starych książek. Kiedyś książki były szanowane, a teraz często traktuje się je jak jednorazowy towar. Ja nie chcę pozbywać się swoich książek – są dla mnie ważne i mam ich naprawdę sporo.

A jakie są pani plany na przyszłość?
Jeśli chodzi o przyszłość, to mam w planach odwiedzenie moich dalszych rolników, także chciałabym zacząć nagrywać z nimi wywiady, pokazywać ich, bo nie wszyscy prowadzą media społecznościowe. Niestety, brakuje mi czasu. Marzę o tym, żeby mój sklep i to miejsce były idealne – żeby parking był dobrze zorganizowany, drogi były w lepszym stanie, a komunikacja bardziej dostępna. Chciałabym, żeby Mikołów bardziej docenił to, co robimy, bo na razie nie mamy żadnego wsparcia ze strony miasta.

Podopieczni schroniska Psitul mnie w Zabrzu

Może Cię zainteresować:

Dzień Zwierząt Bezdomnych. Schronisko Psitul mnie w Zabrzu zaprasza do pomocy

Autor: Urszula Ważna

04/04/2025

Gdzie na majowke

Może Cię zainteresować:

Gdzie na majówkę? Najlepsze miejsca na długi weekend majowy

Autor: Redakcja

04/04/2025

Będzin. Jarmark Wielkanocny 2025 przy Pałacu Mieroszewskich. 13 kwietnia 2025.

Może Cię zainteresować:

Będzin. Tegoroczny Jarmark Wielkanocny znów na świeżym powietrzu. Tym razem w parku przy Pałacu Mieroszewskich!

Autor: Redakcja

03/04/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama