Ziętek: "Górnicy, którzy zginęli w Pniówku, pracowali pod ziemią dłużej niż pozwalały przepisy"

Gołym okiem widać, że ktoś w tej sprawie mataczy. Informacja o pierwszym stopniu zagrożenia w Pniówku powinna była ukazać się dzień po katastrofie. Ktoś w tej kopalni złamał regulamin pracy, przepisy górnicze, które powinny być święte. Górnicy mieli wyjechać na powierzchnię po 6 godzinach i koniec. Zostali dłużej i zginęli - mówi Bogusław Ziętek, lider Sierpnia 80.

KPRP / Jakub Szymczuk
Kopalnia "Pniówek"

Górnicy z Pniówka nie powinni byli być pod ziemią, gdy nastąpił pierwszy wybuch metanu. Prawda?
Prawda. Od 15 kwietnia w 16 miejscach pod ziemią obowiązywał w Pniówku pierwszy stopień zagrożenia wynikający z wysokiej temperatury. W praktyce, w tym konkretnym przypadku oznaczało to, że górnicy nie powinni pracować dłużej niż 6 godzin. Jeśli zjechali do pracy o godz. 18, o północy powinni być już na powierzchni. Dlaczego nie wyjechali? Musimy się dowiedzieć. Posiadam oczywiście dokument potwierdzający, że ta strefa zagrożenia została utworzona. Ma go już też wicepremier Jacek Sasin.

Jaką wagę ma ta informacja w kontekście wyjaśniania tragedii w Pniówku?
Przede wszystkim, świadczy o tym, że ktoś w tej sprawie mataczy. Ta informacja powinna była ukazać się dzień po katastrofie. Ktoś w tej kopalni złamał regulamin pracy, przepisy górnicze, które powinny być święte. Górnicy mieli wyjechać na powierzchnię po 6 godzinach i koniec. Zostali dłużej i zginęli. Gołym okiem widać próbę ukrywania faktów i tego nie musi wyjaśniać żadna komisja.

Apelował pan do rządu o gwarancje bezpieczeństwa dla pracowników kopalni, którzy byliby skłonni opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w Pniówku. Takie osoby się zgłaszają?
Do nas? Tak. I nie ujawnię niczego dopóki nie będzie pewności, że nic tym ludziom nie grozi. Niezrozumiałe w tym wszystkim jest to, że taka deklaracja z ust premiera czy wicepremiera nie padła. A bez tego nie uda się wyjaśnić obu wypadków w kopalniach JSW. Na Zofiówce wcale nie było lepiej – mamy informacje o nadużyciach, które doprowadziły do śmierci górników.

O jakich nadużyciach pan mówi?
Kilka tygodni przed wypadkiem dochodziło do dziesiątek, o ile nie setek wstrząsów, które powinny skutkować określoną profilaktyką. Wprowadzono ją bardzo późno. Jest podejrzenie, że urządzenia wychwytujące wstrząsy były ustawione w nieodpowiednich miejscach. Oprócz relacji pracowników, mam też dokumenty, które dowodzą błędów i nieprawidłowości. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że komisja wyjaśniająca katastrofy w Pniówku i Zofiówce powinna mieć specjalne uprawnienia i delegacje, bo zginęli tam nie tylko górnicy, ale i ratownicy. Takiej tragedii nie było w górnictwie. A dziś mamy sytuację, w której urzędnicy Okręgowego Urzędu Górniczego będą sprawdzać, czy dobrze wykonywali swoje obowiązki. To jest Kafka.

Jakaś odpowiedź od wicepremiera Sasina?
Na razie zero odzewu. Podobnie jak na apel o niepowoływanie nowego zarządu JSW do czasu wyjaśnienia wypadków. Od rządu słyszeliśmy deklaracje dotyczące wyjaśniania tych tragedii i one muszą zostać wypełnione. Nie tylko ze względu na zmarłych. Codziennie kilka tysięcy górników zjeżdża do pracy pod ziemię. Nie chciałbym powtórki scenariusza z Halemby, która wymagała ogromnego heroizmu w dojściu do prawdy i sprawiedliwości. Tymczasem na razie obserwuję głównie grę na zwłokę. Za rok wszyscy o tym zapomną, a komuś ewidentnie na tym zależy. To, czy w Pniówku była strefa zagrożenia, nie wymaga wyjaśniania przez kilka miesięcy. Jest dokument, który wszystko mówi. Czy kogoś ukarano już za złamanie przepisów? Nie słyszałem.

Co ze sprawą ratowników, których posłano w Pniówku pod ziemię po pierwszym wybuchu?
Dla mnie bardzo wiarygodnie brzmią słowa Jerzego Markowskiego, za które został napiętnowany przez wiodące związki zawodowe w JSW. W tej spółce dochodziło do karygodnych zjawisk kadrowych, w których związki maczały palce. Nie dziwi mnie więc, że chciałyby one, żeby teraz sprawa ucichła. Nad tymi trumnami powinno być głośno. Inaczej zamiotą wszystko pod dywan. Na Wesołej też jest podejrzenie, czy – po wypadkach w Pniówku i Zofiówce – nie doszło do wybuchu metanu. Musimy to wyjaśnić. Jesteśmy to winni tym, którzy zginęli i którzy zjeżdżają codziennie pod ziemię.

Jerzy Markowski

Może Cię zainteresować:

"W Pniówku zginęli ludzie, bo ktoś olał swoją robotę". Jerzy Markowski o tragicznych wydarzeniach w górnictwie

Autor: Marcin Zasada

26/04/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon