W roku 2024 udzieliłem wywiadu Paulinie Kirschke – cenionej dziennikarce i charyzmatycznej prezesce Fundacji Muzeum Historii Kobiet. Rzecz dotyczyła ogólnopolskiego projektu herstorycznego „Co Wy o nich wiecie?”, do którego udało mi się zakwalifikować. Polski system edukacji oceniłem tak: „Jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego modelu kształcenia. Staliśmy się jego zakładnikami. Ów model dla wielu jest fundamentem, którego nie wolno ruszać. Można co najwyżej coś na nim nowego zbudować, przebudować. A to de facto niczego nie zmienia. To konserwuje wegetację systemu”.
Od tego czasu nie zmieniłem zdania, a wręcz utwierdziłem się w nim. Moja ocena systemu edukacji made in Poland dotyczy także edukacji regionalnej. Tak istotnej, aby poznać i zrozumieć historię nie tylko swoich małych ojczyzn, ale państwa, w którego granicach się one znajdują.
Z moich rozmów z osobami związanymi z polskim systemem edukacji oraz własnych obserwacji i doświadczeń wynika, że na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim wspomniana edukacja regionalna jest nadal słabo zakorzeniona. Zwłaszcza po zagłębiowskiej stronie Brynicy, gdzie chronicznie brakuje materiałów i publikacji dostosowanych do przedszkoli, szkół podstawowych i średnich. A to tylko jeden z wielu problemów w tej materii. Odnoszę wrażenie, że o ile po górnośląskiej stronie są ludzie chętni, aby mówić o edukacji regionalnej, wdrażać ją w życie i tworzyć wspólne przedsięwzięcia, to po zagłębiowskiej stronie trafiają oni na ciszę. Jedną, wielką pustkę.
Aby edukacja regionalna stała się istotnym elementem w polskim szkolnictwie, niezbędna jest gruntowna zmiana nie tylko podstaw programowych, ale też systemu edukacji, który ma wpływ zarówno na funkcjonowanie w nim uczniów, jak i nauczycieli oraz dyrekcji szkół.
Prosty przykład. To odpowiedni czas aby zdecydować się tworzyć świadectwa szkolne tylko na zakończenie edukacji w danej szkole, a wspomniane dokumenty sporządzać jedynie w wersji cyfrowej, która byłaby automatycznie generowana przez wszystkie dzienniki elektroniczne z uwzględnieniem niezbędnych zabezpieczeń. Warto także zrezygnować z oceny z zachowania, która jest edukacyjnym reliktem przeszłości. Należy również zadbać o silniejszą pozycję prawną nauczycieli i kadry dyrektorskiej.
Koniec z mnożącymi się i mutującymi w nowe odmiany biurokracji stertami papierów, zaświadczeń, oświadczeń, dostosowań, sprawozdań, załączników itd. Kolejny formularz lub raport nie sprawią, że szkoła będzie działać efektywniej. Spróbujmy wprowadzić politykę 10 dokumentów. Każdy nauczyciel/nauczycielka będzie musiał/-ła w ciągu roku szkolnego wypełnić nie więcej niż 10 papierowych dokumentów. Pozostała część zredukowanej do niezbędnego minimum i uproszczonej biurokracji ma być wyłącznie w wersji cyfrowej.
Zadbajmy o to aby przy każdej szkole (w odległości nie większej niż 100 metrów) znajdowały się przystanki z cyfrowymi tablicami z rozkładami jazdy oraz sygnalizacją świetlną, gdzie dzięki publicznemu transportowi młodzież mogłaby szybko oraz bezpiecznie przemieszczać się z domu do szkoły i z powrotem. To tylko kilka z wielu pomysłów na pozytywne zmiany.
Należy odważyć się na stworzenie nowego systemu edukacji. Bez skupiania się na krytykowaniu poprzedniego, bo ten przez dziesięciolecia sprawdzał się i dał szansę na rozwój wielu osobom. Ale jego formuła się wyczerpała. Mamy inne realia, inny stan wiedzy we wszystkich nauczanych dziedzinach oraz odmienną formę narracji o nich, niż miało to miejsce kilkadziesiąt lat temu, inną młodzież, inne spojrzenie na otaczający świat oraz związane z nim definiowanie różnorodnych zjawisk i interakcje z nimi, inny poziom technologii, nasze życie wygląda inaczej niż 30, 50 czy 100 lat temu. Zmieniają się ludzie i ich mentalność oraz sposób, w jaki przyswajają wiedzę i z niej korzystają.
Skoro tak szacowne instytucje jak biblioteki potrafiły się dostosować do współczesnych wyzwań i nadal pełnić swoją arcyważną funkcję, to dlaczego nie może dokonać tego polska szkoła??
Ale przejdźmy do meritum, czyli do edukacji regionalnej. Aby mówić o niej w kontekście szkoły, niezbędna jest gruntowna reforma podstaw programowych. Jej przygotowanie Ministerstwo Edukacji Narodowej musi przeprowadzić tylko i wyłącznie z praktykującymi nauczycielami ze szkół podstawowych i średnich. Pod żadnym pozorem nie mogą być do niego dopuszczeni wykładowcy akademiccy. Z całym szacunkiem dla nich i ich dorobku, ale to praktykujący nauczyciele znają najlepiej realia szkoły oraz potrzeby uczennic i uczniów. Uczelnie wyższe to kompletnie inny świat, z innymi priorytetami, inną hierarchią, innym modelem nauczania.
W przypadku przedmiotu, jakim jest historia należy na podstawie pozostawić historię Polski z elementami historii powszechnej dotyczącej naszego państwa. Pozostałą historię powszechną należy przeznaczyć wyłącznie na rozszerzenie. Zależy mi, aby szkoła nad Wisłą i Brynicą przestała być zakładniczką starego systemu. Doszło do sytuacji, że owa zakładniczka uzależniła się od niego. Czas na zdroworozsądkowy detoks. Ta zmiana nie będzie intelektualnym samobójstwem, ale ewolucją. Krokiem na przód.
Po takim rozdziale należy przystąpić do zreformowania nauczania historii Polski. Trzeba całkowicie zmienić podejście do tego przedmiotu, który został zdominowany przez wojny i politykę w asyście peletonu dat dziennych, miesięcznych i rocznych. Koniec z lokowaniem kobiet na marginesach podręczników. Historię naszego kraju należy podzielić na działy tematyczne, które w różnych perspektywach ukażą przeszłość, różnorodne procesy, a także jej oddziaływanie na teraźniejszość np. życie codzienne, sacrum, architekturę/kulturę/sztukę, naukę, herstorię, politykę, wojskowość, regionalizm.
W przypadku ostatniego z wymienionych działów, należy rozważyć następujące rozwiązanie. Wszystkie materiały dotyczące tegoż (tj. obejmujące wiedzę o małych ojczyznach całego kraju) należałoby umieścić w jednym miejscu w bezpłatnej formie cyfrowej. I tu każdy nauczyciel/nauczycielka dostosowywałaby tę część historii do danego województwa i regionu. Ideałem byłoby też stworzenie wersji papierowej, ale zdaję sobie sprawę z problemów i wyzwań dotyczących realizacji tego rozwiązania.
Co istotne, uczennice i uczniowie powinni poznawać nie tylko swoją małą ojczyznę, ale też swoich sąsiadów. To ważne dla budowania lokalnych tożsamości i wzajemnego zrozumienia, współpracy i szacunku. Współczesna lokalna tożsamość to nie wyspa na bezkresnym oceanie. Jej częścią jest także sąsiad i jego dziedzictwo.
W ramach edukacji regionalnej należy stworzyć odpowiednie materiały zawierające elementarną wiedzę o małych ojczyznach. Chodzi tu m.in. o pochodzenie nazwy regionu, jego granice, symbole, historię, zamieszkującą go na przestrzeni wieków społeczność, etnografię (w tym język/gwarę), kulturę, architekturę, postacie historyczne i współczesne związane z regionem oraz informacje o teraźniejszej sytuacji małej ojczyzny poprzez pryzmat różnych aspektów z nią związanych. Przeszłość i współczesność. Podana w sposób przystępny i ciekawy dla młodego odbiorcy/odbiorczyni. Wszystko to z wykorzystaniem narzędzi cyfrowych, takich jak filmy, animacje, grafiki, zdjęcia, mapy itd. Ale bez wykorzystania sztucznej inteligencji. To ciekawe narzędzie, ale moim zdaniem na dłuższą metę w edukacji będzie skutkować odbieraniem uczniom/uczennicom samodzielności i ich własnej kreatywności. Przygotowany przez Instytut Zagłębia Dąbrowskiego „Pomocnik do edukacji regionalnej w Zagłębiu Dąbrowskim” to krok w dobrą stronę. Ale to przysłowiowa kropla w oceanie potrzeb w tej materii.
Koniecznym jest również napisanie bezpłatnych aplikacji dostępnych na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej, szkół oraz w sklepach internetowych, poświęconych edukacji regionalnej, które zawierałyby rzetelną wiedzę o małych ojczyznach. Ale nie można poprzestawać na samej teorii. Niezwykle ważne są tu projekty, wycieczki, spacery historyczne, warsztaty, uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych. Nawet najlepszy podręcznik czy aplikacja nie zastąpią bezpośredniego kontaktu człowieka z materialnym fragmentem przeszłości.
W przypadku Zagłębia Dąbrowskiego wiedza z dziedziny regionalizmu obejmowałaby, oprócz małopolskiego brzegu Brynicy, także Górny Śląsk. Wiedza o Czeladzi nie jest ani lepsza ani gorsza od wiedzy o Zabrzu, a historia bytomskiego Rynku nie konkuruje z sosnowiecką Pogonią. Dlaczego nie wymieniam tu regionu częstochowskiego? Ponieważ to Zagłębie i Górny Śląsk mają wiele ze sobą wspólnego. Zarówno pod kątem historycznym jak i etnograficznym. A ich tożsamości nawzajem siebie identyfikują jako odrębne, z jasno wytyczoną, geograficzną granicą, jaką jest rzeka Brynica. Czegoś takiego nie ma w przypadku Zagłębia i regionu częstochowskiego. Owa łączność między tymi dwoma małymi ojczyznami została bezpowrotnie zerwana w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy doszło do podziału ówczesnego powiatu będzińskiego, który do 1927 r. sąsiadował z przywoływanym tu regionem częstochowskim.
Jak więc widzicie Szanowne Czytelniczki i Czytelnicy, nie zamierzam wrzucać do starego systemu edukacji nowych przedmiotów, które byłyby wciskane do planów polskich szkół w postaci kolejnych godzin, podstaw programowych i podręczników. Zależy mi na zasadniczej zmianie. A przede wszystkim na dobru młodzieży i instytucji, która wciąż jest dla mnie synonimem dialogu i nadziei na lepsze jutro.

Może Cię zainteresować: