Węgierska Górka: wreszcie można odetchnąć
Otwarty niedawno odcinek drogi ekspresowej S1, omijający Węgierską Górkę, Milówkę i inne miejscowości w dolinie Soły, to wydarzenie, które zmienia nie tylko mapę komunikacyjną regionu, ale też jego społeczne i gospodarcze rytmy. Przez lata mieszkańcy tych miejscowości żyli w cieniu tranzytu – zarówno tego transgranicznego, jak turystycznego. Czyli zmagali się z hałasem, korkami, niebezpiecznymi sytuacjami na wąskich ulicach, które nie były przystosowane do takiego natężenia ruchu. Dla wielu z nich otwarcie obwodnicy to ulga, odzyskana cisza, poczucie bezpieczeństwa i nadzieja na spokojniejsze życie. „Jeździłem tą drogą dużym chyba z 13 lat. I zawsze współczułem mieszkańcom. Nie dość że drogi rozjechane, to jeszcze hałas dzień i noc. W końcu doczekali się ciszy i spokoju” – pisze jeden z komentujących na mediach społecznościowych. Niejako reprezentując tych, którzy przez dekady czekali na ten moment, bo podobnych głosów jest więcej.
Głosy niepokoju...
Ale obwodnica to nie tylko wyzwolenie. To także pytania o przyszłość. Czy przeniesienie ruchu z dawnej DK1 – tzw. „Cesarki” – nie odbije się negatywnie na lokalnej gospodarce? Czy restauracje, sklepy, stacje benzynowe, które żyły z ruchu tranzytowego, przetrwają? Czy turysta, który kiedyś zatrzymywał się „po drodze” na obiad w restauracji czy zrobić szybkie zakupy w lokalnym sklepie, teraz nie ominie tych miejsc pędząc ku atrakcjom Słowacji bądź myśląc już tylko o szybkim dojeździe do domu? I w internetowych komentarzach pojawiają się też głosy pełne obaw. Tu próbka: „Poczekajmy z miesiąc dwa, a zaczną narzekać, że spadły im obroty. Restauracje, kawiarnie, małe sklepiki, stacje benzynowe. No cóż, coś za coś”. Inni dodają: „Obwodnice oprócz większej ciszy, gwarantują spowolnienie gospodarki”. Nie brakuje zresztą bardziej dramatycznych wizji: „Węgierska Górka zacznie stopniowo umierać. Ceny działek pod budownictwo spadną i będzie spokój". A nawet w tonie zupełnie już apokaliptycznym: „Umrze Milówka, Rajcza, Ujsoły, Soblówka itd. A żal. Młodzi wyjadą, a starzy koleją rzeczy wymrą”. Na ogół to jakże powszechne w internecie, toksyczne utyskiwania, niemniej w niejednym wzbudzą one lęk przed marginalizacją i przed tym, że obwodnica – zamiast otworzyć region – odetnie go od świata.
... i głosy nadziei
Ale w tej samej przestrzeni pojawiają się też głosy nadziei i rozsądku. „Nie wydaje mi się, żeby biznesy się zamknęły, bo znam wielu ludzi z różnych części Polski, co omijają Żywiec i jadą specjalnie do Górki jako turyści”. Ktoś inny dodaje: „Knajpy? To będzie weryfikacja, czy było tak dobre jedzenie, czy po prostu było po drodze. Dla turystów będzie bezpieczniej”. Z takich z kolei głosów przebija przekonanie, że jakość się obroni, że turysta nie zniknie, tylko wybierze świadomie. Że teraz – wreszcie bez huku tirów i ryku silników – można będzie usiąść w ogródku przy rondzie i spokojnie zjeść pizzę.
Ale w tle tych emocji pojawiają się też kwestie techniczne. Jak chociażby zimowe utrzymanie i remonty starej DK1, która przestaje być drogą krajową.
– Z chwilą oddania do ruchu obejścia Węgierskiej Górki, obecny fragment DK1 Przybędza – Milówka stracił status drogi krajowej i zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa przechodzi w zarząd Województwa Śląskiego – wyjaśnia Marcin Twardysko z katowickiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Czyli DK1 zostanie drogą wojewódzką. A to znaczy, że gmina Węgierska Górka nie zostanie z jej odśnieżaniem i naprawami pozostawiona samej sobie, jak straszy ten i ów z internetowych komentatorów.
Tymczasem w Milówce
Podobne pytania rodzą się także w Milówce, która – choć również leży na dawnej DK1 i została ominięta przez nową trasę S1 – znajduje się w nieco innej sytuacji niż Węgierska Górka. Jej położenie sprawia, że nadal pozostaje ważnym punktem na mapie dojazdów w Beskid Żywiecki. Turyści zmierzający do Rajczy, Rycerki czy Ujsołów wciąż będą przez nią przejeżdżać, korzystając z dogodnego zjazdu z S1 za Węgierską Górką. Choć część podróżnych – zwłaszcza kierujących się do Rycerki – może wybierać alternatywny zjazd w Lalikach, to Milówka częściowo zachowuje swoją funkcję komunikacyjnego węzła dla południowej części Żywiecczyzny. Co może oznaczać, że skutki istnienia ekspresówki będą tu mniej znaczące niż w Węgierskiej Górce. Ale i tu warto, by lokalne władze przemyślały nową rolę miejscowości w zmienionej strukturze ruchu. Milówka może nawet zyskać – pod warunkiem, że utrzyma i wykorzysta swoją pozycję jako brama do górskich dolin (bo tę już posiada!). Oraz nadal dbać będzie o jakość lokalnej oferty.
W Rajczy patrzą z optymizmem
Przykładem tego, że wizje S1 jako kata dla lokalnej turystyki i w związku z tym biznesu w ogóle to strachy na Lachy, jest Rajcza. Ta już wcześniej, bo od czasu uruchomienia zjazdu na S1 w Milówce w 2006 roku, znalazła się lekko na uboczu głównej transgranicznej arterii.
– Nie odczuliśmy spadku ruchu turystycznego po otwarciu odcinka S1 ze Zwardonia do Milówki – wspomina Alicja Owczarzy, kierownik Referatu Promocji i Współpracy Transgranicznej Urzędu Gminy w Rajczy.
I nie ma wątpliwości, że to dobrze, iż cały ruch tranzytowy ciężarówek przejęła ekspresówka: – To nie są kierowcy, którzy chcieliby się u nas zatrzymywać. A ci, którzy wiedzą, po co tu przyjeżdżają – a zazwyczaj wiedzą – i tak do nas trafią. Jesteśmy typowo turystyczną miejscowością, ukierunkowaną na wzmożony ruch weekendowy. Zaczyna się on w piątek po południu, a kończy w niedzielę wieczorem albo w poniedziałek rano. Bazujemy na turystyce pieszej i rowerowej. Myślę, że S1 powinna wyjść nam na dobre.
Po otwarciu obejścia Węgierskiej Górki i w Rajczy daje się dostrzec zmniejszony ruch tranzytowy (z czego lokalni użytkownicy dróg tylko się cieszą), ale nie zanosi się na to, by miała w związku z tym ucierpieć tutejsza turystyka.
Tożsamość, adaptacja i nowe możliwości
Bo obwodnica S1 to nie tylko nowe możliwości, jakie stwarza śmiało pokonująca góry, nowoczesna trasa. To może być również test dla lokalnej tożsamości, dla odporności społecznej, dla zdolności do adaptacji. Ten moment, w którym także miejscowości takie jak Węgierska Górka czy Milówka muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jesteśmy, gdy nie jesteśmy już „przy drodze”? Czy nadal potrafimy przyciągnąć turystę? Nie z racji samego tylko położenia, lecz jakością. Czy potrafimy przekształcić dawną DK1 w wartość lokalną? Np. trasę spacerową, rowerową, historyczną? Czy umiemy wykorzystać położenie na uboczu jako atut?
Droga ekspresowa S1 może stać się impulsem rozwojowym dla wielu innych miejscowości. Szczególnie tych zagubionych wśród gór, które przez lata pozostawały na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych. Laliki czy Sól-Kiczora, a może przede wszystkim Zwardoń, w XXI wieku znów cokolwiek podupadający po lekkim ożywieniu lato 90., zyskują teraz realną szansę na ożywienie. Wygodniejszy i szybszy dostęp oznacza nie tylko większy ruch turystyczny, ale też ułatwienia dla tamtejszych mieszkańców, którzy codziennie dojeżdżają do pracy. Szczególnie do Bielska-Białej: skrócenie czasu przejazdu z 55 do 35 minut to nie kosmetyczna zmiana, lecz konkretna poprawa jakości życia. W miejscach, gdzie wcześniej dominowało poczucie wykluczenia, pojawia się perspektywa inwestycji i rozwoju.
Na razie – jak widać – emocje są żywe. Jedno jest pewne: obwodnica wiele zmienia nie tylko dla jej mknących przez Beskidy użytkowników. To, co sprawi ta zmiana w pięknej górskiej dolinie, zależy już nie od GDDKiA czy rządu, ale od lokalnych mieszkańców i tamtejszych władz.
– Zobaczymy, jak będzie za kilka tygodni. Na razie to S1 raczej przyciąga ludzi – mówi Alicja Owczarzy.
Może Cię zainteresować:

