Książki o języku śląskim

Grzegorz Kulik: Przestańmy udowadniać politykom, że śląski to język!

We wtorek 18 listopada odbyło się pierwsze czytanie kolejnego projektu wprowadzenia języka śląskiego do listy języków regionalnych w Polsce. Mam wątpliwości co do sensu tej inicjatywy, bo oczywiste jest, że nawet jeśli ona przejdzie przez Parlament, to nie zostanie podpisana przez prezydenta. Mimo tego jestem wdzięczny posłance Monice Rosie za wytrwałość.

Dyskusja nie na temat

Byłem jednak wybitnie rozczarowany dyskusją podczas posiedzenia. Śląskie elity intelektualne dwadzieścia lat temu dały się wciągnąć w dyskusję, której się nie da ani wygrać, ani przegrać, i nigdy się nie zastanowiły nad tym, że tańczą w takt muzyki granej przez przeciwników.

Gdy przy pierwszej próbie uzyskania dla śląskiego statusu języka regionalnego wnioskodawcy usłyszeli, że nie może tak być, bo śląski nie jest językiem, śląskie elity dostały zbiorowej obsesji na punkcie udowodnienia, że śląski to język. Ludzie, którzy rodzili się, gdy pierwszy projekt szedł do Sejmu, dzisiaj wkraczają w dorosłość, a my na poziomie argumentacji jesteśmy nadal w tym samym miejscu ku uciesze tych, którym śląski jako język regionalny jest nie w smak.

Prawo polskie przyjęło koncepcję określoną terminem „język regionalny”, a dyskusja odbyła się nad pojęciem „język”. Nie rozumiem, dlaczego od dwudziestu lat się miesza te określenia. Czy komuś przyszłoby do głowy pójść do diabelskiego młyna po mąkę? Czy w lesie można się strzec wilków morskich? Czy na karku nosimy głowę rodziny? Dlaczego nikt tych pojęć nie myli z młynem, wilkiem i głową, a odróżnienie języka od języka regionalnego jest nie do przejścia nawet dla intelektualistów?

„Język” a „język regionalny”

Prawo definiuje „język regionalny” w art. 19 ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym:

1. Za język regionalny w rozumieniu ustawy, zgodnie z Europejską Kartą Języków Regionalnych lub Mniejszościowych, uważa się język, który:

  1. jest tradycyjnie używany na terytorium danego państwa przez jego obywateli, którzy stanowią grupę liczebnie mniejszą od reszty ludności tego państwa;
  2. różni się od oficjalnego języka tego państwa; nie obejmuje to ani dialektów oficjalnego języka państwa, ani języków migrantów.

A więc teoretycznie nie obejmuje dialektów, a śląski to dialekt, więc trzeba udowadniać, że jest językiem. Tylko że razem z Europejską Kartą Języków Regionalnych lub Mniejszościowych Rada Europy przyjęła raport wyjaśniający, który w artykule 17. mówi wprost, że „pojęcie [języka] nie zostało zdefiniowane jako subiektywne prawo jednostki do mówienia »w swoim własnym języku«, lecz zdefiniowanie pojęcia języka pozostawiono do indywidualnego uznania każdego człowieka”. Inaczej mówiąc: polskie prawo odnosi się do Karty, a ta mówi, że ludzie sami określają, czy mówią językiem, czy nie. Ludzie z zewnątrz, naukowcy, rady, instytuty mogą sobie ten język uważać nawet za slang, ale w kontekście prawnym decydują użytkownicy. A ci użytkownicy zrobili to na przykład w spisie powszechnym.

Czy komuś przyszłoby do głowy pójść do diabelskiego młyna po mąkę? Czy w lesie można się strzec wilków morskich? Czy na karku nosimy głowę rodziny? Dlaczego nikt tych pojęć nie myli z młynem, wilkiem i głową, a odróżnienie języka od języka regionalnego jest nie do przejścia nawet dla intelektualistów?

Grzegorz Kulik

Stare, nijakie argumenty

Dlaczego więc nikt się na to nie powołuje? Dlaczego nikt nie mówi „prawo stanowi, że to ja decyduję, czy mówię językiem śląskim, a nie Rada Języka Polskiego ani pan, panie pośle jak ci tam”? Zawsze się kończy na płaczu: „ojoj, przeciesz jenzyk, bo ksionszki, bo teatr”. Od dwudziestu lat powtarzamy jedno i to samo oczekując innych efektów. Na posiedzeniu skonsternowany słuchałem pozbawionych jakiejkolwiek substancji wypowiedzi, które mnie samego nie tylko by nie przekonały, ale wręcz pomyślałbym, że sprawa jest niepoważna, gdybym był pobocznym obserwatorem.

Mówiąc po śląsku, używam języka urzędowego

Na posiedzeniu był też senator Piotr Masłowski, który mówił po śląsku do momentu, gdy poproszono go, żeby przeszedł na polski. Tutaj widzę kolejny problem. Językiem urzędowym w Polsce jest język polski, a nie język polski literacki. Polskie prawo w ogóle nie zna pojęcia „język polski literacki”. Śląski, zgodnie z obecnym prawem i przywołaną na posiedzeniu opinią Rady Języka Polskiego, jest dialektem polskiego. Skoro tak jest, to śląski to polski, a więc śląski to wciąż jest wersja języka urzędowego. Dlaczego w parlamencie tego kraju prosi się Ślązaka o przejście na polski? Co może być lepszym dowodem na oddzielność jednego od drugiego, jak nie prośba o przejście na język polski w Sejmie RP?

Oczywiście to też nie zostało wskazane, bo nikt nigdy się nie zastanawiał nad tym, jak dziurawe jest polskie prawo w tej kwestii. Moglibyśmy do wszystkich urzędów w Polsce wysłać pisma po śląsku, na które te urzędy musiałyby odpowiedzieć, bo pisalibyśmy w języku urzędowym. To, że tego nie robimy, wynika tylko z narzuconej nam konwencji.

Można się zajmować klasyfikacją języków w akademii albo w komentarzach publicystycznych, ale gdy się idzie do Sejmu, to trzeba wiedzieć, czego dotyczy procedowanie i znać kontekst prawny. Inaczej to nie jest pchanie sprawy naprzód, tylko performens.

Prezydent Karol Nawrocki

Może Cię zainteresować:

Serbołużyczanie apelują o uznanie za mniejszość etniczną. W tle także głos Ślązaków

Autor: Tomasz Borówka

16/11/2025

Kulik

Może Cię zainteresować:

Grzegorz Kulik: Niych ślōnski jynzykowy puryzm bydzie naprowda ślōnski

Autor: Grzegorz Kulik

26/10/2025