Monumentalne wejście do Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie to jeden z najbardziej rozpoznawalnych przykładów śląskiego socrealizmu. Ale na jego pylonach znajduje się coś, co przez dekady umykało uwadze: kamienne tarcze herbowe z napisem „KATOWICE” – mimo że w chwili oddania obiektu do użytku miasto nosiło już nazwę Stalinogród. Czy to błąd? Sabotaż? A może świadoma decyzja?
Co tu się podziało? Przecież to Chorzów!
Jednak patrzących dziś na herby Katowic na Wejściu Głównym do Parku Śląskiego zaskoczy w pierwszym momencie coś innego. Znajdują się przecież... w Chorzowie! Lecz zdumiewa to tylko z perspektywy współczesnej geografii. Bo choć dziś Park Śląski leży w całości w granicach Chorzowa, to w chwili jego powstania sytuacja wyglądała inaczej.
W pierwszej połowie lat 50. znaczna część terenów, na których powstawał Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, należała administracyjnie do Katowic. I to właśnie ta nazwa – Katowice – pojawiała się we wszystkich oficjalnych dokumentach, uchwałach i relacjach prasowych z epoki. Park był więc formalnie Wojewódzkim Parkiem Kultury i Wypoczynku w Katowicach.
Od marca 1953 roku – po przemianowaniu miasta w kilka dni po śmierci Józefa Stalina – funkcjonował już jako WPKiW w Stalinogrodzie. Choć więc dziś może to dziwić, wówczas było to całkowicie logiczne i zgodne z ówczesnym stanem prawnym. Zatem kamienna tarcza herbowa z napisem „KATOWICE” albo musiała powstać wcześniej, zanim zmieniono nazwę miasta, albo po jej przywróceniu w 1956 roku. W każdym razie tak podpowiadałaby logika – szkopuł w tym, że wejście pochodzi z 1954 roku i zostało ukończone, gdy Katowice... były już Stalinogrodem.
Zrozumieć, co mówi kamień
Dzisiejszy napis „KATOWICE” na pylonach Wejścia Głównego wygląda aż w dwójnasób podejrzanie. Nie dość, że to Chorzów, to jeszcze litery są osadzone na swego rodzaju plombie – listwie z innego materiału, wpasowanej w miejsce po wcześniejszych znakach. To sugeruje, że oryginalny napis został usunięty i zastąpiony nowym. Czyżby oryginalnie widniało tam słowo „STALINOGRÓD”? To atrakcyjna i kusząca hipoteza, jednak zdjęcie z 1962 roku świadczy o czymś zupełnie innym: napis „KATOWICE” był już wtedy obecny na herbie. I to bez śladów ingerencji.
Najwyraźniej, mimo że od marca 1953 roku Katowice oficjalnie nosiły nazwę Stalinogród, to słowa „STALINOGRÓD” nigdy na pylonach nie było. Na fotografii datowanej na 1962 rok napis „KATOWICE” wygląda jednolicie i integralnie z resztą kamiennej kompozycji tarczy. Na tarczy nie widać żadnych śladów plomby, najmniejszej choćby różnicy faktury czy koloru materiału, które sugerowałyby późniejszą korektę nazwy. Litery mają tę samą głębokość reliefu i wykończenie co reszta herbu – co też wskazuje, że zostały wykonane razem z całością. Nawet oświetlenie nie maskuje żadnych potencjalnych śladów wymiany – wręcz przeciwnie, światło boczne dobrze uwidacznia fakturę kamienia i nie zdradza żadnych „szwów”. To prowadzi do zaskakującego wniosku: napis w swej treści jest oryginalny. I już za czasów Stalinogrodu głosił: „KATOWICE”.
Jednak obecnie napis „KATOWICE” wygląda inaczej niż na zdjęciu z lat 60. Litery są osadzone na listwie, która nieco odstaje od reszty tarczy. Ale te plomby to najpewniej efekt późniejszej ingerencji konserwatorskiej lub remontowej, być może tej ostatniej, z 2010 roku. Oryginalne litery mogły ulec zniszczeniu (czyżby w wyniku aktów wandalizmu?), a zamiast je odtworzyć, wstawiono nowe, prefabrykowane. To jednak tylko maskuje pierwotną historię – i rodzi nowe domysły. Bo skoro słowo „KATOWICE” było tam od początku, to właśnie ono mogło być politycznym problemem. W przestrzeni publicznej po 9 marca 1953 roku stanowiło go z pewnością. Choć więc na Wejściu Głównym do WPKiW nigdy nie było napisów „STALINOGRÓD”, to mimo tego cień Stalinogrodu i tak pada na to miejsce – tylko że w inny sposób.
Czas, który nie wybacza
Budowa Wejścia Głównego ciągnęła się długo i ukończono je na 1 maja 1954 roku. Pod koniec kwietnia 1954 sfinalizowano prace – prawdopodobnie podłączono wtedy oświetlenie, uporządkowano i zazieleniono teren, itd. Jednak najbardziej najbardziej pracochłonna, monumentalna kamieniarka powstać musiała wcześniej – pomiędzy uchwaleniem Konstytucji PRL w lipcu 1952 (dlaczego – o tym niżej) a przemianowaniem Katowic w marcu 1953. Wygląda na to, że w chwili, kiedy decyzja o zmianie nazwy zapadła, było już za późno, by ingerować w gotowy, masywny element architektoniczny.
Władze mogły to przemilczeć. I rzeczywiście – śląska prasa, która skrupulatnie informowała o bez mała każdym kiosku i fontannie wznoszonej w Parku, oddanie do użytku głównego wejścia skwitowała nieledwie półgębkiem, a i to poniewczasie. To było bezpieczniejsze niż tłumaczenie się z „błędu”. Napis „KATOWICE” w ówczesnym klimacie politycznym byłby niemile widziany, a wręcz nielegalny. W okresie stalinowskim każde użycie starej nazwy miasta mogło być uznane za prowokację. W latach 1953–1956 jakiekolwiek kwestionowanie nowej nazwy Stalinogród było traktowane jako akt wrogi wobec państwa. Boleśnie przekonały się o tym trzy nastoletnie uczennice z Chorzowa: Natalia Piekarska, Zofia Klimonda i Barbara Galas. Wiosną 1953 roku dziewczęta rozrzuciły ulotki z hasłami „Precz ze Stalinogrodem”, „Komuna to zaraza” czy „Śmierć komunie”. Pisały też kredą na murach. Jedną z ulotek przykleiły nawet na drzwiach siedziby UB. Zostały zatrzymane przez bezpiekę, brutalnie przesłuchiwane i postawione przed sądem, a następnie skazane na kary pozbawienia wolności. Świadczy to o tym, jak bardzo władze PRL były wyczulone na każdy przejaw sprzeciwu wobec symboliki związanej z kultem Stalina. W tym kontekście obecność napisu „KATOWICE” na monumentalnym wejściu do WPKiW – w takim miejscu! – mogła być uznana za polityczną prowokację lub przynajmniej haniebne i niebezpieczne, a przynajmniej karygodne niedopatrzenie.
Wynurzenia architekta
Nieznane do tej pory, a zachowane w Archiwum Parku Śląskiego dokumenty rzucają nowe światło na historię Wejścia Głównego. Okazuje się, że projekt według którego zrealizowano obiekt, nie był pierwszym. Pierwotna koncepcja powstała już w 1952 roku i wyszła spod ręki samego Władysława Niemirskiego – generalnego architekta Parku. Zakładała ona zupełnie inną formę bramy: dwa monumentalne pylony o innym niż znany nam dziś kształcie i z niszami, w których miały stanąć imponujące posągi górnika i hutnika. Całość uzupełniałyby maszty flagowe i rozmieszczone przy wejściu portrety przodowników pracy.
Projekt ten powstał jednak przed uchwaleniem Konstytucji PRL z 22 lipca 1952 roku, co nie pozostało bez wpływu na jego dalsze losy. Przecież nie prędzej niż właśnie w tym momencie pojawił się pomysł, by przeprojektować wejście i na pylonach umieścić cytaty z nowej ustawy zasadniczej – te, które głosiły prawo obywateli do uczestnictwa w kulturze narodowej i do wypoczynku. Z punktu widzenia promocji WPKiW w oczach centralnych władz PRL był to zabieg bez mała genialny. Niestety, nie wszystkie decyzje okazały się równie fortunne. Nowy projekt przewidywał bowiem, by wykuć na pylonach herby Katowic wraz z nazwą miasta. W marcu 1953 roku, po przemianowaniu Katowic na cześć zmarłego właśnie Stalina, miało się to okazać politycznie kłopotliwe.
Projektantem ostatecznej wersji Wejścia Głównego był Wojciech Migocki, dyrektor Miastoprojektu Stalinogród. 10 marca 1953 roku, dzień po wejściu w życie zmiany nazwy Katowic, na łamach „Dziennika Zachodniego” opublikowano jego emocjonalne oświadczenie:
Opiekun postępowej techniki, Twórca budownictwa socjalistycznego i Przyjaciel wszystkich pracowników, Wódz proletariatu światowego, Józef Stalin, odszedł. Biuletyny konsylium radzieckich sław lekarskich, wydawane w czasie ciężkiej choroby Józefa Stalina, przygotowały mnie wprawdzie na najgorsze. Mimo to jednak wiadomość o Jego śmierci spadła na mnie jak grom, sprawiła prawdziwy ból, jak strata kogoś bliskiego.
Idee genialnego Wodza pozostaną na zawsze żywe, będą nami zawsze kierowały. Pomogą one nam przezwyciężyć smutek i tym wytrwalej walczyć o zwycięstwo słusznej sprawy, której pierwszym orędownikiem był Józef Stalin, o sprawiedliwość społeczną i pokój na świecie.
Myślę, że wyrażę tu postanowienie wszystkich moich kolegów, pracowników budowlanych, jeśli oświadczę, że coraz lepszą i coraz ofiarniejszą pracą realizować będziemy idee Wielkiego Stalina.
Inż. arch. WOJCIECH MIGOCKI dyrektor Przedsiębiorstwa Projektowania Budownictwa Miejskiego „Miastoprojekt" – Stalinogród
To brzmi jak coś więcej niż obowiązkowe, rytualne formułki przy okazji śmierci i pogrzebu Stalina (który odbył się 9 marca, w tym samym dniu, gdy Katowice oficjalnie zniknęły z mapy Polski), jakich więcej można znaleźć na tej samej stronie DZ. To była demonstracja lojalności – być może szczera, a być może wyrachowana. Kto jak kto, ale tego dnia Migocki niewątpliwie już wiedział, że na jego monumentalnym wejściu do sztandarowej inwestycji województwa będą widnieć oficjalnie wyklęte „KATOWICE”. Czy obawiał się, że ktoś to zauważy i wyciągnie konsekwencje wobec niefortunnego twórcy? Bardzo możliwe, że w tamtych nie znających przebaczenia czasach Migocki był autentycznie przerażony potencjalnie groźną sytuacją, w jaką mimowolnie się wpakował. Czy w związku z tym jego peanów na cześć Stalina nie należy odczytywać jako próby uprzedzenia ewentualnych zarzutów? To nad wyraz prawdopodobne.
Co dla ojca jest najważniejsze
Czy jednak od marca 1953 do kwietnia 1954 nie upłynęło wystarczająco dużo czasu, by skorygować fatalny błąd? Tak by się przecież mogło wydawać! Jednak kłopot mógł polegać też na tym, że w tym okresie zabrakło kogoś, w czyjej kompetencji było rozwiązanie problemu. Zabrakło decyzji, zapewniającej finansowanie kosztownych zmian. Sprawczości jednego człowieka, skądinąd zasłużenie legendarnej.
Wiosną 1953 roku życie głównego twórcy i promotora WPKiW Jerzego Ziętka zostało wywrócone do góry nogami. Jego syn Zbigniew został ciężko postrzelony. Do dziś nie wiadomo, co dokładnie się wydarzyło. Jedni mówią o próbie samobójczej, inni – o incydencie z udziałem Wojsk Ochrony Pogranicza podczas nielegalnego przekraczania granicy z Czechosłowacją. A być może był to tylko zbuntowany nastolatek, który wybrał się w góry i znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Niezależnie od wersji, rana okazała się śmiertelna. Sparaliżowany Zbigniew przez wiele miesięcy zmagał się ze śmiercią. Przegrał w styczniu 1954 roku.
W tym samym czasie, kiedy rozgrywał się rodzinny dramat Ziętków, trwała budowa monumentalnego wejścia do WPKiW. To właśnie wtedy na pylonach pojawiły się kamienne herby z napisem „KATOWICE” – mimo że miasto nosiło już nazwę Stalinogród. Czy Ziętek, znany z perfekcjonizmu i osobistego nadzoru nad każdym detalem, naprawdę to przeoczył?
Być może nie miał do tego głowy. Wprawdzie z większości źródeł wynika, że przynajmniej przez część tych trudnych dni pracował jak gdyby nigdy nic, jednak zupełnie możliwe, że jego myśli były wtedy gdzie indziej – przy łóżku syna, w szpitalu, w domu. Jeżeli świadomi powagi sytuacji podwładni chodzili przy nim na palcach (co byłoby zupełnie zrozumiałe), to być może nikt z nich nie miał serca zawracać mu głowy „jakimś napisem”. A może decyzja o pozostawieniu herbu zapadła milcząco – z szacunku, z lęku, z ludzkiego współczucia. Albo też w chwili jasnej pomroczności. Kiedy „Jorg” powrócił do normalnego funkcjonowania, mogło już być za późno. I „KATOWICE” pozostały.
Architektura jako świadek
Wejście do WPKiW to nie tylko przykład socrealistycznej formy. To także architektoniczny dokument epoki, który przechował ślad napięcia między propagandą a rzeczywistością, między decyzją polityczną a sztuką i kamieniem, którego nie da się tak łatwo ukształtować na nowo czy po prostu odstawić na bok. A przy tym wszystkim to chyba również pamiątka chwili słabości. Czasu, kiedy nawet ojciec Parku nie był w stanie zająć się niczym poza własnym, ojcowskim dramatem. Jeżeli właśnie dlatego napis „KATOWICE” przetrwał Stalinogród, to jest w tym nawet jakiś symbol.