11 listopada 1918 roku zakończyła się pierwsza wojna światowa. To data umowna, gdyż tego historycznego dnia do zawarcia traktatów pokojowych pozostało jeszcze daleko. Ale na najważniejszym i najbardziej krwawym z frontów, zachodnim, zamilkły w końcu działa i przestali ginąć ludzie. Także Ślązacy. Od lat oczekiwano ich w domach. Oczekiwano z niepokojem, który nieraz przeradzał się w trwogę i żal, gdy nadchodziły zawiadomienia o śmierci lub zaginięciu bliskich na froncie.
Śląskie poczucie krzywdy
Lata 1914-1918 były koszmarem dla Ślązaków walczących na frontach oraz dla ich rodzin.
Z niecierpliwością czekano na listy z frontów - te widome znaki życia. W drugą stronę słano listy i fotografie z pocieszeniami, z dowodami pamięci i miłości.
Z trwogą przyjmowano urzędowe pisma o śmierci żołnierza lub o jego zaginięciu. Łzom wtenczas nie było końca. Najbardziej rozpaczały wdowy, sieroty i matki.
Dla kobiet górnośląskich był to czas wielkiej próby.
Te pięć lat wojny - to właściwie dwie wojny! Krwawe fronty i nieopisane cierpienia rodzin! - pisze Alojzy Lysko w książce "To byli nasi dziadkowie", poświęconej żołnierzom I wojny światowej z jego rodzinnych Bojszów i okolicy.
Mimo iż działania zbrojne praktycznie w ogóle nie dotknęły Śląska, jego mieszkańcy musieli się zmagać z uciążliwymi problemami dnia codziennego. Kolejom, pracującym przede wszystkim na potrzeby sił zbrojnych, brakowało pociągów, by zapewnić normalną, cywilną komunikację pasażerską i towarową. Wojna przecięła więzi gospodarcze z Imperium Rosyjskim. Zamarł biznes, prowadzony z partnerami handlowymi czy kooperantami z Królestwa Polskiego. Na pełnych obrotach pracował tylko przemysł zbrojeniowy, produkcja innych jego gałęzi podupadała i pogrążyły się w kryzysie. Nie bez znaczenia był też fakt, że mobilizacja coraz młodszych roczników poborowych wywołała brak rąk do pracy, z którym zmagały się nawet (niby to strategiczne) górnictwo, hutnictwo i rolnictwo.
Praca na kopalni nie chroniła przed powołaniem do wojska - co gorsza dla śląskich górników, spotkało to co czwartego z nich, w porównaniu z co dwudziestym na zachodzie Niemiec. Zrozumiałe poczucie krzywdy w związku z tym nie pozostało bez wpływu na wybory niejednego Górnoślązaka w najbliższych latach.
Lata głodu i biedy
Na rynku brakowało zboża i mięsa, importowanych ze wschodu - co było tym bardziej dotkliwe, że z drugiej strony dusiła Niemcy utrzymywana przez floty morskie Ententy blokada morska. Brakowało żywności i nawet chleb był reglamentowany (1,2 kg chleba na osobę tygodniowo). W Niemczech reglamentowano nawet odzież i środki czystości, a szereg dostępnych przed wojną bez trudu artykułów zastępowano (nierzadko skądinąd pomysłowymi) namiastkami. Jak nietrudno zgadnąć, kwitł więc czarny rynek, ceny śrubując przy tym niebotycznie. Z każdym kolejnym wojennym rokiem sytuacja się pogarszała. Na rynku brakowało tak dotąd pospolitych ziemniaków, a nawet brukwi. Zimą nie było czym ogrzać domów i chat. Coraz bardziej śmiertelne żniwo zbierały groźne choroby - tyfus plamisty, gruźlica, dyzenteria, a w końcu przywleczona zza Atlantyku śmiercionośna grypa, nazwana hiszpanką.
Po wybuchu rewolucji w Rosji i zawarciu przez Niemcy pokoju w Brześciu z bolszewikami wydawało się przez chwilę, że zwycięstwo na Zachodzie jest bliskie. Niemcy przerzucili tam większość swoich sił i przeszli do natarcia. Jednak okazało się za późno, gdyż do Francji zdążyły przybyć wojska amerykańskie. Ofensywy, mimo początkowych sukcesów, zamarły. To był koniec. W 1918 roku wszystkie fronty Niemiec i ich sprzymierzeńców, zagrożone załamaniem, zaczęły się cofać pod naporem ofensyw Ententy. Ostatecznie w Niemczech wybuchła rewolucja. Cesarstwo upadło, cesarz Wilhelm II zbiegł za granicę.
Straszliwie okaleczeni
Wszystkie te wydarzenia pilnie śledzono na Śląsku. Oznaczające przerwanie działań wojennych zawieszenie broni 11 listopada 1918 z jednej strony przyjęto tu z niejaką ulgą, z drugiej ze świadomością, iż wojna została przez Niemcy przegrana, a zwycięskie mocarstwa podyktują pokonanym ciężkie warunki pokoju.
Niezależnie od tego, co dopiero miało nastąpić, czyli polsko-niemieckich zmagań dyplomatycznych i zbrojnych o Górny Śląsk, od traktatu wersalskiego, powstań śląskich i plebiscytu na Górnym Śląsku - wojna formalnie zakończona 11 listopada 1918 roku tak naprawdę, w sercu i duszy, miała nie zakończyć się nigdy.
Powrócili nieliczni - kontynuuje Alojzy Lysko - ci naznaczeni pieczęcią szczęśliwego losu, wskazani palcem Boga. Jednak powrócili nie ci sami. Straszliwie okaleczeni, bez rąk i nóg, ociemniali, obłąkani, schorowani, bez wiary w życie. Ludzie-cienie - niezauważani, niechciani, obwiniani za upokarzającą klęskę, za biedę, epidemie, za rewolucyjny zamęt - za całe zło.
W listopadzie 1918 roku ogółowi Ślązaków bliższe były własne, przygniatające ich problemy, na ogół czysto bytowej natury, niż wybuch polskiej niepodległości za granicą z Kongresówką i Galicją. Owszem, tamtejsze wypadki, wzbudzały nadzieje propolskich aktywistów. Toteż i wyrażali je na wiecach, podczas których powoływano polskie rady ludowe. Tylko że te nie miały żadnej realnej władzy. Rząd niemiecki był jednak zaniepokojony tą aktywnością.
"Niebezpieczeństwo polskie malowano mi w najjaskrawszych kolorach. Stwierdziłem z zadowoleniem, że nikt o naruszeniu wewnętrznego spokoju nie myśli - mówił w listopadzie 1918 roku przysłany do Gliwic minister Hugo Haase. - Kładziemy jak największą wagę, ażeby Polaków nie zrazić".
Ale konflikt polsko-niemiecki dopiero się rozpoczynał. Miał potrwać jeszcze ponad 3 lata i zakończyć się podziałem Górnego Śląska w 1922 roku.
Może Cię zainteresować:

