Piotr Fuglewicz: Dziwni sojusznicy i paradoks optymalizacji. Jak Oberschlesisches Landesmuseum pozostało w Ratingen.

Historia potrafi swatać ze sobą najbardziej nieprawdopodobnych sojuszników. Tak było i tym razem – w obronie Oberschlesisches Landesmuseum w Ratingen stanęli ramię w ramię Polacy, Niemcy, Ślązacy i organizacje wypędzonych. Bundestag przyznał dotację, która zdezaktualizowała plany przenosin. Muzeum zostaje w Ratingen – jako żywa przestrzeń pamięci i most między narodami. Pisze Piotr Fuglewicz

Historia, podobnie jak ludzka nędza, potrafi swatać ze sobą najbardziej nieprawdopodobnych sojuszników. Szekspir, ustami Trincula chowającego się pod jednym kocem z Kalibanem podczas nawałnicy, zauważył, że „nędza swata człowieka z dziwnymi typami”. To, co w Burzy było gorzką ironią, w wielkiej polityce stało się niejednokrotnie żelazną koniecznością.

Najbardziej dramatyczny sojusz „dziwnych sojuszników” w dziejach ludzkości zrodził się przecież nie z sympatii, lecz z desperacji. Co wspólnego mieli ze sobą Franklin D. Roosevelt, przywódca kapitalistycznej republiki, Winston Churchill, imperialny arystokrata broniący korony, oraz Józef Stalin, komunistyczny tyran? Absolutnie nic, poza jednym: wspólnym, egzystencjalnym zagrożeniem, które groziło unicestwieniem ich światów.

Przywykliśmy, że takie historyczne sojusze, łamiące dotychczasowe podziały, wykuwane są w ogniu wojny, w obliczu armii maszerujących na stolice. A co, jeśli współczesnym zagrożeniem nie jest już zewnętrzna armia, lecz zjawisko wewnętrzne, podstępne i ubrane w szaty racjonalności? Co, jeśli wrogiem okazuje się sam paradygmat „optymalizacji”?

Ostatnia batalia o ocalenie Muzeum Ziemi Górnośląskiej (Oberschlesisches Landesmuseum, OSLM) w Ratingen jest ilustracją tego nowego zjawiska. Z jednej strony, mieliśmy do czynienia z klinicznym przypadkiem biurokratycznego paradoksu: próbą „naprawy” instytucji kultury poprzez jej likwidację. Z drugiej strony, ta próba zrodziła sojusz tak historycznie nieprawdopodobny, że zawstydziłby dyplomatów z czasów Jałty.

Kryzys zainicjował Zarząd Fundacji Haus Oberschlesien, kierowany przez prezesa Sebastiana Wladarza. Jego diagnoza była prosta i, pozornie, menedżersko nienaganna. Utrzymanie muzeum w „małym, peryferyjnym miasteczku” Ratingen było, jego zdaniem, „historycznym błędem”. Powołując się na „perspektywiczną lukę w budżecie” oraz rzekomo nieuchronny kryzys finansowy, Wladarz twierdził, że placówki nie da się utrzymać. Wymagała kosztownego remontu i nowej wystawy stałej, na co – według jego narracji – władze landu (NRW) nie chciały dać pieniędzy.

Rozwiązaniem, podyktowanym myśleniem o przyszłości „bez sentymentów”, miała być relokacja i integracja zbiorów z wielkim kompleksem Muzeum Ruhry w Essen (Zollverein). Plan był zaawansowany: muzeum w Ratingen miało działać tylko do końca 2025 roku, a cały 2026 przeznaczono na „przeniesienie obiektów”.

Gdyby nie czujność wewnętrznej opozycji, ten administracyjny wyrok wykonano by zapewne w ciszy. Na szczęście, planom Wladarza stanowczo sprzeciwiły się dwa kluczowe organy: Rada Fundacji i dyrekcja samego muzeum. Tu należy się pierwsza pochwała – dla tych, którzy odważyli się zakwestionować pozorną racjonalność arkusza kalkulacyjnego.

Rada Fundacji, kierowana przez dr Melanie Mehrig, publicznie podważyła fundamenty kryzysu. Powołując się na wyniki audytu, oświadczyła, że „stan finansów [fundacji] jest stabilny”, a sam budynek „nie wymaga pilnych remontów”. Jeszcze mocniej uderzył dyrektor muzeum, dr David Skrabania.

Jego sprzeciw był merytoryczny. Wykazał, że planowana „integracja” to w istocie degradacja. W Essen placówka miała otrzymać zaledwie 300 m² powierzchni – sześciokrotnie mniej niż posiadała. W jego ocenie, OSLM zostałoby zredukowane z autonomicznej, naukowej instytucji do „kącika wystawowego” (Ecke), a „lwia część zbiorów trafiłaby do magazynów”, bezpowrotnie tracąc swoją misję.

To właśnie ta groźba – redukcji złożonej historii do administracyjnego „kącika” – stała się katalizatorem, który uruchomił sojusz „dziwnych sojuszników”. Groźba biurokratycznej marginalizacji okazała się równie silnym spoiwem, jak niegdyś groźba militarna.

W obronie muzeum wspólnym głosem przemówiły środowiska, które historia często stawiała po przeciwnych stronach barykady. Był to prawdziwy fenomen integracji. Do walki stanęły ramię w ramię organizacje reprezentujące Mniejszość Niemiecką w Polsce (VdG), organizacje polonijne w Niemczech (Biuro Polonii w Berlinie), gremia Ślązaków (Światowy Kongres Ślązaków) oraz, co najbardziej zaskakujące, niemieckie organizacje wypędzonych (Landsmannschaft Schlesien).

Jak ujął to prof. Sebastian Fikus z Uniwersytetu Śląskiego, był to „niemiecko-polski sojusz”, w którym wszystkie te grupy „przemówiły jednym głosem”. Walczono o „prawo do wspólnej narracji”. Biuro Polonii słusznie nazwało OSLM „kluczowym mostem między Polską a Niemcami”, ostrzegając przed „utratą ponad 80% ekspozycji”. Światowy Kongres Ślązaków określił je jako „żywą przestrzeń pamięci i tożsamości”, gdzie ludzie odnajdują „historię własnych rodzin”.

Pochwała należy się nie tylko za samą jedność, ale i za jej strategiczną skuteczność. Sojusz nie ograniczył się do apeli. Podjął precyzyjne działania dyplomatyczne. Związek Niemieckich Stowarzyszeń (VdG) wystosował 22 lipca 2025 roku pismo protestacyjne, nazywając plany „politycznym błędem o dużym znaczeniu”. Kluczowa była jednak lista dystrybucyjna tego pisma. Trafiło ono nie tylko do Wladarza, ale także do kluczowych pełnomocników rządu federalnego w Berlinie (m.in. ds. mniejszości i współpracy polsko-niemieckiej), do premiera landu NRW oraz, co było mistrzowskim posunięciem, do dr Mehrig, wzmacniając opozycję wewnętrzną.

Gdy stało się jasne, że rząd landu (NRW) umywa ręce, deklarując neutralność (co de facto oznaczało zgodę na przenosiny), cała presja została skutecznie skierowana na Berlin. Rozstrzygnięcie nadeszło 13 listopada 2025 roku i jest dowodem na to, że nawet w starciu z biurokracją można wygrać. Komisja Budżetowa niemieckiego Bundestagu przyznała placówce celową dotację w wysokości 870 000 EUR.

Największa pochwała należy się jednak za błyskotliwość tej decyzji. Bundestag nie dał po prostu pieniędzy na bieżącą działalność. Środki te przeznaczono konkretnie na „odnowienie wystawy stałej” oraz „modernizację lokalizacji” w Ratingen. W ten sposób, jednym ruchem, wytrącono Wladarzowi z ręki jego główny argument. Skoro twierdził, że muzeum trzeba przenieść, bo nie ma pieniędzy na remont i nową wystawę, Bundestag dostarczył dokładnie tych pieniędzy, jednocześnie wiążąc je nierozerwalnie z dotychczasową lokalizacją. Było to polityczne i finansowe unieważnienie całego planu przenosin.

Ocalenie muzeum jest więc faktem. Było to zwycięstwo odniesione wbrew woli własnego Zarządu Fundacji, wymuszone przez bezprecedensowy, ponadnarodowy sojusz. Ta koalicja „dziwnych sojuszników” udowodniła, że dziedzictwo Górnego Śląska jest już postrzegane jako zbyt cenne, złożone i wspólne, by pozwolić na jego redukcję do „kącika wystawowego”. Decyzja Bundestagu stanowi najwyższe państwowe potwierdzenie, że przestrzeń, w której buduje się mosty, jest warta więcej niż jakakolwiek administracyjna „optymalizacja”.

Muzeum Górnośląskiego w niemieckim Ratingen ma zostać zlikwidowane. Jest petycja ws. zachowania placówki

Może Cię zainteresować:

Muzeum Górnośląskie w niemieckim Ratingen ma zostać zlikwidowane. Jest petycja ws. zachowania placówki

Autor: Maciej Poloczek

06/08/2025

Wystawa Oberschlesisches Landesmuseum tg 16

Może Cię zainteresować:

Miłość tarnogórzan do hajmatu wzbudziła podziw. W Muzeum Ziemi Górnośląskiej w Ratingen można oglądać wystawę o gorączce srebra i górnictwie

Autor: Piotr Fuglewicz

11/05/2024

Komputer Pixabay

Może Cię zainteresować:

Piotr Fuglewicz: Hajmat to dane nieustrukturyzowane. Wątki polskie, niemieckie, żydowskie i czeskie splatają się w jeden warkocz

Autor: Piotr Fuglewicz

05/10/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama