Piotr Fuglewicz: Głos z ula, czyli o pożytkach z nieomylności. Rzecz o księdzu Janie Dzierżoniu

Co mają wspólnego węgierski lekarz Ignaz Semmelweis i śląski farorz Jan Dzierżoń? Ich odkrycia podważyły dogmaty i zmieniły naukę, jednak obaj zapłacili za to wysoką cenę. Pisze Piotr Fuglewicz.

Wikipedia/József Borsos / Albert Doctor - Ágnes Szemerédi: A fényképészet úttörői, OSZK blog, 2022 i Pixabay/Archimar
Dr Ignaz Semmelweis i ks. Jan Dzierżoń

Zanim przeniesiemy się na Śląsk, zatrzymajmy się na chwilę w Wiedniu lat czterdziestych XIX wieku. W tamtejszym Szpitalu Powszechnym (Das Gebärhaus zu Wien), w klinice położniczej, panowała gorączka. Dosłownie. Gorączka połogowa dziesiątkowała pacjentki, ale w sposób zastanawiająco nierównomierny. W oddziale, gdzie praktykowali studenci medycyny, śmiertelność sięgała kilkunastu procent, podczas gdy w sąsiednim, prowadzonym przez akuszerki, była o rząd niższa. Zagadkę tę próbował rozwikłać młody węgierski lekarz, Ignaz Semmelweis.

Stosując metody, które dziś nazwalibyśmy empirycznymi – skrupulatną obserwację i analizę statystyczną – doszedł do wniosku, że przyczyną musi być „trupi jad”. Lekarze i studenci przechodzili na oddział położniczy prosto z prosektorium, przenosząc na rękach niewidzialne cząstki materii, które dla rodzących kobiet były wyrokiem śmierci. Rozwiązanie, które zaproponował, było rewolucyjne w swej prostocie: nakazał personelowi medycznemu mycie rąk mycie rąk w roztworze chloru przed każdym badaniem. Efekt był natychmiastowy i spektakularny. Śmiertelność spadła do poziomu jednego procenta. Wydawałoby się, że świat medycyny powinien paść mu do stóp. Stało się dokładnie odwrotnie.

Odkrycie Semmelweisa zostało potraktowane nie jako naukowe objawienie, lecz jako osobista zniewaga. Wiedeński establishment medyczny, złożony z szanowanych dżentelmenów, poczuł się oskarżony o bycie brudnym i, co gorsza, odpowiedzialnym za śmierć pacjentek. Prawda oparta na faktach okazała się nie do przyjęcia, gdyż godziła w zbiorową dumę i nieomylność profesji. Odrzucony i wyszydzony Semmelweis popadł w obłęd, a życie zakończył w szpitalu psychiatrycznym, umierając, o ironio, na posocznicę – dokładnie tę samą chorobę, z którą walczył. Instytucja, w obliczu niewygodnej prawdy, wolała zniszczyć posłańca, niż przyznać się do błędu.

Jakie dzieworództwo? Herezja!

Zostawmy jednak wiedeńskie kliniki i przenieśmy się do cichej śląskiej parafii, gdzie inny samotny badacz, ksiądz Jan Dzierżoń, również wsłuchiwał się w głos natury, który dla wielu jego zwierzchników brzmiał jak herezja. Jego laboratorium nie było szpitalem, lecz pasieką, a obiektem badań – społeczność pszczół. To tam, obserwując życie ula, dokonał odkrycia, które wstrząsnęło podstawami ówczesnej biologii. W 1845 roku ogłosił, że trutnie lęgną się z niezapłodnionych jaj, odkrywając zjawisko partenogenezy, czyli dzieworództwa.

Podobnie jak w przypadku Semmelweisa, rewelacje Dzierżonia początkowo spotkały się z niedowierzaniem. W kręgach kościelnych posunięto się wręcz do oskarżeń o herezję, zdawały się bowiem podważać ustalone dogmaty o stworzeniu. Jednak świat nauki szybko poznał się na jego geniuszu. Z całej Europy spływały dowody uznania: tytuł doktora honoris causa uniwersytetu w Monachium, ordery od władców Austrii, Rosji, Szwecji i Prus. Podczas gdy europejskie dwory i akademie obsypywały go zaszczytami, jego własne władze kościelne patrzyły na niego z rosnącą podejrzliwością. Uważano, że „świata nie widział poza pasieką”, zaniedbując obowiązki duszpasterskie na rzecz swoich brzęczących podopiecznych.

„Grzech i absurd”

Prawdziwe zderzenie nastąpiło w roku 1870. I Sobór Watykański ogłosił dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności. Dla Dzierżonia, człowieka nauki, który całe życie poświęcił poszukiwaniu prawdy poprzez obserwację i dowód, było to nie do przyjęcia. Umysł nawykły do logiki pszczelego roju nie mógł zaakceptować tezy, która wynosiła ludzkie słowo do rangi prawdy absolutnej. W liście otwartym, opublikowanym na łamach świeckiej gazety „Schlesische Zeitung”, publicznie sprzeciwił się nowemu dogmatowi, nazywając go „grzechem i absurdem”. To był już akt otwartego nieposłuszeństwa. Instytucja, podobnie jak wiedeńscy lekarze, nie mogła tolerować publicznego podważania jej autorytetu. Konsekwencje były nieuniknione. 30 października 1873 roku ksiądz Jan Dzierżoń został ekskomunikowany. Oficjalnym powodem nie było dzieworództwo pszczół, lecz sprzeciw wobec nieomylności człowieka.

Prawda zwycięży

Resztę długiego życia spędził w rodzinnych Łowkowicach, jako „pustelnik” oddany swojej pasiece. Historia jednak, podobnie jak przyroda, ma swój własny, powolny rytm. W 1905 roku, na rok przed śmiercią, sędziwy Dzierżoń pojednał się z Kościołem katolickim. W tym samym czasie, gdy gasło jego życie, jego idee ostatecznie zwyciężały. W 1906 roku na międzynarodowej konferencji naukowej bezdyskusyjnie potwierdzono jego teorię partenogenezy.

Prawda, czy to dotycząca higieny w szpitalu, czy życia w ulu, nie potrzebuje soborów ani dekretów. Jest cierpliwa. Ustala się ją nie przez głosowanie, ale przez często samotną, żmudną obserwację. Instytucje, z ich dogmatami, klątwami i ładem korporacyjnym przemijają lub zmieniają zdanie. A cichy, uporządkowany gwar ula, którego słuchał śląski proboszcz, trwa niezmienny. I to on, a nie krzykliwe manifesty „autorytetów”, ma w ostatecznym rozrachunku rację.

Gmach Muzeum Śląskiego. Ikoniczny projekt Karola Schayera nie przetrwał

Może Cię zainteresować:

Piotr Fuglewicz: Beton, który nie pamięta. Karol Schayer i kruchość architektury

Autor: Piotr Fuglewicz

28/11/2025

Oberschlesisches Landesmuseum w Ratingen

Może Cię zainteresować:

Piotr Fuglewicz: Dziwni sojusznicy i paradoks optymalizacji. Jak Oberschlesisches Landesmuseum pozostało w Ratingen.

Autor: Piotr Fuglewicz

15/11/2025

Alfons Górnik

Może Cię zainteresować:

Najbardziej zasłużony Górnik w historii Katowic. Rzecz o zapomnianym burmistrzu

Autor: Piotr Fuglewicz

07/11/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama