Co
dobrego śląski rynek pracy może w te chwili zaoferować osobom
rozpoczynającym swoją karierę zawodową lub też takim, które
mieszkając do tej pory w innych regionach rozglądają się za
zmianą otoczenia?
Naszym atutem jest przede
wszystkim to, że mamy bardzo niski wskaźnik bezrobocia. Pod tym
względem jesteśmy krajowym liderem. Brakuje natomiast
wystarczającej liczby miejsc pracy wysokiej jakości.
Co
pan rozumie pod tym
pojęciem?
Jeśli
zgodnie z teorią rynku dualnego
pracy
dokonamy jego podziału na pierwotny rynek pracy, gdzie mamy pracę
dobrej jakości, możliwości rozwoju zawodowego, przyzwoite
wynagrodzenie, świadczenia
socjalne
i tak bardzo potrzebną młodym ludziom stabilizację oraz na rynek
wtórny, na którym mamy szereg elastycznych form pracy, brak
stabilizacji i możliwości rozwoju, to zauważymy, że w naszym
regionie sporo ofert jest właśnie
z
tego rynku wtórnego. Generalnie więc praca u nas jest, można
znaleźć zatrudnienie. Tylko,
czy to jest satysfakcjonujące dla tych, którzy mają wysokie
aspiracje edukacyjne, co
się potem przekłada na wysokie aspiracje zawodowe? Czy oni będą
tu w stanie je realizować?
Ci,
którzy mają wykształcenie specjalistyczne, techniczne – tak,
przy czym za mniejsze wynagrodzenie
niż
w innych regionach.
Jak
to? Do tej pory wydawało się, że pod względem zarobków wyprzedza
nas tylko Mazowsze, gdzie pensje „pompuje” Warszawa.
Dane GUS-u są bezlitosne. O ile
kilka lat temu byliśmy pod względem wynagrodzeń kilka procent
powyżej średniej krajowej, to teraz jesteśmy na poziomie 97-98
proc. średniej i tendencja jest spadkowa. A gdyby od tego odciąć
jeszcze górnictwo i cały sektor wydobywczy, to okaże się, że
jesteśmy jeszcze niżej. Natomiast
jeżeli w zakresie wynagrodzeń tendencja spadkowa – porównując
nasz region do średniej krajowej - utrwali się, to mogą nasilać
się procesy migracyjne, szczególnie wśród młodzieży wchodzącej
na rynek pracy.
Co
takiego się stało przez te kilka lat?
Nie
chciałbym tu stawiać jakiś pochopnych tez. Trzeba
by jakiś
pogłębionych badań, żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Być może jest to związane z tym, że mamy sporo miejsc pracy z
tego rynku wtórnego, w ramach różnych elastycznych form
zatrudnienia.
Z
punktu widzenia Katowic,
gdzie rosną kolejne biurowce i otwierają się kolejne firmy
informatyczne trudno w to uwierzyć…
Tyle,
że Katowice są wyjątkiem na śląskiej mapie rynku pracy. One
korzystają z „renty stołeczności”, będąc stolicą dużego
regionu. To widać zresztą jeśli się przyjrzy temu jak wygląda
relacja osób przyjeżdżających do pracy do Katowic do tych, które
do pracy z Katowic wyjeżdżają. Na każde
8
osób, które codziennie przyjeżdżają do Katowic tylko jedna osoba
z Katowic wyjeżdża do innej gminy. Przy
czym nawet firmy
informatyczne, czyli
absolutna
pierwsza liga, jeśli idzie o miejsca pracy wysokiej jakości, płacą
u
nas informatykom
i
programistom
mniej aniżeli
mogliby
oni zarobić na
Dolnym Śląsku, w Małopolsce, w Trójmieście, o Warszawie już nie
wspominając. Kiedy
rozmawiam z osobami, które prowadzą postępowania rekrutacyjne w
tych firmach,
to oni
wprost
to
przyznają.
Co
ciekawe, za
te
mniejsze
pieniądze firmy
i tak
znajdują u
nas pracowników.
W
ten sposób jednak
przekreślamy szansę na przyciągnięcie do nas osób z innych
regionów, a i trudno się dziwić młodym od nas, że szukają
miejsca do rozpoczęcia kariery zawodowej gdzieś indziej. Bo jeśli
ktoś ma do wyboru śląskie z niższą płacą, a Wrocław, czy
Kraków, to decyzja jest oczywista.
Wiadomo,
wybierze Kraków, Wrocław, Warszawę, Trójmiasto, czy nawet coraz
częściej Łódź. Nasz region przyciąga, ale wysoko
wykwalifikowaną kadrę specjalistyczną. Przyjeżdżają do nas
topowi menadżerowie, wysokiej klasy specjaliści. Ściągają
ich tutaj ich firmy.
Natomiast
„sam z siebie” region ich nie przyciąga. W
przypadku studentów to jest przyciąganie bardzo krótkotrwałe –
przyjeżdżają, zdobywają wykształcenie i jeśli akurat nie
spotkają tu miłości swojego życia, to raczej wyjeżdżają. Kiedy
prowadząc zajęcia ze studentami pytam ich o to, co sądzą o
regionie, to słyszę, że łatwiej im myśleć o wyjeździe niż
tutaj się zakorzenić. Dlatego też,
jeśli mówimy o wyzwaniach naszego
rynku
pracy, to powinniśmy przede wszystkim myśleć o przyciąganiu
takich inwestycji, gdzie będzie
zdecydowanie
więcej miejsc pracy dla „białych kołnierzyków”.
Trzeba
mocniej postawić na badania i rozwój, bo obecnie na każde 1000
osób aktywnych zawodowo w Polsce ok. dziewięciu pracuje w tym
sektorze, tymczasem w województwie śląskim – sześć. Odstajemy
od średniej krajowej, choć mamy bardzo mocny przemysł i
świetnie
działającą strefę ekonomiczną.
Tylko
tu znowu rodzi się pytanie, czy w
strefie stawia
się na badania i rozwój,
czy może jednak to
typowa montownia?
W
strefie
robią kawał dobrej roboty, powstało
ok. 90 tys. miejsc pracy, które generują także inne miejsca
zatrudniania w podmiotach kooperujących z firmami strefowymi.
Natomiast
myślę,
że powinniśmy większą uwagę zwrócić na dywersyfikację branż,
które się
tam lokują.
Żebyśmy
monokultury górniczej nie zastępowali monokulturą motoryzacyjną.
Pamiętajmy, że branża motoryzacyjna to klasyczny papierek
lakmusowy tego, co się dzieje w kontekście koniunktury
gospodarczej. W razie jakiegoś kryzysu, czy spowolnienia ta branża
właśnie będzie po pierwsze schodziła z kosztów, czyli z kapitału
ludzkiego. Przypomnę
ostatni kryzys z 2008 r., który rozpoczął się w Stanach
Zjednoczonych w sektorze finansowym, ale potem rozlał się na inne
branże i w zasadzie na cały świat. Skutkiem tego kryzysu był
istotny wzrost bezrobocia w naszym regionie – ze 123 tys. do 208
tys. osób. Krótko mówiąc to też globalizacja, a my jako region w
coraz większym stopniu jesteśmy powiązani zależnościami
gospodarczymi ze światową gospodarką.
Skoro
już poruszyliśmy temat górnictwa,
to gdzie – wedle wskazanej przez pana metodologii - mieszczą się
miejsca pracy w tym sektorze?
Miejsca
pracy w sektorze górniczym są absolutnie miejscami z rynku
pierwotnego – gwarantują dużą stabilizację, ochronę związkową,
pakiety socjalne, przyzwoite zarobki oraz
wcześniejsze emerytury.
Dodajmy,
w tym roku do tych zarobków doszły jeszcze „wyrównania
inflacyjne”….
Za
ostatnie miesiące wzrost wynagrodzeń w branży wydobywczej
wyniósł
nawet ponad 20 proc. To jest ewenement w skali kraju. Biorąc to pod
uwagę pojawia się pytanie – jeśli będziemy ten sektor
restrukturyzować, a pracuje w nim
ok. 80 tys. osób, to
co
możemy tym ludziom zaproponować w zamian? W
2019 roku Instytut Badań Strukturalnych robił badania wśród
górników pytając ich m.in. o
to co,
akceptują w kontekście poszukiwania nowego miejsca pracy i kiedy
zgodziliby się przejść do innego pracodawcy.
I?
Górnicy
po pierwsze wskazali wysokość wynagrodzenia, po drugie stabilność
zatrudnienia, a po trzecie – bardzo istotna jest dla nich kwestia
związana z możliwością przechodzeniem na wcześniejsze emerytury.
Co
to oznacza?
To,
że
mogą
być postrzegani przez pracodawców jako nieatrakcyjni na otwartym
rynku pracy. Mogą być postrzegani jako zbyt drodzy i jako
roszczeniowi, przegrywając konkurowanie o miejsca pracy np. z
cudzoziemcami, którzy zgodzą się na mniej atrakcyjne warunki
płacowe. Pracowali przecież przez lata na określonym poziomie
stabilności zatrudnienia, w określonych warunkach socjalno –
płacowych i tego samego też będą oczekiwać od innego miejsca
pracy. A jeśli tego nie będzie, to odejdą, albo zaczną się
jakieś protesty. Na szczęście to tylko przypuszczenia,
wynegocjowane zapisy umowy społecznej są korzystne dla górników.
Czyli
raczej można założyć, że jeśli górnicy będą odchodzić z
kopalni, to na emerytury, a nie do „zielonych” gałęzi
gospodarki. I to tyle ze scenariuszy
transformacji...
W
kontekście transformacji dostrzegam jeszcze inny problem. Kiedy
mówimy o restrukturyzacji branży wydobywczej,
to mówimy o świadczeniach i pakietach socjalnych dla samych
górników, ale nie mówimy, co z branżami pobocznymi. Tymczasem
w
Jastrzębiu – Zdroju, czy w Rudzie Śląskiej kopalnie
to wciąż matki – dobrodziejki dla lokalnych rynków pracy, bo
każde miejsce pracy w górnictwie generuje kilka miejsc pracy w
sektorach pobocznych. Co np. z panią prowadzącą pobliski pub, czy
sklep, który
tylko
dlatego funkcjonuje, że obok istnieje kopalnia?
I
jeśli
kopalni nie będzie, a
górnik
odejdzie z odprawą, to
ona
zostanie sama i będzie musiała radzić sobie sama. Co
dalej z takimi miastami? Kolejna
montownia samochodów?
Może Cię zainteresować: