Prof. Rafał Muster: Pracy u nas nie brakuje, ale wysokie pensje to już historia. W innych miastach zarobi się więcej

O przykrych niespodziankach płynących z rynku pracy regionie, konkurencji Śląska i Zagłębia z innymi metropoliami Polski i wyzwaniach związanych z restrukturyzacją górnictwa rozmawiamy w ramach cyklu "Program dla ŚLĄ i ZAG" z prof. Rafałem Musterem, dyrektorem Instytutu Socjologii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

mat. UŚ
Prof. Rafał Muster

Co dobrego śląski rynek pracy może w te chwili zaoferować osobom rozpoczynającym swoją karierę zawodową lub też takim, które mieszkając do tej pory w innych regionach rozglądają się za zmianą otoczenia?
Naszym atutem jest przede wszystkim to, że mamy bardzo niski wskaźnik bezrobocia. Pod tym względem jesteśmy krajowym liderem. Brakuje natomiast wystarczającej liczby miejsc pracy wysokiej jakości.

Co pan rozumie pod tym pojęciem?
Jeśli zgodnie z teorią rynku dualnego pracy dokonamy jego podziału na pierwotny rynek pracy, gdzie mamy pracę dobrej jakości, możliwości rozwoju zawodowego, przyzwoite wynagrodzenie, świadczenia socjalne i tak bardzo potrzebną młodym ludziom stabilizację oraz na rynek wtórny, na którym mamy szereg elastycznych form pracy, brak stabilizacji i możliwości rozwoju, to zauważymy, że w naszym regionie sporo ofert jest właśnie z tego rynku wtórnego. Generalnie więc praca u nas jest, można znaleźć zatrudnienie. Tylko, czy to jest satysfakcjonujące dla tych, którzy mają wysokie aspiracje edukacyjne, co się potem przekłada na wysokie aspiracje zawodowe? Czy oni będą tu w stanie je realizować? Ci, którzy mają wykształcenie specjalistyczne, techniczne – tak, przy czym za mniejsze wynagrodzenie niż w innych regionach.

Jak to? Do tej pory wydawało się, że pod względem zarobków wyprzedza nas tylko Mazowsze, gdzie pensje „pompuje” Warszawa.
Dane GUS-u są bezlitosne. O ile kilka lat temu byliśmy pod względem wynagrodzeń kilka procent powyżej średniej krajowej, to teraz jesteśmy na poziomie 97-98 proc. średniej i tendencja jest spadkowa. A gdyby od tego odciąć jeszcze górnictwo i cały sektor wydobywczy, to okaże się, że jesteśmy jeszcze niżej. Natomiast jeżeli w zakresie wynagrodzeń tendencja spadkowa – porównując nasz region do średniej krajowej - utrwali się, to mogą nasilać się procesy migracyjne, szczególnie wśród młodzieży wchodzącej na rynek pracy.

Co takiego się stało przez te kilka lat?
Nie chciałbym tu stawiać jakiś pochopnych tez. Trzeba by jakiś pogłębionych badań, żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Być może jest to związane z tym, że mamy sporo miejsc pracy z tego rynku wtórnego, w ramach różnych elastycznych form zatrudnienia.

Z punktu widzenia Katowic, gdzie rosną kolejne biurowce i otwierają się kolejne firmy informatyczne trudno w to uwierzyć…
Tyle, że Katowice są wyjątkiem na śląskiej mapie rynku pracy. One korzystają z „renty stołeczności”, będąc stolicą dużego regionu. To widać zresztą jeśli się przyjrzy temu jak wygląda relacja osób przyjeżdżających do pracy do Katowic do tych, które do pracy z Katowic wyjeżdżają. Na każde 8 osób, które codziennie przyjeżdżają do Katowic tylko jedna osoba z Katowic wyjeżdża do innej gminy. Przy czym nawet firmy informatyczne, czyli absolutna pierwsza liga, jeśli idzie o miejsca pracy wysokiej jakości, płacą u nas informatykom i programistom mniej aniżeli mogliby oni zarobić na Dolnym Śląsku, w Małopolsce, w Trójmieście, o Warszawie już nie wspominając. Kiedy rozmawiam z osobami, które prowadzą postępowania rekrutacyjne w tych firmach, to oni wprost to przyznają. Co ciekawe, za te mniejsze pieniądze firmy i tak znajdują u nas pracowników.

W ten sposób jednak przekreślamy szansę na przyciągnięcie do nas osób z innych regionów, a i trudno się dziwić młodym od nas, że szukają miejsca do rozpoczęcia kariery zawodowej gdzieś indziej. Bo jeśli ktoś ma do wyboru śląskie z niższą płacą, a Wrocław, czy Kraków, to decyzja jest oczywista.
Wiadomo, wybierze Kraków, Wrocław, Warszawę, Trójmiasto, czy nawet coraz częściej Łódź. Nasz region przyciąga, ale wysoko wykwalifikowaną kadrę specjalistyczną. Przyjeżdżają do nas topowi menadżerowie, wysokiej klasy specjaliści. Ściągają ich tutaj ich firmy. Natomiast „sam z siebie” region ich nie przyciąga. W przypadku studentów to jest przyciąganie bardzo krótkotrwałe – przyjeżdżają, zdobywają wykształcenie i jeśli akurat nie spotkają tu miłości swojego życia, to raczej wyjeżdżają. Kiedy prowadząc zajęcia ze studentami pytam ich o to, co sądzą o regionie, to słyszę, że łatwiej im myśleć o wyjeździe niż tutaj się zakorzenić. Dlatego też, jeśli mówimy o wyzwaniach naszego rynku pracy, to powinniśmy przede wszystkim myśleć o przyciąganiu takich inwestycji, gdzie będzie zdecydowanie więcej miejsc pracy dla „białych kołnierzyków”. Trzeba mocniej postawić na badania i rozwój, bo obecnie na każde 1000 osób aktywnych zawodowo w Polsce ok. dziewięciu pracuje w tym sektorze, tymczasem w województwie śląskim – sześć. Odstajemy od średniej krajowej, choć mamy bardzo mocny przemysł i świetnie działającą strefę ekonomiczną.

Tylko tu znowu rodzi się pytanie, czy w strefie stawia się na badania i rozwój, czy może jednak to typowa montownia?
W strefie robią kawał dobrej roboty, powstało ok. 90 tys. miejsc pracy, które generują także inne miejsca zatrudniania w podmiotach kooperujących z firmami strefowymi. Natomiast myślę, że powinniśmy większą uwagę zwrócić na dywersyfikację branż, które się tam lokują. Żebyśmy monokultury górniczej nie zastępowali monokulturą motoryzacyjną. Pamiętajmy, że branża motoryzacyjna to klasyczny papierek lakmusowy tego, co się dzieje w kontekście koniunktury gospodarczej. W razie jakiegoś kryzysu, czy spowolnienia ta branża właśnie będzie po pierwsze schodziła z kosztów, czyli z kapitału ludzkiego. Przypomnę ostatni kryzys z 2008 r., który rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych w sektorze finansowym, ale potem rozlał się na inne branże i w zasadzie na cały świat. Skutkiem tego kryzysu był istotny wzrost bezrobocia w naszym regionie – ze 123 tys. do 208 tys. osób. Krótko mówiąc to też globalizacja, a my jako region w coraz większym stopniu jesteśmy powiązani zależnościami gospodarczymi ze światową gospodarką.

Skoro już poruszyliśmy temat górnictwa, to gdzie – wedle wskazanej przez pana metodologii - mieszczą się miejsca pracy w tym sektorze?
Miejsca pracy w sektorze górniczym są absolutnie miejscami z rynku pierwotnego – gwarantują dużą stabilizację, ochronę związkową, pakiety socjalne, przyzwoite zarobki oraz wcześniejsze emerytury.

Dodajmy, w tym roku do tych zarobków doszły jeszcze „wyrównania inflacyjne”….
Za ostatnie miesiące wzrost wynagrodzeń w branży wydobywczej wyniósł nawet ponad 20 proc. To jest ewenement w skali kraju. Biorąc to pod uwagę pojawia się pytanie – jeśli będziemy ten sektor restrukturyzować, a pracuje w nim ok. 80 tys. osób, to co możemy tym ludziom zaproponować w zamian? W 2019 roku Instytut Badań Strukturalnych robił badania wśród górników pytając ich m.in. o to co, akceptują w kontekście poszukiwania nowego miejsca pracy i kiedy zgodziliby się przejść do innego pracodawcy.

I?
Górnicy po pierwsze wskazali wysokość wynagrodzenia, po drugie stabilność zatrudnienia, a po trzecie – bardzo istotna jest dla nich kwestia związana z możliwością przechodzeniem na wcześniejsze emerytury.

Co to oznacza?
To, że mogą być postrzegani przez pracodawców jako nieatrakcyjni na otwartym rynku pracy. Mogą być postrzegani jako zbyt drodzy i jako roszczeniowi, przegrywając konkurowanie o miejsca pracy np. z cudzoziemcami, którzy zgodzą się na mniej atrakcyjne warunki płacowe. Pracowali przecież przez lata na określonym poziomie stabilności zatrudnienia, w określonych warunkach socjalno – płacowych i tego samego też będą oczekiwać od innego miejsca pracy. A jeśli tego nie będzie, to odejdą, albo zaczną się jakieś protesty. Na szczęście to tylko przypuszczenia, wynegocjowane zapisy umowy społecznej są korzystne dla górników.

Czyli raczej można założyć, że jeśli górnicy będą odchodzić z kopalni, to na emerytury, a nie do „zielonych” gałęzi gospodarki. I to tyle ze scenariuszy transformacji...
W kontekście transformacji dostrzegam jeszcze inny problem. Kiedy mówimy o restrukturyzacji branży wydobywczej, to mówimy o świadczeniach i pakietach socjalnych dla samych górników, ale nie mówimy, co z branżami pobocznymi. Tymczasem w Jastrzębiu – Zdroju, czy w Rudzie Śląskiej kopalnie to wciąż matki – dobrodziejki dla lokalnych rynków pracy, bo każde miejsce pracy w górnictwie generuje kilka miejsc pracy w sektorach pobocznych. Co np. z panią prowadzącą pobliski pub, czy sklep, który tylko dlatego funkcjonuje, że obok istnieje kopalnia? I jeśli kopalni nie będzie, a górnik odejdzie z odprawą, to ona zostanie sama i będzie musiała radzić sobie sama. Co dalej z takimi miastami? Kolejna montownia samochodów?

Program dla Śląska i Zagłębia
Prof. Tomasz Pietrzykowski

Może Cię zainteresować:

Prof. Pietrzykowski: Nasz ostry kryzys demograficzny dowodzi, że prawdziwe życie rodzi się i toczy gdzie indziej

Autor: Marcin Zasada

07/11/2022

Praca w fabryce

Może Cię zainteresować:

Firmy już nie chcą zatrudniać, a pensje spadają. Najnowsze wieści z rynku pracy

Autor: Michał Wroński

22/11/2022

Kazimierz Karolczak

Może Cię zainteresować:

Metropolia jednym miastem? Kazimierz Karolczak: "Część miast od dawna funkcjonuje jako dzielnice Katowic"

Autor: Marcin Zasada

21/11/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon