Dziuba: „Tylko na podatkowych zmianach straciliśmy 90 mln zł. To jest systemowe niszczenie samorządów”

"Ten rok wytrzymamy, bo w tym czasie jeszcze drastycznych efektów polityki ograniczającej samorządowe finanse nie będzie, ale już mało kto sobie wyobraża budżet na rok 2024 gdyby się nic nie zmieniło. To będzie katastrofa". O końcu „zielonych wysp”, szukaniu oszczędności, ryzyku powstania Metropolii „dwóch prędkości” i groźbie katastrofy w samorządach rozmawiamy z Andrzejem Dziubą, prezydentem Tychów.

fot. Urząd Miasta Tychy
Andrzej Dziuba

Jak wam idzie szukanie oszczędności na prądzie? Grudzień był pierwszym miesiącem obowiązywania przepisów zobowiązujących m.in. samorządy do ograniczenia o 10 proc. zużycia energii w swoich obiektach.
Nie jestem zwolennikiem takiej akcyjności, wolę ciągłą pracę u podstaw. I tak też traktujemy w Tychach sprawy energetyczne. Jako jedno z nielicznych w Polsce miast kupiliśmy kilka lat temu od Tauronu całe oświetlenie, co pozwoliło nam systematycznie je modernizować. Obecnie niemal 100 proc. oświetlenia stanowi u nas oświetlenie LED-owe i już to dało oszczędności energii na poziomie ponad 50 proc. Dodatkowo wdrażamy inteligentny system, który pozwala regulować oświetlenie – przyciemniać lub rozjaśniać je w zależności od pory roku i dnia, a także natężenia ruchu.

Wiele miast szukając tych oszczędności zgasiło świąteczne iluminacje. A jak to wygląda u was?
Nie było u nas potrzeby podejmowania takich drastycznych kroków jak wyłączanie latarni ulicznych, czy oświetlenia świątecznego. To nie ma sensu. Przy całości naszych wydatków na energię i dobrym kontrakcie, który wynegocjowała Metropolia, to jest zużycie, na które nas stać. Przez lata poszliśmy w swoich oszczędnościowych działaniach bardzo daleko i gdyby porównać nasze rachunki za energię elektryczną z tym, co płacą inne miasta, to widać ogromną różnicę. Oceniam, że w stosunku do tego, co było kiedyś, dzięki podjętym inwestycjom, oszczędzamy 70 proc. energii. Owszem, w związku z obecną sytuacją wydaliśmy pewne instrukcje dotyczące ogrzewania budynków miejskich, ale to są działania operacyjne.

Pytanie o oszczędności na rachunkach za prąd potraktujmy to punkt wyjścia do tematu pieniędzy. Budżet na rok 2023 będzie pierwszym w historii miasta budżetem bez nadwyżki operacyjnej. Co się dzieje, koniec „zielonej wyspy” w Tychach?
Nie tylko w Tychach się skończyła, ale w całej Polsce. Na ok. 350 miast zrzeszonych w Związku Miast Polskich zaledwie trzy wykazały nadwyżkę operacyjną na rok 2023. My i tak zakładamy bardzo mały deficyt, bo raptem kilka milionów złotych. To nie jest jeszcze wielki dramat, bo przez całe lata mieliśmy dodatnią nadwyżkę. Generalnie na deficyt operacyjny można sobie pozwolić przez rok, czy dwa, ale na dłuższą metę to jest sytuacja nie do przyjęcia – nie wolno generować deficytu operacyjnego, bo przecież nie można zaciągnąć kredytu na ujemną nadwyżkę operacyjną. To prosta droga w przepaść.

Wyjaśnijmy zatem, czym jest owa nadwyżka operacyjna i dlaczego jest tak ważna?
To różnica między bieżącymi dochodami, a wydatkami. Dochody bieżące z kolei to głównie wpływy z podatków PIT i CIT, a także opłat i podatków lokalnych. Z tego musimy pokryć wszystkie wydatki bieżące: energię, płace, sfinansować wszystkie usługi, uzupełnić subwencję oświatową, która nie wystarcza na pokrycie kosztów związanych z funkcjonowaniem oświaty. Mówiąc w skrócie – zapłacić za wszystko to, czym żyje miasto. I ta właśnie różnica nie powinna być ujemna. Bo jeśli dochody są wyższe od wydatków, to możemy później tą nadwyżką dysponować według własnego uznania. A jeśli jej brak, to takiej swobody nie mamy.

Co dla miasta wynika z faktu, że w tym roku tej nadwyżki nie będzie?
To oznacza stagnację i zatrzymanie w rozwoju. W ostatnich kilkunastu latach na inwestycje przeznaczaliśmy ok. 20-25 proc. budżetu, to były potężne kwoty i te inwestycje widać w mieście. A teraz musimy trochę przystopować, bo żeby cokolwiek inwestować, musimy zaciągać kredyty, gdyż z dochodów bieżących nie da się tego sfinansować. Jeśli jednak to zrobimy, to zwiększają się automatycznie odsetki od rat, które musimy spłacać. Przy braku nadwyżki operacyjnej, trzeba więc bardzo ostrożnie podchodzić do nowych zadań inwestycyjnych, tym bardziej, że nie mamy pieniędzy zewnętrznych. Gros dotychczasowych inwestycji stanowiły projekty realizowane dzięki dofinansowaniu. Dziś tego nie mamy. Środki zewnętrzne zaplanowane na rok 2023 to raptem 4 miliony złotych, tylko dlatego, że przeszły one z roku 2022. A były lata, że to były dziesiątki, a nawet setki milionów złotych.

Jeśli te zewnętrzne środki nagle się pojawią, to będziecie mieli pieniądze na wkład własny, skoro spadają dochody własne?
Akurat w Tychach mamy relatywnie dobrą sytuację. Dzięki pilnowaniu przez lata wydatków budżetowych, problemów z wkładem własnym nie mamy.

Czyli „górka” z poprzednich lat zapewnia wam elastyczność?
Tak, nawet więcej, także bezpieczeństwo i pewność, że nie będzie się to odbywać kosztem jakości świadczonych przez nas usług publicznych. Będą one na poziomie nie gorszym niż do tej pory. Nie wszyscy w Metropolii mogą powiedzieć jednak to samo. To widać chociażby w kontekście kosztów transportu zbiorowego, gdzie różnica między tym, co planowaliśmy, a co obecnie jest szacowane, wynosi 143 mln zł. My jako Tychy swoją część jakoś „ogarniemy”, ale wiele miast i gmin, ze względu na swoją sytuację finansową, nie będzie w stanie pokryć tej różnicy. Gdzieś te 143 mln zł trzeba będzie jednak znaleźć, więc zacznie się szukanie rozwiązań, które uderzą w mieszkańców, np. rozrzedzania kursów czy ograniczanie kursowania niektórych linii. Były miasta, które już teraz zalegały ze składką do GZM, co będzie dalej? Nie wiem, ale taka sytuacja nie może trwać wiecznie.

Czy to jednak nie skończy się usługą transportową dwóch prędkości? Tychy zachowają komunikację miejską na dotychczasowym poziomie, ale gdzie indziej stanie się ona znacząco słabsza od tego, co było do tej pory.
Myślę, że jednym z problemów w rozwoju Metropolii jest duże zróżnicowanie zamożności poszczególnych samorządów, co właśnie bardzo wyraźnie widać przy transporcie zbiorowym. Sytuacja jest o tyle trudna, że mamy rok wyborczy i wielu samorządowców będzie miało poważny dylemat: czy ograniczyć transport i narazić się mieszkańcom, czy dalej się zadłużać, co z kolei może prowadzić do bardzo poważnych skutków w przyszłości. Ten rok wytrzymamy, bo w tym czasie jeszcze drastycznych efektów polityki ograniczającej samorządowe finanse nie będzie, ale już mało kto sobie wyobraża budżet na rok 2024 gdyby się nic nie zmieniło. To będzie katastrofa.

Inni samorządowcy też mówią o katastrofie, a tymczasem Ministerstwo Finansów uspokaja, że samorządowe finanse mają się dobrze i nie ma mowy o żadnej zapaści, a podatnik widzi, że podatki spadają i więcej zostaje mu w kieszeni.
Wiadomo, że każdy by chciał, aby podatki były jak najniższe. To dobra tendencja. Tyle, że jest jeszcze druga strona tego medalu. Połowa PIT-u jest dochodem samorządu. I jeśli dochód z PIT-u staje się zdecydowanie mniejszy, to powinien być jakoś uzupełniony jeżeli chcemy utrzymać jakość życia i poziom usług publicznych. Np. poprzez zwiększenie udziału gmin w podatku PIT lub przyznanie im udziału w podatku VAT. Zamiast tego są jednorazowe „wrzutki” pod koniec roku, by dzięki temu osiągnąć propagandowy efekt i Ministerstwo Finansów mogło mówić, że jest dobre. Bo jeżeli my w grudniu dostajemy 23 mln zł, to wiadomo, że nie jesteśmy już w stanie ich sensownie wydać i te pieniądze tworzą fałszywy efekt nadwyżki.

Ile zmiany w podatku PIT kosztują takie miasto jak Tychy?
Policzyliśmy, że na tych wszystkich rozwiązaniach straciliśmy ok. 90 mln zł. Gdyby nic nie robiono przy podatku PIT, to dziś dochody z tego źródła powinniśmy mieć na poziomie 315 mln zł, a mamy niecałe 200 mln zł. Pod względem dochodu z PIT dziś jesteśmy na poziomie roku 2017. To jedna z przyczyn, dla których wydatki budżetowe na rok 2022 mieliśmy na 1,2 mld zł, a w tym roku to jest miliard złotych.

Cofnęliście się o sześć lat?
Dokładnie tak. W tym samym czasie płaca minimalna systematycznie rosła, co dla nas oznacza miliony złotych więcej w funduszu płac, bo to dotyczy setek osób zatrudnionych m.in. w oświacie, czy urzędzie. A skoro np. wynagrodzenia osób w obsłudze technicznej urzędu sięgają płac wieloletnich pracowników z wyższym wykształceniem, to im także trzeba dać podwyżki. Tak więc rząd mówi „dajemy podwyżkę”, a tak naprawdę płacą za to przedsiębiorcy, czy samorządy i to w sytuacji gdy dochody nam się ogranicza.

Wpływy z PIT w Tychach
Wpływy z PIT w Tychach w latach 2014-2023. Mat. UM Tychy

Są jakieś możliwości ruchu, które mogą podejmować samorządy, by łagodzić niższe wpływy z PIT? Szukać tych pieniędzy w podatkach lokalnych?
Prawda jest taka, że wszyscy podatki lokalne uchwalaliśmy w tym roku na maksymalnym poziomie dopuszczonym przez Ministerstwo Finansów. To nie są jakieś bardzo duże podwyżki, uderzające w mieszkańców i przedsiębiorców, ale dla nas zawsze parę milionów złotych więcej w budżecie. Tyle, że to nie spowoduje cudu. Prawdziwą zmianą mogłyby się stać pieniądze z KPO. To by dało jakiś impuls. Wtedy moglibyśmy „zluzować” własne środki z zaplanowanych inwestycji i skierować je na „łatanie dziur” w komunikacji czy remontach.

Podsumujmy. Jeśli nic się nie zmieni i gdyby dalej miało być tak, jak jest, to będzie katastrofa – tak mówi jeden z najdłużej urzędujących prezydentów w Polsce. Naprawdę jest tak źle?
Z perspektywy 23 lat mojej prezydentury mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z systemowym i systematycznym niszczeniem samorządów. To wynika z obranej przez rządzących filozofii. Samorząd nie jest im na rękę, bo przez niego przechodzi mniej więcej 1/3 publicznych środków, które są poza ich kontrolą. Dlatego chce przekształcić samorządy w terenowe organy władzy państwowej i decydować, co mamy budować i za jakie pieniądze. W tym modelu lewą ręką będziemy odbierać kasę od rządzących, a prawą wydawać je na cele, które oni będą wskazywać. Staniemy się takim „przekaźnikiem”, co nie ma nic wspólnego z samorządnością, gdyż aby być samorządnym trzeba mieć własne dochody i móc o nich decydować. Dla tego uważam, że jeśli się nic nie zmieni, to będziemy mieli do czynienia ze zmierzchem samorządów. Przeżyłem już różne ekipy – AWS, SLD, dwa razy Platformę, dwa razy PiS i mogę powiedzieć, że żadna władza nas jakoś specjalnie nie rozpieszczała, zawsze były jakieś przepychanki i tarcia o pieniądze, ale zawsze miała miejsce jakaś wymiana argumentów. Jakoś się rozmawiało i sprawy szły do przodu. Nie było założenia, że samorząd trzeba zniszczyć, zdyskredytować jego rolę, gdyż pozytywne efekty działalności samorządu były dla wszystkich ewidentne. A obecnie, niestety, mamy do czynienia z systemowym niszczeniem samorządów.

Kopalnia Mysłowice

Może Cię zainteresować:

Rząd i sejmowe komisje przeciw większemu budżetowi na transformację Śląska

Autor: Michał Wroński

11/01/2023

Daniel Obajtek Jacek Sasin

Może Cię zainteresować:

UOKiK musi skontrolować Orlen, prawda? Tak samo jak - też za ceny - kontrolował dilerów węgla, prawda?

Autor: Michał Wroński

05/01/2023

Chelstowski i Zasada 2

Może Cię zainteresować:

Chełstowski w ŚLĄZAQ: Spór paru polityków nie może blokować pieniędzy na transformację Śląska

Autor: Marcin Zasada

06/01/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon