Katarzyna Pachelska
Marsz Autonomii 2025

Roman Balczarek: Co znaczy niemieckość na Śląsku w 2025 roku? Kim są "Ślązacy ducha niemieckiego"?

Zbliżający się ku końcowi październik to naturalnie miesiąc Oktoberfestów, które w tym roku wydają się popularniejsze niż dotychczas. Festyny piwne zaczynają się zresztą u nas już pod koniec sierpnia, w czasie dożynek. Ślązacy bez większego trudu przyswoili sobie ten niemiecki, a właściwie bawarski, zwyczaj, łącząc w nim swojskość z egzotyką. A robimy to dlatego, że niemieckość na Śląsku ma w sobie właśnie te dwa pierwiastki – jest jednocześnie bliska i obca.

Tak się złożyło, że ten tekst piszę w drodze do Niemiec. Jadę z Wrocławia do Königswinter pod Bonn, gdzie znajduje się Haus Schlesien – główny ośrodek zajmujący się tematyką śląską w Niemczech. Trasa prowadzi przez Dolny Śląsk, dalej przez Łużyce z Görlitz, ostatnim miastem na niemieckim Śląsku. A przynajmniej tak o osobie myślącym. Potem już Saksonia, Turyngia, Hesja i wreszcie Nadrenia-Westfalia. To tu trafiło najwięcej Ślązaków od lat 40. aż po 90. XX wieku. Ślady ich obecności widać w licznych hajmatsztubach rozsianych po małych miejscowościach, w zawiązanych ziomkostwach opiekujących się nimi, w muzeach, jak choćby w Ratingen, czy w instytucjach takich jak Martin-Opitz-Bibliothek w Herne.

Jednak pokolenie Wypędzonych, które było beneficjentem pierwszych prób przeniesienia kawałka Śląska do Niemiec i budowy nowego domu, właśnie odchodzi. Pomysłów z tym co zrobić z ich dziedzictwem jest wiele. Jedni chcieliby, by zbiory i pamiątki wróciły na Śląsk. Inni uważają, że powinny pozostać w Niemczech, gdzie trafiły razem z ludźmi. Faktem pozostaje, że wkrótce nie będzie już tych, którzy bezpośrednio utracili swoje domy. Zostaną ci, dla których to już tylko – i aż – pamięć rodziców.

Młodsi Ślązacy w Niemczech żyją inaczej. To migranci zarobkowi i polityczni, nie przymusowo przesiedleni. Opuścili domy, ale ich nie utracili. Śląskość w ich wydaniu nie różni się od polskości w Wielkiej Brytanii czy irlandzkości w Stanach Zjednoczonych.

Mogli wyjechać, ale zostali

Na samym Śląsku to również widać. Coraz rzadziej słyszy się opowieści o dziadkach i sąsiadach wyrzuconych siłą z mieszkań. Wciąż można znaleźć opuszczone domy, ale już po tych, którzy wyjechali z własnej woli. Fale migracji osłabły – w ostatnim ćwierćwieczu liczba wyjazdów nie sięga nawet jednej czwartej tego, co w latach 90.

Współczesna niemieckość na Śląsku to w dużej mierze postawa ludzi, którzy mogli wyjechać, lecz zostali, bo czują, że tutaj jest ich dom. Ich niemieckość nie odwołuje się do współczesnej państwowości niemieckiej, lecz do tej historycznej. Są kulturowymi endemitami Żyją w nowym środowisku, lecz jedną nogą tkwią w świecie cesarza Wilusia. Niemieckość na Śląsku to więc niemieckość równoległa do tej, którą tworzy Republika Federalna. Ludzie ci łączą śląskość z niemieckością i polskością na swoich zasadach i w przeróżnych konfiguracjach.

Ślązacy ducha niemieckiego

Według spisu powszechnego z 2021 roku 133 tysiące osób zadeklarowało narodowość niemiecką. Część z nich imigranci niemieccy oraz ich dzieci mieszkający w Polsce, jednak najliczniejszą grupę pośród tych identyfikacji stanowią Górnoślązacy.

Najtrafniejsze wydaje się określenie, że to „Ślązacy ducha niemieckiego”, bo to pojęcie łączy lokalność z odwołaniem do kultury niemieckiej. Potomkowie Niemców z Rzeszy, którzy przybyli tu za pracą i domem w epoce pruskiej, stanowią dziś mniejszość. Większość to ludność autochtoniczna, która dokonała swoistego akcesu do niemieckości – zarówno w procesie pokoleniowym, jak i indywidualnym. Wielu członków mniejszości niemieckiej miało rodziców czujących się Ślązakami lub Polakami, lecz ze względu na historię i kulturę regionu uważają, że mają prawo czuć się Ślązakami ducha niemieckiego, Schlesierami albo po prostu Niemcami na Śląsku. I mają w tym rację.

Liturgiczny status języka niemieckiego

Według tego samego spisu powszechnego język niemiecki zadeklarowało niecałe 200 tysięcy osób. Sytuacja jest jednak inna niż w przypadku śląskiego czy polskiego, bo niemiecki ma na Śląsku szczególny status. Powiedziałbym, że liturgiczny - to znaczy zawężony do określonych, symbolicznych kontekstów.

Polityka PRL-u doprowadziła do przerwania ciągłości nauczania niemieckiego. Język ten przetrwał, ale w różnych, niekiedy zaskakujących formach. Czasem był sekretnym językiem dziadków i rodziców, którzy używali go, by zachować poufność rozmów przed dziećmi. Czasem dziadkowie przekazywali wnukom niemiecki jako język świata, w którym dorastali i gdzie jego znajomość była naturalna.

Wprowadzenie niemieckiego jako dodatkowych godzin lekcyjnych dla mniejszości niemieckiej oznacza dziś w praktyce, że uczniowie ćwiczą jeden z języków swoich przodków. Język, którego zasięg codziennego użycia jest już mocno ograniczony. Domów, w których mówi się głównie po niemiecku, jest niewiele.

Dlatego właśnie można powiedzieć, że niemiecki na Śląsku nie jest już językiem codziennym, lecz raczej liturgicznym - używanym przy specjalnych okazjach, z poczuciem szacunku i dystansu. Po ośmiu dekadach od zakończenia ostatniego okresu niemieckiego w historii regionu, trudno już znaleźć ludzi, którzy znaliby niemiecki lepiej niż polski. W równym stopniu owszem, w mniejszym na pewno. Ale nie lepszym.

Bój o Ślązaka

Mniejszość niemiecka i śląscy regionaliści – czy, mówiąc wprost, działacze narodowi – toczą bój o duszę Ślązaków. Cel mają wspólny: dotrzeć do ludzi, którzy czują silniejszy związek z regionem niż z państwowością polską. Ślązacy poza tym nie zwykli zaprzeczać obecności niemieckości na Śląsku. A nie robimy tego, bo wierzymy w mit wielokulturowego Śląska.

Mniejszość niemiecka nie stanowi konkurencji dla śląskości. Przeciwnie – stara się ją z nią połączyć. Niemieckość na Śląsku, jak już pisałem, ma charakter lokalny. Śląscy działacze nie są jednak jednomyślni. Dla jednych deklaracja narodowości śląskiej wyklucza związki z niemieckością, bo jeśli Ślązak nie czuje się Polakiem, to nie jest też Niemcem. Dla innych natomiast te tożsamości nie tylko się nie wykluczają, ale wręcz wzajemnie wspierają. Zarówno mniejszość niemiecka, jak i śląska umacniają bowiem więź z hajmatem.

Dla mniejszości niemieckiej relacje z państwem niemieckim zeszły dziś na dalszy plan. Nie są marginalne, ale nie decydują o tożsamości. Zakończył się czas wielkiej emigracji Ślązaków do Niemiec, a rodzinne więzi między tymi, którzy zostali, a tymi, którzy wyjechali, powoli słabną.

Epilog

Wróćmy do Oktoberfestów. Skoro od nich zacząłem, nimi też chcę zakończyć. Ich obecny wysyp to chyba najlepsza miniatura tego, czym jest współczesna niemieckość na Śląsku – pozytywnym stosunkiem do kultury niemieckiej i poczuciem, że można z niej swobodnie czerpać. Niemieckość nie jest tu obca, jest oswojona i miejscowa.

Śląskość od wieków miała dwa zaproszenia: do świata niemieckiego i do polskiego. Ślązacy zawsze chętnie z nich korzystali i nadal to robią. I będą, bo jesteśmy zbyt pragmatyczni by rezygnować z wyboru. Ograniczanie się jest nudne, a my nauczyliśmy się cenić wolność decydowania o tym, kim chcemy być.

Na Górnym Śląsku polskość, niemieckość i śląskość są zawsze wyborem. Bo pogranicze właśnie tak działa – to foodhall, do którego każdy przychodzi zjeść to, na co ma ochotę. Precla popija się żurem i zagryza schabowym i kluskami. A na pytanie „co wolisz?”, najlepiej odpowiedzieć: to zależy od dnia.

Wysiedlency

Może Cię zainteresować:

"Wyjeżdżali już jako Niemcy, albo byli gotowi, by Niemcami zostać". Prof. Ryszard Kaczmarek o przesiedleńcach z Polski do Niemiec

Autor: Maciej Poloczek

08/06/2025

Dietmar Brehmer

Może Cię zainteresować:

Dietmar Brehmer: "Zakamuflowana opcja? Przecież jesteśmy otwartą opcją niemiecką, nikogo nie udajemy"

Autor: Teresa Semik

02/12/2022

Rysunki Gwidona Miklaszewskiego o WPKiW

Może Cię zainteresować:

WPKiW kreską Gwidona Miklaszewskiego. Zapomniane rysunki propagandowe śląskiego klasyka humoru. Recenzja po latach

Autor: Tomasz Borówka

24/10/2025