Serce Karola Godulli. Ostatnia podróż i niezwykły testament Króla Cynku

W 1848 roku Karol Godulla wyruszył w swoją ostatnią podróż. Wśród rewolucji, bólu i legend – zostawił testament, który zmienił historię Śląska. Dziś, 6 lipca, przypada 176 rocznica jego śmierci.

Karol Godulla

Wiosna Ludów na Śląsku

Rok 1848 był czasem wielkich przemian i rewolucji w całej Europie, również na Śląsku. Wraz z nadejściem wiosny Prusy ogarnęła fala buntów chłopskich, których uczestnicy domagali się wolności oraz zniesienia bezwzględnie egzekwowanych obowiązków feudalnych. Niepokoje społeczne, znane jako rewolucja marcowa, które wybuchły w Berlinie w marcu 1848 roku, zaczęły stopniowo docierać także na Śląsk. Wieści o wydarzeniach w stolicy Prus wzbudziły poruszenie wśród mieszkańców Górnego Śląska, zwłaszcza w miastach przemysłowych i ośrodkach robotniczych.

Na przełomie XVIII i XIX wieku nastąpił intensywny rozwój przemysłu na Górnym Śląsku, zwłaszcza górnictwa węgla kamiennego oraz hutnictwa cynku i żelaza. W zawrotnym tempie sięgano po naturalne bogactwa, wydobywane ciężką pracą ludzkich rąk, wspomaganych przez bezlitosne moce maszyn. Skarby ziemi – początkowo te ukryte tuż pod jej powierzchnią, a z czasem także te znajdujące się znacznie głębiej – stawały się łupem nowoczesnej cywilizacji XIX wieku.

Wśród ludzi na śląskiej ziemi, niczym król w „przemysłowym majestacie”, chodził człowiek, którego się bano, a nazywał się Karol Godulla*. Lęk nie wynikał z jego okrutnych czynów, lecz z surowości i bezkompromisowego podejścia do pracy oraz do samego siebie. A przecież kiedyś był to człowiek uśmiechnięty, żądny wiedzy i radości życia. Kształcił się najpierw u cystersów w Rudach, a parę lat później w gimnazjum w Opawie. Gdyby nie brutalny napad w młodzieńczym wieku, który na zawsze zmienił jego życie, być może stałby się kimś wybitnym w innej dziedzinie? Ale Nosz Ponbóczek miał wobec niego inne plany, których efekty do dziś możemy zobaczyć w niektórych częściach śląskiej ziemi.

Rok 1848 z pozoru nie zapowiadał wielkich zmian w życiu Godulli, a jednak... Rozwijał wówczas swój przemysłowy koncern – sieć hut, kopalń i pól górniczych, z których każda cegiełka powiększała jego imperium. Zdawało się, że inwestorzy prowadzą między sobą wyścig – kto szybciej dotrze do najlepszego pokładu węgla. Godulla miał już 66 lat – wiek sędziwy, szczególnie jak na ówczesne realia. Wciąż sprawny umysłowo, choć rany przeszłości nie pozwalały o sobie zapomnieć. Podpierając się misternie zdobioną laską, starał się złagodzić ból przeszywający jego nadwyrężone ciało. Twarz miał dostojną, lecz nosiła wyraźne ślady brutalnej napaści, do której doszło przed laty. Jedno oko lśniło jeszcze radością życia, drugie – martwe, nieruchome – zdawało się zawieszone w oczodole niczym szklane. Jego ciało wyglądało, jakby burza – prawdziwy donnerwetter – przeszyła je od prawej strony.

Legenda i ostatnia podróż

Dla niektórych stał się niemal mityczną postacią, jakby żywcem wyjętą z „Fausta” Goethego. Dla prostego ludu był jednak jedynie dziwakiem – osobliwym starcem, który za fragment własnej duszy otrzymał niepojęte skarby.

Dla robotników nie był żadnym wybitnym „managerem” – był postrachem pijaków i leni, surowym panem, który zakazywał rozpusty i dbał o porządek w domach swoich pracowników. Rozumiał, że spokój w rodzinie przynosi korzyści i wydajność w pracy. Ale sam, pogrążony w eksperymentach i pracy, oddalił się od życia ludu śląskiego. Jego serce zostało kiedyś zranione, jego marzenia – okaleczone, przez napaść na jego osobę. To rzutowało na jego powściągliwość do ludzi i otwartość. Choć jak każdy człowiek, pragnął ciepła i zrozumienia — dóbr, które nigdy nie było mu dane zaznać. Z tego powodu unikał gwarnych zabaw, radosnych zgromadzeń, poświęcając się wyłącznie swoim obowiązkom.

Zwykli ludzie, nie rozumiejąc tego dziwaka z Rudy, zaczęli snuć o nim przeróżne legendy. Była to ich jedyna forma „oporu” wobec władzy i tajemniczości jego osoby. Prasa podchwyciła plotki, a rodzina Schaffgotschów – późniejsi spadkobiercy spuścizny Godulli – musiała zlecać badania nad jego życiem w latach 30. XX wieku, by zdemaskować liczne nieprawdy. Poważnym utrudnieniem okazało się zalecenie samego Godulli, by zniszczyć wszelkie nieistotne dokumenty — akta, które dziś mogłyby rzucić nowe światło na jego życie i osobę.

Ostatnia podróż...

Jednak nawet najtwardsze ciała z czasem się łamią. Wkrótce u Godulli pojawiły się nagłe, nieznośne bóle – efekty lat spędzonych w laboratorium, w domowej „kuchni przemysłowca”. Choć był twardy jak stal, tym razem nie mógł już pokonać cierpienia. Towarzyszyła mu wtedy mała Hainschen (tak współcześni zwracali się do Joanny) – dziecko, które darzył szczególną troską. Najprawdopodobniej w tej młodej istocie dostrzegł cząstkę siebie – to, co życie mu niegdyś odebrało: miłość i radość płynącą z posiadania rodziny. Skarb, którego nigdy nie zaznał i który nie był mu pisany. To właśnie ta mała dziołszka stała się w krótkim czasie sensem jego istnienia. Jej obecność wnosiła do jego życia promień radości i rozświetlała jego serce oraz umysł paletą jaskrawych barw, jakich nie doświadczał od lat.

Nie chcąc, by dłużej musiała patrzeć na jego cierpienie — które już odczytała z jego milczenia i spojrzeń — uległ namowom i zgodził się na wyjazd. Wybrał Wrocław – Breslau – jako cel podróży. Hotel „Pod Złotą Gęsią” wydawał się bezpieczny w razie rozruchów społecznych, które przetaczały się przez Europę. Wyjazd zaplanował na 5 kwietnia 1848 roku z dworca kolejowego w pobliskim Chebziu - Morgenroth, który sam pomógł wybudować – wierząc w potencjał kolei.

Dla Hainschen była to pierwsza podróż. Nigdy wcześniej nie opuściła majątku swego opiekuna. Zafascynowana była dymiącym pociągiem i jego wagonami, które dzielono według klas – od najbardziej luksusowych po całkiem proste. Wraz z Godullą i służącą Emilią Lukas podróżowali w I klasie. Zabrał też ze sobą powóz – miał mu służyć podczas pobytu w stolicy Śląska.

Godulla przypominał sobie widok pierwszego pociągu, który pojawił się w jego rewirze:

„Kiedy w oddali ukazał się sapiący parą pociąg, otulony kłębami dymu, rozległ się gwizd parowozu. Gdy Zug wjechał na stację w Morgenroth, wszyscy krzyczeli z radości! To było jak lot na Księżyc.”

Dla małej Hainschen podróż była fascynującą przygodą – dla Godulli coraz bardziej bolesnym doświadczeniem. Po około 7 godzinach dotarli do dworca w Breslau – najnowocześniejszego w tej części Europy.

Na peronie czekał Max Scheffler – zaufany prawnik i przyjaciel Godulli. Mieszkał i pracował przy Gartenstrasse (dziś Piłsudskiego), wśród willi i rezydencji, które z czasem ustąpią miejsca nowoczesności rozwijającego się Breslau. Miasto nosiło ślady swojej średniowiecznej przeszłości. Jego obrzeża oplatały resztki dawnych murów obronnych – potężnych niegdyś fortyfikacji. Tu i ówdzie ceglane baszty i odcinki murów znikały spod kilofów i łopat robotników, bo miasto rosło i potrzebowało przestrzeni do życia.

W sercu miasta dominowała gęsta, zwarta zabudowa. Kamienice, stłoczone jedna przy drugiej niczym książki na regale, wąskimi fasadami opierały się o brukowane uliczki. Ich piętra często zachodziły na siebie, tworząc swoisty labirynt cieni i zaułków. Rynek tętnił handlem, a uliczne gwarne życie mieszało się z odgłosem końskich kopyt i stukiem wozów.

Choć Breslau nie był typowym miastem przemysłowym, nie pozostawał w tyle. Fabryki i warsztaty rzemieślnicze wyrastały głównie na przedmieściach – tu powstawały zakłady tkackie, przetwórnie i mniejsze manufaktury. Miasto było przede wszystkim centrum handlu i finansów – miejscem, gdzie spotykali się kupcy, przemysłowcy i bankierzy z całego Śląska i dalszych stron.

Na ulicach widoczna była obecność wojska – patrole przechadzały się regularnie, a napięcie wisiało w powietrzu. Rok 1848 przyniósł do miasta echo Wiosny Ludów – zamieszki, demonstracje, przemówienia. Władze bały się buntu i rozruchów, dlatego wszędzie czuło się obecność porządku wymuszanego karabinem i mundurem.

Codzienność mieszkańców była daleka od wygody. Główne ulice były brukowane, ale wystarczyło zejść w boczną alejkę, by ugrzęznąć w błocie. W wielu dzielnicach, zwłaszcza tych biedniejszych, trakt przypominał bardziej wiejską drogę niż ulicę europejskiego miasta.

Miasto po zachodzie słońca pogrążało się w półmroku. Lampy olejne i naftowe dawały słabe, migotliwe światło, z trudem odpierając nocną ciemność. W nielicznych częściach miasta eksperymentowano już z oświetleniem gazowym – nowinką techniczną, która powoli, acz i niepewnie wkraczała na śląskie ulice.

O wodzie bieżącej i kanalizacji można było wówczas jedynie marzyć. Studnie miejskie i beczkowozy z wodą były codziennością, a nieczystości często trafiały do rynsztoków i pobliskich cieków wodnych. Dopiero zaczynano myśleć o nowoczesnych instalacjach sanitarnych – podobnie jak w innych miastach Europy, które również dopiero wkraczały w epokę miejskiej higieny.

W hotelu „Pod Złotą Gęsią” wynajęto dwa pokoje – jeden dla Godulli, drugi dla służącej Emilii i Hainschen. Stan zdrowia przemysłowca pogarszał się z dnia na dzień. Opiekujący się nim lekarz, nie mógł już zatrzymać postępującej choroby. W obliczu zbliżającej się śmierci, Scheffler postanowił zabezpieczyć jego majątek.

... i ostatnia wola

W ostatniej chwili życia, wśród gorączkowych majaków i pytań o sens samotności, Godulla wskazał małą Hainschen – Joannę Gryzik – jako swoją jedyną spadkobierczynię. To był słuszny i mądry wybór w jego odruchu bezradności przed Bogiem, który coraz głośniej zapraszał go do swojego Królestwa.

W aktach odnotowano:

Karol Godulla, właściciel majątku rycerskiego w Schomberg (dziś Szombierki), pochodzący z Bujakowa na Górnym Śląsku, zmarł 6 lipca o godzinie 17:45, w wieku 66 lat.

Zgodnie z aktem zgonu, pozostawił po sobie niepełnoletnią Jeanette Gryczik (jak napisano w akcie) jako uniwersalną spadkobierczynię swojego majątku.

Ostatnia wola Karla Godulli:
(fragment testamentu skrócony i uwspółcześniony dla przejrzystości)
„Mianuję moją uniwersalną spadkobierczynią Joannę Gryzik, sześcioletnią dziewczynkę, znajdującą się tutaj we Wrocławiu.
Cały mój majątek przechodzi na nią. Moja gospodyni, Emilie Lukas, ma prawo do zarządzania nim przez cztery lata, zobowiązując się do opieki nad Joanną.
W razie jej śmierci bezpotomnej, majątek przechodzi na dzieci i wnuki mojego rodzeństwa.
Kuratorami Joanny będą: sztygar Finckler, Emilie Lukas oraz pan Max Scheffler – który zostaje również wykonawcą testamentu.
Zobowiązuję spadkobierczynię do wypłaty legatów:
200 000 talarów dla dzieci i wnuków mojego rodzeństwa,
50 000 talarów dla Emilie Lukas – z przeznaczeniem na nagrody dla zasłużonych pracowników.”
Podpis Joanny Gryzik

Dokument podpisali świadkowie, komisja sądu miejskiego i sam Karol Godulla. A wśród nich – pierwszy raz w życiu – złożyła swój podpis również Joanna Gryzik! Po jego śmierci została właścicielką przemysłowego imperium i z oddaniem prowadziła dzieło swojego opiekuna. Choć nazywano ją czasem „Śląskim Kopciuszkiem”, to nie był trafny przydomek – ona nie była bajkową sierotką, lecz skuteczną zarządczynią. Godną następczynią „tronu króla cynku”.

Godulla, jako wierzący człowiek, przyjął ostatnie sakramenty z rąk księdza Josephusa Aulicha z parafii św. Wojciecha. Przemysłowiec został pochowany na cmentarzu przy placu Dominikańskim we Wrocławiu – w skromnym grobie, tak jak jego dom w Rudzie. Sama uroczystość też byłą skromna jak na tak wybitnego przedsiębiorcę i wizjonera.

Zapytacie: dlaczego Johanna tak długo zwlekała z przeniesieniem jego szczątków do Rudy, czy do Szombierek?

Ale to już inna historia...

* Nazwisko Godulla- to oryginalna, urzędowa forma nazwiska w aktach metrykalnych – tak też podpisywał się sam Karol. Warto więc trzymać się tej pisowni, zwłaszcza w opracowaniach historycznych lub edukacyjnych.

Karol Godula

Może Cię zainteresować:

Cyrograf Goduli. Podpisy tych, z których woli powstał i funkcjonował górnośląski przemysł

Autor: Tomasz Borówka

08/11/2023

Grób Karola Goduli w Szombierkach

Może Cię zainteresować:

Gdzie jest grób Karola Goduli? Szczątki Króla Cynku po latach wróciły na właściwe miejsce

Autor: Aleksandra Szlęzak

01/11/2024

Rod schafgostchow

Może Cię zainteresować:

Śląskie "Downton Abbey". Tak się żyło w pałacu w Kopicach, posiadłości Schaffgotschów, właścicieli m.in. kopalni w Szombierkach

Autor: Redakcja

29/04/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama