Gryfnie, śląski biznes na śląskiej tożsamości. Klaudia Roksela: „Pomysł był taki, by dać godce inne, nowe życie”

Nadal nie wiadomo ilu Ślązaków mieszka w Polsce. Główny Urząd Statystyczny nie opublikował jeszcze wyników ostatniego spisu powszechnego dotyczącego narodowości. Na te dane czekają przede wszystkim regionalne organizacje i politycy, ale dla innych też będą ważne. Chociażby dla tych, którzy na śląskiej tożsamości zarabiają, bo zobaczą, ilu mają potencjalnych klientów. To m.in. sklep Gryfnie, który istnieje już od ponad 10 lat. Z Klaudią Rokselą, założycielką tego śląskiego gyszefu, rozmawiał Maciej Poloczek.

Klaudia Roksela

Pamięta pani jeszcze początki Gryfnie?
Początkowo to nie miał być biznes, tylko hobbistyczne działania, mające pokazać młodym ludziom, że śląski jest fajny, nowoczesny i nie musi kojarzyć się źle i pospolicie. Chęć przypominania czasów dzieciństwa, tego co wtedy się działo, jakich słów się używało. Było parcie na to ogromne. Szczególnie dla młodych znajomość godki to coś egzotycznego, przez to niektórzy znajomi prosili byśmy uczyli ich tych słów. Chcieli znać tutejszą mowę, tym bardziej, że większość z nich była z Polski. Była to więc trochę taka misja dla mnie. Efekty były niesamowite, nasi koledzy faktycznie zapamiętywali tego słowa. Ale oczywiście nie godali, bo z tym trzeba się urodzić.

Dlatego założyliście fanpage Gryfnie na Facebooku?
Pomysł na Gryfnie wziął się z naszej długoletniej pasji do mowy śląskiej. Wszystko tak naprawdę zaczęło się już w dzieciństwie. Podobno jednym z pierwszych słów użytych przeze mnie był nieznany przez nikogo „chojok”. Tak nazwałam choinkę stojącą w rogu pokoju w rodzinnym domu. Od tego się zaczęło. A to było spowodowane tym, że w domu od zawsze mówiło się po śląsku. Śląszczyznę traktowało się jako coś ważnego, czym powinniśmy się szczycić i nie wstydzić się jej. Bo jest to mowa prosta, ale nie prostacka. Podczas gdy u nas mówi się „colsztok” w języku literackim to przymiar drewniany prosty, gdy u nas jest „gybis” to po polsku będzie szczęka dolna całkowita. Jakie to proste i piękne.

Kiedy przyszła myśl, że można z tego zrobić biznes?
Gdy profil na Facebooku cieszył się zainteresowaniem wśród ludzi, postanowiliśmy z mężem, że postawimy stronę internetową, gdzie miały pojawiać się dłuższe teksty poświęcone naszej kulturze, ale dalej pokazywane nowocześnie. Miała się utrzymywać nie z reklam, bo dla nas to było zaśmiecanie po prostu naszej pracy, tylko z jakiś drobnych pamiątek ze Śląska. Ale dalej nie chodziło o kokosy, tylko, żeby się zwróciły koszty postawienia tego serwisu. Trzeba było włożyć dużo energii, żeby móc coś zarobić, ale chyba początki każdego biznesu są związane z większym wkładem własnym. Mogę powiedzieć o naszej działalności jako biznesie zaczęliśmy myśleć po około 5 latach.

A wtedy?
Faktycznie byliśmy wtedy w takiej sytuacji, że mogliśmy dalej działać i inwestować, co robimy do dnia dzisiejszego. A to wszystko dzięki naszym klientom i ich wspieraniu nas. Także z tego miejsca dziękuję wszystkim, którzy robią u nas zakupy i polecają nas swym znajomym i rodzinie. Dzięki Wam istniejemy my - wszyscy, którzy tworzą to miejsce.

Skąd pomysł na te wszystkie koszulki, bluzy, czapki, itp.?
Pomysł na Gryfnie wziął się z tego, że jako etnolog trudno było zdobyć pracę w okolicznych ośrodkach muzealnych, a kiedy już się możliwość pojawiła, to było to pół etatu a chętnymi zaproszonymi na rozmowy byli na przykład wykładowcy jeszcze ze studiów… Zatem, gdy ofert pracy nie było żadnych, należało samemu zorganizować zajęcie. Trafiło na śląską mowę, gdyż pokazywanie jej dotąd wzbudzało silne negatywne emocje, na pewno odpychające a przyciągające jedynie grupę wiekową 60+. To co nasuwało się na myśl to oszkliwe ośmieszające ją sytuacje, wulgarne jej przedstawianie i tanie produkty wykonane z jej udziałem.

Chcieliście więc to zmienić?
Pomysł był taki, by dać godce inne, nowe życie. Takie, które przyciągnie ludzi, w szczególności młodych a starszym pokaże, że można pokazywać śląskość inaczej - nowocześnie. A produkty, które wykonamy przy jej udziale, nie będą straszyły, przeciwnie będą pokazywane na ulicy. Mało tego, ludzie będą się szczycić, że są ze Śląska i czują się Ślązakami. Trudno jest obecnie znaleźć produkty, które będą dobrej jakości i będą stąd. Nasz sklep jest takim miejscem, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie ale i prezent dla rodziny czy przyjaciół.

Pamięta pani pierwszy „śląski gadżet” jaki mieliście w sprzedaży?
Zaczęliśmy od kartki. Pamiętam, że to było trudne doświadczenie, bo nikt nie chciał nam zrobić małych ilości. To jest w Polsce trudne, bo gdy nie ma się odpowiednich nakładów finansowych ciężko coś jest wyprodukować. Każdy chce przyjmować duże zamówienia. Pamiętam, że nie raz mi odmawiano i trzeba było pukać do kolejnych drzwi. Potem zleciliśmy szwaczkom do uszycia taszę na maszkety i koszulkę z grubiorzem. Jechaliśmy też wtedy szukać dobrego drelichu na fartuchy i torby, po drodze spadły nam pod koła ogromne bale drewna, jechaliśmy na zapasie przez kilka godzin, ale udało się. Dostaliśmy drelich i porządną dzianinę na koszulki.

Najpierw była sprzedaż przez internet, czy stacjonarnie?
Najpierw była sprzedaż internetowa, bo nie znaliśmy jeszcze rynku. Nie wiedzieliśmy czy nasze produkty się przyjmą, czy się uda. Wszystko odbywało się z naszego mieszkania. Trwało to mniej więcej 2 lata. Po tym czasie, zdecydowaliśmy, że wyniesiemy wszystko z domu, bo trudno nam było oddzielić życie rodzinne od biznesu. Po prostu biznes był w domu cały czas. Poza tym trochę było to krępujące dla klientów kiedy chcieli coś przymierzyć i nie było za bardzo gdzie. A jednak każdy chce produkt pomacać, sprawdzić. Otworzyliśmy pierwszy nasz sklep w Katowicach, bo stamtąd też było najwięcej klientów, za nimi pojawiły się sklepy w Gliwicach, Rybniku i Chorzowie.

Wybór towarów macie bardzo duży? Co najlepiej się sprzedaje?
Często się śmieję, że u nas można kupić mydło i powidło. I tak jest! Bo można kupić koszulki, bluzy, skarpetki, mydło, książki, piżamy, foremki do ciastek, kubki, ręczniki, miód, biżuterię z węgla, bombonierki i mnóstwo innych rzeczy. A chyba nie ma takiej, która by się jakoś najlepiej sprzedawała. Wszystko się sprzedaje w swoim tempie. Chyba jak są jakieś nowości, to wtedy jest szał.

Wasi klienci to głównie ludzie młodzi, czy zdarzają się też tacy ze starszego pokolenia?
Jeśli by przyjrzeć się naszym klientom to mamy przed sobą cały przekrój wieku, statusu społecznego i wykonywanego zawodu. Chyba mogę śmiało powiedzieć, że nasi klienci są bardzo różni. Mają też różne charaktery jak to bywa w świecie handlu. Trudno jednoznacznie powiedzieć, że tylko młodzi u nas się zaopatrują, jest sporo starszych ludzi. Wszystko zależy od okazji, która się zbliża. Bo na przykład przed Dniem Dziecka przychodzi sporo mam i kupuje upominki dla swych pociech, przed dniem Ojca mamy cały przekrój wiekowy, a przed świętami są wszyscy.

Tylko Ślązacy kupują wasze produkty, czy osoby spoza Śląska także?
Nasi klienci to przede wszystkim Ślązacy, którzy rozumieją to, co do nich kierujemy, czują to. Ale i ludzie z innych regionów, dla których Śląsk jest egzotyczny – wiadomo, jak coś jest obce, to chcemy się w to ubierać, chcemy to poznawać i tym się asić. Gdy w mieście odbywają się jakieś konferencje, to zaproszeni goście przychodzą również do nas, by kupić pamiątkę ze Śląska. Często również tłumaczymy ludziom z całego świata, co znaczą dane słowa, próbując śląską godkę wyrazić w języku angielskim. Czasem jest to trudne, bo jak przetłumaczyć „dyć” albo „ja mhm” tak 1:1. Obserwujemy też, że sporo osób, które kiedyś stąd wyjechały łakną śląskości i godki i kupują te produkty, żeby powiedzieć przez nie, że są stąd, że to jest ich ojczyzna i korzenie.

Projekt Gryfnie nie ogranicza się tylko do sklepu.
Staramy się robić też inne rzeczy by propagować śląską godkę. Wychodzę z założenia, że Gryfnie, to dopiero początek i trzeba wyjść z nim na zewnątrz. Mam tutaj na myśli kilka projektów, które na bieżąco są rozwijane i dzięki nim żyje gryfnie i śląsko godka. Jednym nich jest audycja w Radiu Em „Słownik śląski” - analizuję tam śląskie słownictwo pod kątem pochodzenia i skojarzeń związanych z danym słowem. I z tego co wiem, audycja cieszy się zainteresowaniem, bo ma mocno charakter wspomnieniowy, a ludzie lubią wracać do przeszłości.

Coś jeszcze?
Gdy mam okazję opowiadam też dzieciom w przedszkolu i szkole o śląskich zwyczajach, oczywiście po śląsku. Dzieci uwielbiają różne zagadki związane z przedmiotami dawnego codziennego użytku, które też zbieram. Bo na co dzień już nie mają okazji ich zobaczyć, chyba, że w muzeum. Od kilku lat zasiadam też w jury różnych regionalnych konkursów gawędziarskich oraz poświęconych historii naszego regionu, jak Silesia Incognita organizowany w Tychach. Dzięki nim widzę, ile dzisiejsza młodzież i dzieci wiedzą na temat swojego regionu i jak są nim zainteresowani.

Ślonskie fany

Może Cię zainteresować:

Będzie kolejny projekt ustawy w sprawie języka śląskiego. Do siedmiu razy sztuka?

Autor: Maciej Poloczek

17/10/2022

Feliks Steuer

Może Cię zainteresować:

Feliks Steuer. Człowiek, który „wymyślił" godkę i... wcale nie chciał, żeby została uznana za język

Autor: Roman Balczarek

14/10/2022

Jak gwiazdy polskiego kina grały Ślązaków

Może Cię zainteresować:

POPŚLĄZAG: Jak gwiazdy kina polskiego grały Ślązaków w filmach. "Jeden problem. Uczyli się śląskiego jak chińszczyzny"

Autor: Marcin Zasada

09/10/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon