Ruchliwy port rzeczny. Na wodzie galony, holowniki, a nawet… parostatek!
Kiedyś to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Przenieśmy się do 1920 roku. Brzegi obu rzek są nagie, nieliczne drzewa występują tylko od strony Prus. Patrząc z ich strony, z oddali widać zabudowania Niwki, z górującym nad nimi kościołem św. Jana Chrzciciela i potężnym kominem, w oddali widać też mniejszy komin, za to wypuszczający czarny dym. Nad Białą Przemszą już są zaczątki portu, nieduży kamienny budynek oraz drewniana maszyna, z dochodzącymi do niej torami kolejowymi. Przy rzece – pomost. Stoi przy nim jeden skromny galar
Port nad Przemszą po stronie rosyjskiej był zwany niweckim (działał też port w Mysłowicach, już w granicach Prus). Przystań istniała w tym miejscu już w pierwszej połowie XIX wieku. „Wtedy to, jak podaje Marian Kantor-Mirski, Anglik Davny zbudował tutaj parostatek. Miał on 25 m długości i 8 m szerokości – wraz z tzw. tamborami, czyli obudowami bocznych kół łopatkowych. Jak głosi legenda, miejscowa ludność widząc buchającego parą i zionącego ogniem potwora, czmychała w przestrachu, nazywając monstrum „czortopchajem” – pisze w sosnowieckim Kurierze Miejskim Artur Ptasiński, znawca historii miasta, z wykształcenia marynarz słodkowodny, pracownik Centrum Informacji Miejskiej w Sosnowcu. – Wody w obu rzekach było więcej niż obecnie – dopowiada Ptasiński. – Szlak Przemszą był w pełni żeglowny. Dopiero działalność kopalń sprawiła, że wody zaczęło ubywać – dodaje.
Na prawdziwy rozkwit portu nad Przemszami trzeba było jednak trochę poczekać. Przypada on na drugą połowę XIX i pierwsze (do lat 40.) dekady XX wieku. Zabudowania portowe, w tym załadownia węgla, pojawiły się również nad Czarną Przemszą. Bo port niwecki zawdzięczał swój rozkwit właśnie czarnemu kruszcowi. - Rzeką spławiano głównie węgiel, ale również piasek, płody rolne, drewno oraz inne ładunki, np. zwierzęta. Towary trafiały do Krakowa oraz w odleglejsze zakątki kraju – mówi Artur Ptasiński.
Przy rzece nie było już spokojnie. Pływały nią galary, statki do transportu różnych dóbr, w dół rzeki chodzące samospławem, w górę – holowane za pomocą najpierw wołów, a potem koni. Później pojawiły się pierwsze jednostki z napędem parowym i motorowym, o takich nazwach jak „Piast”, „Cieszyn”, „Olza” i „Zosia”. Co ciekawe, dla rozwoju portu zasłużyli się Ślązacy, i to pochodzący ze Śląska Opolskiego. Wodniacki ród Sapoków, a szczególnie Andrzej Sapok, armator i budowniczy statków, m.in. „Górnoślązaczki”, „Krakowianki”, „Małopolanki”. Flagowym statkiem Sapoków były… „Katowice”, zarejestrowane w 1931 roku w sądzie w Mysłowicach. Ten motorowy holownik bocznokołowy był olbrzymi, jak na niedużą przecież Przemszę. Miał 33,1 m długości; 8,54 m szerokości i 0,8 m zanurzenia pełnego. Zbudowano go w stoczni na Jęzorze (inne źródła podają, że w też po sąsiedzku, bo w Mysłowicach).
- Rzeka kiedyś żyła. Oprócz statków towarowych pływali nią kajakarze, żeglarze. Wypływały wyprawy do Gdańska łodzią wiosłowo-żaglową „Mewa”. Młodzież budowała tratwy. Jeszcze po II wojnie światowej takie rzeczy się zdarzały – mówi Artur Ptasiński.
„Port mój wielki widzę”. I to dwa razy
Budowa i zwodowanie tak dużych statków na Przemszy były możliwe tylko dlatego, że po I wojnie światowej rząd II RP podjął decyzję o regulacji Przemszy oraz Czarnej Przemszy (do ujścia Brynicy).
- Znacząco pogłębiono koryto rzeki, umożliwiając w ten sposób ruch statków o większym zanurzeniu i co za tym idzie większej ładowności. W 1936 roku rząd RP podjął decyzję o budowie dużego portu handlowego w Mysłowicach i Modrzejowie – mówi Artur Ptasiński.
Plany były bardzo ambitne, pięć basenów portowych, dwie śluzy. Niestety, wybuch II wojny światowej zniweczył te zamierzenia. Jeszcze Polska Rzeczpospolita Ludowa w osobie sekretarza Edwarda Gierka chciała zawalczyć o port z prawdziwego zdarzenia nad Przemszą (były pomysły budowy kanału żeglownego łączącego górną Wisłę z górną Odrą), jednak i ten plan spalił na panewce. Dlatego dzisiaj u zbiegu Czarnej i Białej Przemszy jest tak spokojnie, wręcz sielsko. Nic już nie przypomina o wielkich „Katowicach”, ruchliwym porcie i rzece pełnej galarów i innych statków.
Modrzejów. Żydowskie miasteczko z rynkiem z prawdziwego zdarzenia
Będąc przy Trójkącie Trzech Cesarzy, warto choć na chwilę zahaczyć o historyczne centrum dzielnicy Modrzejów. To tutaj jest Rynek w Sosnowcu (nie na sosnowieckiej Patelni, jak sądzą niektórzy), choć dzisiaj przypomina o nim tylko tabliczka z napisem „Rynek”. I znowu trzeba uruchomić wyobraźnię, bo Rynek dziś jest nim tylko z nazwy. Pod budowę DK 79, biegnącą tu ulicą Orląt Lwowskich, wyburzono całą północną i zachodnią pierzeję Rynku. Nie ostał się też ratusz. Dziś stoi przy nim resztka niedużych budynków. O świetności tego miejsca przypomina tylko szpaler okazałych drzew na placu na środku Rynku.
– Modrzejów na początku XVIII wieku został miastem, dlatego miał rynek z prawdziwego zdarzenia. To było stricte żydowskie, tradycyjne miasteczko, tzw. sztetl. Jedynie kilka miejscowości w dziejach Polski miało taki charakter. Do dziś pozostał jedyną dzielnicą Sosnowca, która nie ma kościoła katolickiego. Żydzi, którzy uciekli przed zarazą m.in. z okolic Pilicy, osiedlili się tutaj, przy kordonie, czyli granicy, ulokowani przez pana Modrzewskiego, właściciela miasteczka na początku nazywanego Modrzewiem – mówi Artur Ptasiński.
„Żydzi już w 1713 roku podsiadali kahał, synagogę i własny cmentarz. (…) W 1858 roku znajdowało się tam 55 budynków, w tym 4 murowane, a liczba osób go zamieszkujących wzrosła do 433, w tym 375 Żydów” – pisze Anna Makarska z książce „Dzielnice Sosnowca”. Żydzi parali się głównie handlem (np. końmi, krowami, świniami, zbożem, solą i węglem), ale również rzemiosłem i usługami. Jeszcze w 1945 roku na Rynku w Modrzejowie odbywały się „targi końskie”.
Sąsiedztwo prężnych Mysłowic nie sprzyjało rozwojowi Modrzejowa, który był przez Ślązaków wręcz nazywany przedmieściem Mysłowic albo Zamościem. To Mysłowice pełniły funkcję centrum handlowego dóbr sieleckich, jak pisze Anna Makarska. W 1801 lub 1870 roku Modrzejów utracił prawa miejskie, stał się osadą. Dopiero w latach 1909-1912 Towarzystwo Kopalń i Zakładów Hutniczych Sosnowieckich zbudowało w Modrzejowie szyb „Kazimierz”, należący do kopalni „Jerzy”. Z niego w 1919 r. powstała samodzielna kopalnia „Modrzejów”, połączona w kopalnię „Niwka-Modrzejów” w 1945 roku, działająca do końca lat 90. XX wieku. Sam Modrzejów został włączony do Sosnowca w 1915 roku.
„W okresie okupacji hitlerowskiej ludność wyznania mojżeszowego uległa zagładzie. Z gminy liczącej w 1938 roku 2040 Żydów, ocalało zaledwie ok. 80 osób. Przedwojenny Modrzejów, tętniący życiem skupiającym się wokół niedużego rynku, zmieniał stopniowo swój charakter i ulegał dewastacji” – pisze Anna Makarska.
Dziś pozostał tu kirkut, cmentarz żydowski z 1790 roku
Pozostałością po licznej społeczności żydowskiej Modrzejowa jest kirkut, cmentarz żydowski, położony parę kroków od Rynku, przy ul. Pastewnej. Trzeba tylko przejść nieczynną na razie linię tramwajową. To najstarszy cmentarz Sosnowca. Furtka jest jednak zamknięta na kłódkę. Z wysokich traw, paproci i nawłoci wyłaniają się stare macewy, niektóre bardziej okazałe, inne mniej. Na płocie – wytarta tabliczka z informacją, że to obiekt zabytkowy, cmentarz żydowski Modrzejowa, założony w 1790 roku. Jest on obecnie własnością Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach, i to gmina ma klucz do furtki kirkutu.
Inne ślady żydowskiej kultury w Modrzejowie nie przetrwały. Po dwóch synagogach został tylko gruz, po mykwie (zbiornik z bieżącą wodą) nad Czarną Przemszą nie ma już śladu. Dom przedpogrzebowy przy drodze do cmentarza zniknął kilka lat temu.
Wyjeżdżam więc z Modrzejowa co prawda bez selfie z portu, ale za to z przekonaniem, że ta od zawsze peryferyjna miejscowość, choć leżąca na ważnym szlaku handlowym, ukrywa przede mną jeszcze sporo ciekawych historii. Ale to już temat na inny artykuł.
Jak dojechać komunikacją miejską:
Niestety, linia tramwajowa do Modrzejowa jest obecnie nieczynna. Pozostaje autobus. Na przystanek Niwka Kościół, skąd jest niedaleko do Trójkąta Trzech Cesarzy, można dojechać liniami 18 (z Katowic Zawodzia, Centrum Przesiadkowego), 26 (z Sosnowca, Szpital Wojewódzki), 35 (z Czeladzi), 150 (przez Sosnowiec Dworzec PKP), 160 (przez Sosnowiec Urząd Miasta), 935 (z Czeladzi) i T-26, kursującym za tramwaj (z Mysłowic). Można wysiąść też na przystanku Modrzejów Rynek, by zobaczyć kirkut.