Stefan Suberlak. Artysta totalny z ulicy Szewskiej, z Katowic. Jego dzieła zdobiły dworce i obiekty kultury na Śląsku

Historii sztuki nieobcy jest tragiczny paradoks dotykający artystów zbyt mocno związanych z jednym miejscem. Stają się genius loci, głosem i sumieniem swojej ziemi, a jednocześnie ich wszechobecność czyni ich przezroczystymi dla tych, którzy mijają ich dzieła na co dzień. Stefan Suberlak (1928-1994) jest tego zjawiska modelowym i bolesnym przykładem.

Miasto i Artysta. Stefan Suberlak i katowicki paradoks amnezji

Urodzony 16 czerwca 1928 roku w Piotrowicach, wówczas osobnej miejscowości, dziś integralnej części Katowic, całe życie spędził w mieście, mieszkając i tworząc przy ulicy Szewskiej, gdzie wraz z żoną Zofią, nauczycielką, wychowywał syna Wojciecha.

Był artystą totalnym: grafikiem, malarzem, twórcą monumentalnych dekoracji ściennych, które wtopiły się w tkankę miejską Górnego Śląska. A jednak, trzy dekady po śmierci w 1994 roku, ten „jeden z najwybitniejszych, najbardziej twórczych, najczęściej eksponowanych i nagradzanych plastyków polskich”, pozostaje we własnym mieście postacią niemal kompletnie zapomnianą.

Dowodem na tę głęboką amnezję kulturową jest fakt, że dopiero w 2025 roku Muzeum Historii Katowic (MHK) zorganizowało pierwszą w historii wystawę retrospektywną artysty, zatytułowaną „Suberlak. Baśń o wspólnocie”, która trwała od maja do września 2025 roku. Była ona nie tylko prezentacją dorobku, ale przede wszystkim aktem restytucji kulturowej – próbą odzyskania pamięci o człowieku, który Katowicom dał wszystko, a którego dziedzictwo jest dziś aktywnie niszczone. Kuratorką wystawy „Suberlak. Baśń o wspólnocie” była Natalia Kruszyna i to w dużej mierze jej narracją, pochodzącą z oprowadzania kuratorskiego, posługujemy się w tym tekście. Podążając śladem „baśniowych rozdziałów” narracji kuratorskiej tej przełomowej wystawy, spróbujmy odtworzyć opowieść o życiu, twórczości i przyczynach tragicznego zapomnienia artysty.

Aby zrozumieć Suberlaka, nie można patrzeć na jego dzieła wyłącznie przez pryzmat estetyki. Jego sztuka jest głęboko egzystencjalna, zakorzeniona w fundamentalnym dualizmie swoich korzeni. Ten dualizm ukształtował go jako „wrażliwego chłopca”, który, jak sam wspominał, mieszkając w mieście, czuł się samotny.

Artysta zawieszony między dwoma światami: miejskim i wiejskim

Suberlak urodził się w rodzinie „biednego chłopa”, który przyjechał do Piotrowic za pracą. Rodzice wywodzili się z okolic Rzeszowa: matka z Laskówki, ojciec zaś z nieco większego Jawornika Polskiego. Dostępne informacje dotyczą głównie ojca: pewne jest, że po wojnie pracował w Piotrowickiej Fabryce Maszyn. Jego losy przedwojenne są mniej znane, choć wiadomo, że to właśnie wtedy zdołał wybudować niewielki dom w Piotrowicach. Od najmłodszych lat artysta był zawieszony między dwoma światami. Z jednej strony znał „zatruty”, przemysłowy Śląsk, świat fabrycznych maszyn i zgiełku. Z drugiej nosił w sobie mityczną, niemal baśniową krainę matki, świat natury i wiejskiej wspólnoty.

Ten dualizm nie był dla niego wyborem artystycznej konwencji; był to jego podstawowy stan egzystencjalny. Kuratorka wystawy mówi o chłopcu, który „mieszkał w najbardziej uprzemysłowionej i zatrutej części kraju”, ale zawsze wracał na wieś, „nigdy nie wrastając”. Był zbyt miejski dla wsi i zbyt wiejski dla miasta. Ta dwoistość stała się napędem jego twórczości, która przez całe życie była próbą pogodzenia tych dwóch światów, próbą „zabierania jej [wsi] spokoju i ciszy” z powrotem do przemysłowej metropolii.

Momentem formacyjnym, który przekuł tę dwoistość w dojrzałą filozofię, była II wojna światowa. Gdy Stefan miał 11 lat, a ”Europę zatruła okrutna wojna”, rodzice postanowili wrócić w rodzinne strony do Laskówki. Nie była to jednak sielankowa ucieczka, były to „fatalne początki”. Suberlak nie trafił do arkadii, lecz w sam środek wojennej pożogi. Był naocznym świadkiem brutalnych realiów okupacji: widział „getto, partyzanckie akcje, rozpaczliwe ucieczki, kopanie swoich grobów przez skazanych, rozstrzelania i wybuchy”. Żywił się tym, co „upolowali w lesie, a chleb z tłuczonej kukurydzy lub garnek ziemniaków były skarbem”. Jednak w tym samym czasie ten sam las, który był świadkiem okrucieństw, stał się dla niego azylem. To tam doświadczył „wewnętrznej przemiany”, odkrył „leśną żywotność i czary” oraz bogactwo natury. Las był jednocześnie miejscem śmiertelnego zagrożenia i jedynym schronieniem.

Ta wojenna lekcja ukształtowała całą jego późniejszą sztukę. Arkadia Suberlaka nie jest naiwną, pastoralną fantazją mieszczucha. Jest to arkadia ocalonego. Jego późniejsza gloryfikacja natury i ”zgodnej gromady” jest świadomym wyborem filozoficznym – antidotum na traumę, którą widział. Natura i wspólnota to w jego oczach jedyne siły zdolne ocalić człowieka przed chaosem i śmiercią.

Piewca "osobliwego uroku dawnej wsi"

Po wojnie Suberlak wraca do Katowic. W 1952 roku kończy Wydział Grafiki w Katowicach krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, studiując pod kierunkiem prof. Aleksandra Raka. Rozpoczyna profesjonalną karierę, ale jego twórczość pozostaje moralitetem, nieustanną konfrontacją dwóch światów, które go ukształtowały.

Głównym tematem jego twórczości warsztatowej – mistrzowskich, ekspresyjnych linorytów, metaforycznych litografii i drzeworytów – staje się „osobliwy urok dawnej wsi”. Jego prace idealizują „zgodną gromadę ludzi, którzy tworzyli harmonijną jedność ze swoją pracą i otoczeniem”.

Sztuka Suberlaka, porównywana do wizyjności Pietera Brueghla czy Marca Chagalla, ma charakter głęboko etyczny. Gloryfikuje życie cykliczne, „zgodne z rytmem dnia i nocy i upływem pór roku”, fetyszyzując prostą pracę i solidarność: „czas na pieczenie chleba i podkuwanie konia, wspólne zabawy oraz wzajemne wsparcie”. Ta wizja nie jest jedynie dokumentacją etnograficzną; to manifest humanistycznych wartości kontrapunktujących odhumanizowany świat przemysłu.

Konfrontacja następuje, gdy chłopiec, który zachwycił się lasem i wsią, „wrócił jednak po wojnie do miasta”. Suberlak podejmuje w Katowicach artystyczną misję. Chce „zarażać miłością do wsi” mieszkańców szarego i zadymionego miasta. Jego wielkoformatowe kompozycje, zapowiadające późniejszą działalność monumentalną, mają być nośnikiem tej idei, „planem ukazującym szczęśliwych, tańczących w korowodach ludzi”.

Postęp industrialny jako choroba i źródło pustki

W tej wizji odnajdujemy druzgocącą diagnozę współczesności. Suberlak postrzegał postęp industrialny nie jako rozwój, lecz jako chorobę i źródło egzystencjalnej pustki. „Postęp społeczny powoli wykradał jej [wsi] ludzi, czyniąc z nich samotnych chłoporobotników”. „Postęp gospodarczy zatruwał powietrze, ziemię i wodę zgnilizną i miazmatami”. Termin „chłoporobotnik” jest tu kluczem. Suberlak widział mieszkańca industrialnych Katowic jako istotę samotną, odartą z korzeni, zatrutą „zgnilizną i miazmatami”. W tym kontekście jego późniejsza działalność w przestrzeni publicznej Śląska nie była jedynie realizacją państwowych zamówień na dekorację. Była to próba artystycznej terapii dla miasta, próba „zarażenia samotnych chłoporobotników” ideą wspólnoty, natury i rytuału. Zniszczenie tych dzieł nabiera przez to wymiaru głębszej tragedii: miasto odrzuciło lekarstwo, które oferował mu jego własny artysta.

Paradoks Suberlaka pogłębia fakt, że nie był on artystą wyłącznie lokalnym, prowincjonalnym. W czasie, gdy tworzył monumentalne dzieła dla śląskich dworców, był twórcą o ugruntowanej, międzynarodowej renomie. Lokalna amnezja staje się tym bardziej dotkliwa, gdy uświadomimy sobie, kogo Katowice wymazały z pamięci.

Artysta znany w Polsce i za granicą

Suberlak debiutował znacznie wcześniej, niż się powszechnie sądzi, uczestnicząc w wystawach zbiorowych jeszcze w czasie studiów i tuż po nich. Pierwsza reprodukcja jego pracy ukazała się w ”Trybunie Robotniczej” już w 1948 roku, a w kolejnym brał udział w głośnym Festiwalu Szkół Artystycznych w Poznaniu (1949). W latach 50. brał udział w innych dużych wydarzeniach, takich jak festiwale młodzieży w Berlinie (1951) i Wiedniu (1958) czy Ogólnopolska Wystawa Młodej Plastyki w warszawskim „Arsenale” (1955). Jego obecność na tych ekspozycjach nie została jednak szerzej odnotowana przez krytykę. Pierwsza wystawa indywidualna artysty (Katowice i Opole, 1956) została co prawda dostrzeżona, lecz prawdziwy przełom w karierze przyniósł mu dopiero drugi pokaz indywidualny, zatytułowany „Las” (1958). Od tego samego roku Suberlak zaczął regularnie uczestniczyć w wystawach polskiej sztuki za granicą, a jego prace były wielokrotnie prezentowane w ponad 50 krajach. Był członkiem „Grupy Realistów” i jednym z ”najczęściej eksponowanych i nagradzanych plastyków polskich”.

Klejnotem w koronie jego międzynarodowego uznania było przyznanie mu w 1965 roku honorowego członkostwa w prestiżowej Accademia delle Arti del Disegno we Florencji – instytucji założonej w 1563 roku, której członkami byli m.in. Michał Anioł i Giorgio Vasari. Suberlak znalazł się w elitarnym gronie, co świadczy o jego randze w świecie sztuki.

Jego prace graficzne zdobywały laury na najważniejszych międzynarodowych przeglądach: I nagroda na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Krakowie, nagroda na IV Międzynarodowym Biennale Grafiki w Lublanie, nagroda na VI Międzynarodowej Wystawie Grafiki „Bianco o Nero” w Lugano czy Srebrny Medal na XII Międzynarodowym Salonie Sztuki w Juvisy-sur-Orge (1971). Był także laureatem licznych nagród krajowych, w tym I nagrody na Ogólnopolskiej Wystawie Grafiki w Warszawie (1959) oraz Nagrody Państwowej Ministra Kultury i Sztuki II stopnia (1973). Doceniono go również lokalnie, przyznając mu m.in. Złotą Odznakę „Zasłużonemu w Rozwoju Województwa Katowickiego” (1964) oraz nagrody miasta Katowice (1968, 1976).

Jego dzieła trafiły do dziesiątek muzeów w Polsce (m.in. Zachęta, Muzeum Śląskie, Muzeum Narodowe w Warszawie, muzea we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie) i na świecie. Znajdują się w zbiorach Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie oraz w Art Institute of Chicago, który posiada w kolekcji jego prace „Farmer II” (1971) i ”Tent No. 5” (1971). Obecność prac artysty jest potwierdzona w prestiżowych kolekcjach międzynarodowych, w tym w Muzeum Puszkina w Moskwie oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Tokio. Ponadto, w Stanach Zjednoczonych jego dzieła znajdują się w kilkunastu kolekcjach instytucjonalnych, gdzie spotkały się z dużym uznaniem.

Kontrastem dla tej światowej sławy była jego równoległa praca „u podstaw” – tworzenie sztuki dla ludu, w przestrzeni publicznej Śląska. Angażował się również w działalność dydaktyczną – w latach 1955-1965 wykładał w Ognisku Plastycznym w Katowicach, a także prowadził grupę plastyków-amatorów „Gwarek 58” przy kopalni „Katowice”.

Równolegle projektował monochromatyczne sgraffita, barwne kompozycje ścienne i mozaiki dla dworców PKP (m.in. Katowice-Ligota, Katowice-Piotrowice, Zabrze, Racibórz), hotelu PTTK w Chorzowie czy katowickiego Separatora. Było to lokalne wcielenie jego globalnej misji – próba „przemycenia” humanistycznych wartości wprost na ściany „zatrutego” miasta.

Fizyczne dziedzictwo Suberlaka w Katowicach jest w stanie agonii

Trzydzieści lat po śmierci artysty stajemy przed druzgocącym bilansem. Dzieła, które miały leczyć „samotnych chłoporobotników”, na naszych oczach bezpowrotnie znikają w wyniku kolejnych przemian własnościowych czy gospodarczych. Fizyczne dziedzictwo Suberlaka w Katowicach jest w stanie agonii.

Istnieją chlubne wyjątki, które jednak tylko potwierdzają regułę. Najważniejszym z nich jest wspaniała mozaika na fasadzie Tarnogórskiego Centrum Kultury (dawnego Domu Kultury „Kolejarz”). Jak donoszą lokalni pasjonaci, „na szczęście podczas remontu obiektu postanowiono ją odnowić i zachować”, dzięki czemu mozaika „ma się całkiem dobrze i nadal cieszy oko”. Co istotne, analiza ikonografii tej mozaiki ujawniła, że przedstawia ona Ślązaczkę tańczącą z górnikiem, muzykantem i co kluczowe – kolejarzem (dyżurnym ruchu), a nie listonoszem, jak pierwotnie sądzono. To bezpośrednie nawiązanie do pierwotnej funkcji budynku, dowodzące głębokiego przemyślenia projektu przez Suberlaka. Ocalenie tej mozaiki było jednak wynikiem aktywnej decyzji lokalnej społeczności i władz, które dostrzegły jej wartość. Pokazuje to, że zachowanie tego dziedzictwa jest możliwe, co czyni jego utratę w innych miejscach skutkiem świadomego zaniedbania lub złej woli, a nie historycznej konieczności.

Regułą jest jednak niszczenie. Los ten dotyka przede wszystkim jego znakomitych czarno-białych kompozycji na dworcach kolejowych w Katowicach-Piotrowicach i Katowicach-Ligocie. Dowód na ten aktywny proces wymazywania jest wstrząsający i pochodzi z marca 2025 roku.

W oficjalnym komunikacie prasowym dotyczącym modernizacji stacji Katowice-Ligota i Katowice-Zawodzie, szczegółowo opisywana jest budowa nowych przejść podziemnych, instalacja wind, schodów, nowego oświetlenia i oznakowania. W całym tekście ani razu nie pada nazwisko Stefana Suberlaka. Nie pojawia się również słowo „sgraffito”, „mozaika” czy „dzieło sztuki”. Postęp, przed którym Suberlak ostrzegał w swojej sztuce, w 2025 roku dosłownie betonuje i zasłania jego prace. Modernizacja, kluczowa dla funkcjonalności kolei, odbywa się w całkowitej próżni historycznej i kulturowej. Dzieło artysty, honorowego członka florenckiej akademii, jest traktowane nie jako cenne dziedzictwo stacji, lecz jako przestarzała dekoracja do usunięcia lub zignorowania. To jest właśnie katowicki paradoks amnezji w działaniu.

Dlaczego tak się stało? Jak artysta o światowej sławie mógł zostać tak gruntownie zapomniany we własnym mieście? Odpowiedzi udziela kuratorka wystawy w Muzeum Historii Katowic. Wskazuje ona na ekonomiczne i polityczne transformacje lat 80., zmianę pokoleniową, a przede wszystkim na „brak świadomych następców, co sprawia, że artysta pogrążył się w zapomnieniu”.

Diagnoza ta jest trafna. Stefan Suberlak zmarł 18 kwietnia 1994 roku i został pochowany na cmentarzu przy ulicy Armii Krajowej w Katowicach. Był to najgorszy możliwy dla jego dziedzictwa moment. Polska była w szczytowym momencie „terapii szokowej” i brutalnej transformacji ustrojowej. Jego sztuka, głęboko osadzona w estetyce i mecenacie PRL (nawet jeśli daleka od propagandy), gloryfikująca kolektywizm (wiejska wspólnota) i krytykująca industrialny postęp, była całkowicie sprzeczna z duchem nowej, neoliberalnej epoki lat 90., która gloryfikowała drapieżny indywidualizm, konsumpcję i ”doganianie Zachodu”. Jego dzieła stały się synonimem starego, a przestrzeń publiczna, którą ozdobił, była prywatyzowana lub modernizowana bez żadnego poszanowania dla przeszłości. Zmarł, zanim zdążył obronić swoje dziedzictwo lub zanim nowa generacja krytyków i historyków sztuki mogła je na nowo przewartościować.

W tym kontekście, działania Muzeum Historii Katowic nabierają rangi misji ratunkowej. Instytucja ta, posiadając największą kolekcję jego prac (ponad 180 obiektów, w tym obrazy, grafiki, projekty i bezcenny szkicownik), podjęła się tytanicznej pracy. Wystawa „Suberlak. Baśń o wspólnocie” oraz zapowiadana książka poświęcona artyście są aktem sprawiedliwości dziejowej. Tytuł wystawy jest jednocześnie testamentem artysty. „Baśń o wspólnocie to nie tylko tytuł; to idea, którą Suberlak próbował zaszczepić „zatrutemu” miastu. Narracja wystawy trafnie przywołuje myśl Bruno Bettelheima: „baśnie zajmują się głównie nie tym, co możliwe, ale tym, czego pragniemy”. Przez 30 lat Katowice żyły tak, jakby ocalenie dzieł Suberlaka było niemożliwe. Wystawa ta jest dowodem, że miasto na nowo pragnie jego wizji „zgodnej gromady” jako antidotum na „zło świata” i ”samotność chłoporobotników”.

Pytanie, które po sobie pozostawił, pozostaje otwarte i dojmująco aktualne. O ironio, artysta ten ma w Katowicach-Kostuchnie swoją ulicę – symboliczny gest, który jednak nie uchronił jego dziedzictwa przed realnym zniszczeniem. Czy ta „baśń” ożywi pamięć na tyle mocno, by ocalić jego ostatnie monumentalne dzieła na śląskich dworcach, zanim postęp, którego tak się obawiał, ostatecznie je zniszczy.

Spacer graniczna miniaturka

Może Cię zainteresować:

Ulica Graniczna: od peryferii do centrum Katowic. Spacerem przez historię, zabudowę i codzienność miasta

Autor: Tomasz Borówka

21/11/2025

Giszowiec katowice fotopolska

Może Cię zainteresować:

Kto naprawdę zadecydował o wyburzeniu Giszowca? Zastanów się, nim odpowiesz "Grudzień"!

Autor: Tomasz Borówka

21/11/2025

Drzeworyt Pawła Stellera Hałdy w Bogucicach, 1932

Może Cię zainteresować:

Piotr Fuglewicz: Paweł Steller – śląski Dürer z Obozu 503

Autor: Piotr Fuglewicz

15/11/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama