To on „uczył” grać w piłkę Zidane'a: „Skońc knolić, ino zacnij grać!”. Marian Janoszka, legenda Radzionkowa

Mija 25 lat od sensacyjnego awansu Ruchu Radzionków do ekstraklasy. Klub z miasta, które kilka miesięcy wcześniej było tylko dzielnicą Bytomia, w swoim debiucie rozbił 5:0 Widzew Łódź, czyli niedawnego mistrza kraju. – Nikt o tym nie myślał, po prostu wychodziliśmy na boisko i robiliśmy swoje. Walczyliśmy, wygrywaliśmy i tak, od zwycięstwa do zwycięstwa, samo się to napędzało – opowiada Marian „Ecik” Janoszka, legenda Cidrów.

Ruch Radzionków
Marian Janoszka

Nie spodziewałem się, że Marian Janoszka wciąż strzela gole w Radzionkowie.
Tak. Ze względu na Dzień Dziecka zaszczyciłem zawodników Szkoły Mistrzostwa Sportowego swoją obecnością i zagraliśmy wspólny mecz.

Po ostatnim gwizdku każdy chciał przybić piątkę. Nie ma mowy, żeby ktoś nie znał „Ecika”?
Zgadza się. To taka nasza tradycja, że codziennie w szkole przybijamy sobie piątki. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina.

Czasem ktoś mnie pyta, czy rzeczywiści Marian Janoszka jest w Radzionkowie żywą legendą. Przykład z dziś. Miałem pilnie odebrać dokumentu z urzędu, ale jak powiedziałem, że nie zdążę, bo spóźnię się na wywiad z „Ecikiem”, to znalazł się jednak inny termin...
(Śmiech) To w takim razie pokazuje, że nadal jestem postrzegany jako legenda Radzionkowa.

Miasto ma swoją legendę, a Szkoła Mistrzostwa Sportowego nosi imię Antoniego Piechniczka. Żal?
Trudno mi to komentować. Tak się złożyło, ale żalu nie mam.

Rozmawiamy na nowoczesnym boisku w Radzionkowie. Kiedy pan zaczynał, nie było mowy o piłkarskich akademiach...
O takich boiskach nawet nie mogliśmy marzyć. Jak wyjeżdżało się na mecze, to większość boisk wyglądała dramatycznie, ale trzeba sobie było radzić. Przede wszystkim nadrabiać techniką, bo piłka potrafiła wyprawiać niezłe harce.

Większość kariery spędził pan w Radzionkowie, aż tu nagle wyjazd do Niemiec w 1989 roku.
Chciałem spróbować czegoś nowego. Wcześniej było trudno wyjechać z kraju, ale prawda jest też taka, że specjalnie się tym nie interesowałem. Załatwiał to Jan Liberda i w pierwszej kolejności miał jechać ktoś inny, ale zrezygnował. Utarło się w Radzionkowie, że „Ecika” nigdy nie puszczą, bo on musi cały czas grać, ale jakoś mi się udało. Wtedy jedyny raz opuściłem Ruch i było blisko, żeby spadł z powrotem do IV ligi, ale Zagłębie Sosnowiec wycofało się z rozgrywek i to nas uratowało.

Z Niemiec do GKS-u Katowice. Najlepszy czas w karierze?
Był to bez wątpienia najlepszy czas w historii GKS-u Katowice, ale to nie moja zasługa, tylko całej drużyny. Wicemistrzostwo Polski, gra w europejskich pucharach… Bardzo dobrze wspominam moją przygodę w GKS-ie.

Fot. Ruch Radzionków

Nauczył pan grać w piłkę Zinédine'a Zidane'a i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
(Śmiech) Tak było.

Wersje są dwie: „Skońc knolić, ino zacnij grać!” i „Skońc dupcyć, ino zacinij grać!”.
Graliśmy na wyjeździe w Bordeaux i cały czas mu coś nie pasowało. W ferworze walki powiedziałem kilka słów, ale wiadomo, że tego nie zrozumiał. Wszystko podchwycił jeden z kolegów i fama się poniosła. Wtedy jednak nikt chyba nie wiedział, co to będzie za gwiazda.

Później z GKS-u Katowice znów do Ruchu Radzionków. Z ekstraklasy do III ligi. Nie każdy piłkarz zdecydowałby się na taki powrót. Nawet do domu.
Miałem w tamtym czasie propozycję z Energie Cottbus, ale chciałem wrócić do domu. Był też telefon i kontrakt na stole z innego klubu w Niemczech. Podziękowałem.

Z III ligi awansowaliście do II. Po pierwszym sezonie chyba nikt nie zakładał, że będziecie bić się o awans.
Oczywiście. Sam awans do III ligi był ogromnym sukcesem, bo przez lata graliśmy w IV. Czasem oglądam stare kasety i nawet tam na trybuny przychodziło 3-4 tys. ludzi. II liga była już czymś nadzwyczajnym.

Kiedy zaczęliście myśleć, że możecie pójść jeszcze wyżej, do ekstraklasy?
Nikt o tym nie myślał, po prostu wychodziliśmy na boisko i robiliśmy swoje. Walczyliśmy, wygrywaliśmy i tak od zwycięstwa do zwycięstwa samo się to napędzało. Rywalizowaliśmy z Aluminium Konin, Śląskiem Wrocław, Polonią/Szombierki Bytom. To były naprawdę kluby z czołówki.

Sezon nie był łatwy. Zimą do Górnika Zabrze odszedł trener Jan Żurek.
Była to niezręczna sytuacja, ale co zrobić? Dostał propozycję z ekstraklasy, całe życie był związany z Górnikiem Zabrze i to było jego marzeniem. Dla mnie marzeniem był Ruch Radzionków, a dla niego Górnik Zabrze. Jak mógł z tego nie skorzystać? Zostawił nas w dobrych rękach i udało nam się, być może siłą rozpędu, awansować.

6 czerwca 1998 roku wyszliście na mecz z KemBudem Jelenia Góra. To spotkanie decydowało o awansie, a jeden z dwóch meczów, które przegraliście w tamtym sezonie, był właśnie w Zielonej Górze.
Tak. Przegraliśmy tylko z KemBudem Jelenia Góra i Miedzią Legnica. Wiadomo, że przed tym meczem była spora presja. Wszystko w naszych nogach. Na stadionie tysiące ludzi, głośny doping i to nas zbudowało. Zdobyliśmy gola na samym początku i poszliśmy za ciosem. Co prawda zrobiło się nerwowo, kiedy strzelili na 2:1, ale szybko odpowiedzieliśmy i było wiadomo, że już tego nie wypuścimy z rąk.

Po ostatnim gwizdku sędziego kamera Tele3 zarejestrowała, jak na murawę wbiega z gratulacjami pana żona.
Żona nie opuściła chyba żadnego meczu w Radzionkowie. Jak były dzieci, to zabierała je ze sobą. Bardzo to przeżywała, ale też dzielnie mnie wspierała.

Ruch Radzionków, klub z miasta, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej formalnie było tylko częścią Bytomia, awansował do ekstraklasy. Jak świętowaliście?
Długo (śmiech). Zebraliśmy się w Restauracji Głogowskiej. Tam odbywały się wszystkie klubowe zabawy. Wszyscy zabrali żony i bawiliśmy się do białego rana.

To ta słynna rodzinna atmosfera?
Wszyscy zawodnicy, którzy przyjeżdżali do Radzionkowa czuli się jak w domu. Do dziś powtarzają, że atmosfera w szatni i wokół klubu była wyjątkowa, rodzinna. Spotykaliśmy się w wolnym czasie, razem się bawiliśmy. Tworzyliśmy po prostu zgrany zespół.

Pierwszy mecz w ekstraklasie i od razu sensacja – 5:0 z Widzewem Łódź.
Każdy bał się tego meczu. Chodziliśmy po szatni i powtarzaliśmy, żeby tylko nie było blamażu. Debiut w ekstraklasie i od razu taki przeciwnik. Wszystko z nas zeszło wraz z pierwszym gwizdkiem. Wtedy zaczęliśmy koncert.

Trzy sezony na najwyższym szczeblu rozgrywek. Przez kilkanaście lat był pan najstarszym strzelcem w historii – 40 lat i 154 dni.
Wyprzedził mnie tylko Piotr Reiss. Ostatniego gola zdobył, kiedy był ode mnie starszy o kilka miesięcy.

Dziś mówi się o tym, że piłkarze grają coraz dłużej, ale nie wyobrażam sobie, jak za kilka lat Robert Lewandowski zdobywa gole w wieku ponad 40 lat.
Co będzie, trudno powiedzieć. Cieszę się, że organizm pozwolił mi tak długo kontynuować karierę. Nic, tylko się cieszyć, że omijały mnie kontuzje. Poważnych w zasadzie nie miałem.

Grał pan prawie do 50. roku życia!
Na stare lata przyszło mi zadebiutować w Serie A (śmiech). Rzeczywiście, bawiłem się w A-klasie. Może nie byłem najszybszy, ale na pewno miałem największe doświadczenie.

W końcu jednak kolano nie wytrzymało.
Niestety, mam endoprotezę kolana, które nie wytrzymało i trzeba było zrobić operację. Poza tym wszystko jest dobrze. Biorę udział w meczach oldbojów. Nie da się przestać. Jeśli tylko jest okazja, to idę na boisko.

Mija 25 lat od awansu do ekstraklasy. Co z tego sukcesu zostało w Radzionkowie?
Wspomnienie. Każdy, kogo spotkam, wspomina te czasy. W szkole młodzi chłopcy nie mogą tego pamiętać, ale wiedzą, że Ruch Radzionków grał w ekstraklasie. Wiedzą, kto to jest Marian Janoszka. To nazwisko jeszcze w Radzionkowie coś znaczy.

Kilkanaście lat temu marzenie o o powrocie do ekstraklasy ożyło.
Za czasów Tomasza Barana, który kierował klubem, było takie marzenie, aby wrócić do ekstraklasy. Udało się zagrać na jej zapleczu, ale to już przeszłość. Wiadomo, że dziś brakuje sponsorów, a to jest podstawa. Każdy lepszy zawodnik idzie wyżej, a bez pieniędzy ciężko cokolwiek zbudować.

Ruch Radzionków - Widzew Łódź

Może Cię zainteresować:

Rozbili Widzew Łódź 5:0 i przeszli do historii. Oto legendarna drużyna Ruchu Radzionków

Autor: Patryk Osadnik

24/04/2022

Slask wolverhampton2

Może Cię zainteresować:

„Wilki” w Hajdukach Wielkich, czyli jak reprezentacja Śląska nie dała się pokonać wicemistrzom Anglii. A może gościom przeszkadzały wyjątkowo niezgrabne spodenki?

Autor: Patryk Osadnik

12/01/2024

Ruch

Może Cię zainteresować:

„Niebiescy" znów wśród najlepszych drużyn w Polsce. Którzy piłkarze wrócą do Ruchu Chorzów po awansie do Ekstraklasy?

Autor: Arkadiusz Nauka

04/06/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon