Co zapamiętamy z kampanii wyborczej w Rudzie Śląskiej? Na pewno zaskakujące sojusze i osobliwe pomysły kandydatów

W niedzielę mieszkańcy Rudy Śląskiej pójdą do urn wybierać nowego prezydenta miasta. Kończąca się właśnie kampania z początku sprawiała wrażenie nudnej, ale później z nawiązką wynagrodziła to szukającym mocnych wrażeń obserwatorom. Były tu zaskakujące sojusze, bratobójczy bój w dawnym obozie władzy, osobliwe pomysły niektórych kandydatów, a na dokładkę konflikt w ramach miejskiej komisji wyborczej.

mat. GZM Metropolia
Ruda Śląska Panorama

Przyśpieszone wybory prezydenckie w Rudzie Śląskiej stały się koniecznością po tym, jak 16 czerwca zmarła dotychczasowa prezydent tego miasta – Grażyna Dziedzic. Piastowała ten urząd od jesieni 2010 r. i była najdłużej urzędującym prezydentem Rudy Śląskiej. 6 lipca ogłoszone zostało rozporządzenie premiera, które wyznaczyło datę przedterminowych wyborów na 11 września. Kampania wyborcza była więc krótka. Co z niej zapamiętamy?


Po pierwsze błyskawiczny rozpad dawnej „drużyny” prezydent Grażyny Dziedzic. Choć może raczej należałoby napisać ujawnienie tego, jak bardzo nie była ona monolitem. Bo trudno uwierzyć, że rozsypała się w ciągu raptem kilku tygodni. Zaraz po śmierci byłej prezydent wiele osób spodziewało się, że jej dawny obóz wystawi kandydata, który - w razie zwycięstwa w wyborach - będzie kontynuatorem prowadzonej przez nią polityki. Tyle, że takich kandydatów pojawiło się dwóch. O prezydenturę postanowiło bowiem powalczyć dwóch z trójki wiceprezydentów – Krzysztof Mejer i Michał Pierończyk. Ten drugi zyskał poparcie większości radnych z popierającego Grażynę Dziedzic klubu w radzie miasta, a także trzeciej wiceprezydent, Anny Krzysteczko.

Po drugie nici z powtórzenia scenariusza przećwiczonego rok temu w Rzeszowie. Choć zaraz po śmierci dotychczasowej prezydent Rudy Śląskiej głośno było o tym, że miasto stanie się polem kolejnego pojedynku między partią rządzącą, a tzw. „demokratyczną opozycją”, co zakładało wystawienie przez tą drugą wspólnego kandydata, to jednak tak się ostatecznie nie stało. Co prawda Platforma Obywatelska zdecydowała się nie wystawiać własnego kandydata przyjmując, że poprze samorządowego kandydata, ale nie przewidziała, iż takich kandydatów będzie dwóch. A że sama wybierać jednego z nich nie chciała (przynajmniej partyjna „góra”, gdyż „doły” otwarcie postawiły na Pierończyka) to pozostała jej rola biernego obserwatora wydarzeń. Być może zmieni się to jeśli dojdzie do drugiej tury, w której udział weźmie jeden z samorządowych kandydatów. Póki co jednak o żadnym bloku „demokratycznej opozycji” w rodzaju tego, który poparł w Rzeszowie Konrada Fijołka nie ma mowy.

Po trzecie próbę ucieczki spod partyjnego „parasola” posła Marka Wesołego. Wesoły, który z list Prawa i Sprawiedliwości trzykrotnie zdobywał mandat radnego, dwukrotnie zabiegał w Rudzie Śląskiej o prezydenturę, a w 2019 r. sięgnął po mandat posła, tym razem ogłosił, że kandydować będzie z własnego komitetu. - Otrzymałem wiele sygnałów od mieszkańców, abym odłożył ten partyjny szyld na półkę i uznałem, że warto przychylić się do głosu mieszkańców – tłumaczył nam Marek Wesoły, który konsekwentnie przedstawiał się jako bezpartyjny kandydat, choć oponenci wypominali mu, że deklaracje takowe nie przeszkadzają mu pojawiać się w towarzystwie partyjnych kolegów i koleżanek na wspólnych konferencjach prasowych. Zadania nie ułatwił mu też prezes PiS, Jarosław Kaczyński, który w połowie sierpniu wygłosił krótkie oświadczenie stwierdzając, że wprawdzie Wesoły kandyduje z własnego komitetu, ale to w żaden sposób nie ogranicza poparcia dla niego ze strony macierzystej partii. - My w pełni pana Marka Wesołego popieramy – zakomunikował Kaczyński.

Po czwarte, absolutnie unikatową zdolność Marka Wesołego do budowania wokół siebie egzotycznych koalicji. Bo o ile publicznie wyrażone poparcie ze strony Jarosława Kaczyńskiego nie dziwi, to już poparcie Henryka Mercika, przewodniczącego Śląskiej Partii Regionalnej (co prawda ten podkreślał, że udzielił go prywatnie, a nie w imieniu partii) oraz niedoszłej kandydatki na stanowisko prezydenta Rudy Śląskiej z ramienia Ślonzoków Razem wywołało publicystyczne trzęsienie ziemi w regionie. O jego skali najlepiej niech świadczy fakt pożegnania się po tym wydarzeniu z ŚPR-em przez Jerzego Gorzelika, jednego z liderów Ruchu Autonomii Śląska. Tymczasem Marek Wesoły nie poprzestał na poparciu części śląskich regionalistów. Pod koniec sierpnia jego kandydaturę poparli dwaj byli prezydenci (i kilku wiceprezydentów) Rudy Śląskiej. Wśród nich Andrzej Stania, który w 2002 r. wygrał wybory jako kandydat PO, a cztery lata później z poparciem tej partii uzyskał reelekcję.

Po piąte, mniej lub bardziej trzymające się ziemi pomysły wyborcze kandydatów. Bodaj wszyscy mówili o planach na zagospodarowanie terenu po byłej kopalni „Pokój”, wielu o konieczności zazielenienia placu przed urzędem miasta, zwiększenia dofinansowania sportu w mieście, czy dialogu mieszkańcami. Były też pomysły bardziej indywidualne. I tak Maciej Mol zadeklarował, że jest w stanie zarobić dla każdego mieszkańca Rudy Śląskiej 15 tys. zł oferując przedsiębiorcom z całej Polski preferencyjne warunki rozliczania podatków właśnie w tym mieście. Paweł Dankiewicz kategorycznie zapowiedział, że w przypadku wprowadzenia jakiegokolwiek lockdownu w Rudzie Śląskiej nie będzie nauki zdalnej, ani maseczek w urzędzie miasta. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy również sławę, jakim swoim „programem” zyskał Michał Baborski, niedoszły kandydat na prezydenta (nie udało mu się zebrać dość głosów poparcia). A w nim np. „za niesprzątanie po psie, prace społeczne w schronisku”, „wybiegi dla psów każdej rasy” i „baseny w każdej dzielnicy, jeśli będzie taka możliwość" .

Po szóste wreszcie konflikt miejskiej komisji wyborczej. Ten zaś rozpoczął się po tym jak wyszło na jaw, że wśród ponad 4 tysięcy głosów poparcia dla kandydatury Jolanty Milas sporą część stanowią głosy nieprawidłowe (m.in. głosy oddane przez osoby niepełnoletnie, bądź zmarłe). O fakcie tym powiadomił w mediach społecznościowych ówczesny wiceprzewodniczący MKW – Marek Jarocki – alarmując, że mimo tego kandydatura została zarejestrowana. Zapachniało sensacją. Tym większą, że Jarocki został ze swej funkcji odwołany przez resztę MKW. Ta w wydanym oświadczeniu oceniła działania Jarockiego jako wywołujące chaos i podważające jej wiarygodność. Argumentowała, że nawet duża liczba zakwestionowanych podpisów nie mogła przeszkodzić w uzyskaniu przez kandydaturę Jolanty Milas rejestracji, gdyż w dalszym ciągu ilość głosów poparcia o kilkaset przekraczała minimalny, wymagany próg tj. 3 tysiące głosów. Przyznała zarazem, że „w kręgu jej zainteresowania” jest kwestia „konieczności zawiadomienia odpowiednich organów ścigania", ale – jak zaznaczyła – takie zawiadomienie zawsze jest składane po zakończeniu czynności związanych z rejestracją kandydatów (sam Marek Jarocki prokuraturę powiadomił o sprawie natychmiast).

Henryk Mercik

Może Cię zainteresować:

Henryk Mercik: "Marek Wesoły dostał poparcie na kredyt, to nie jest polityczna umowa"

Autor: Michał Wroński

17/08/2022

Ruda Śląska Ratusz

Może Cię zainteresować:

Wybory w Rudzie Śląskiej są ważne dla miasta, Metropolii i partyjnych sztabowców. Oto dlaczego

Autor: Michał Wroński

08/09/2022

Zdaniem bukmacherów - najwięcej można zarobić na zwycięstwie Pawła Dankiewicza

Może Cię zainteresować:

Można robić "wety", kto wygra wybory!

Autor: Jacek Skorek

07/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon