Zagłębie Donieckie jak Górnośląski Okręg Przemysłowy. Co łączy Donbas i GOP? Oto 5 faktów historycznych

Zagłębie Donieckie i Górnośląski Okręg Przemysłowy łączy wspólna historia. Naprawdę! Dzieje obu regionów zaczynały się bardzo podobnie, nieraz przebiegały równolegle, a kilkakrotnie się ze sobą splatały. W dodatku ich stolice nosiły bardzo podobne nazwy. Oto fakty historyczne wspólne dla GOP-u i Donbasu.

Donbas ze swoją nieformalną stolicą Donieckiem przez długie lata był najważniejszym ośrodkiem przemysłowym Ukrainy - wpierw w ramach Imperium Rosyjskiego, następnie ZSRR, a wreszcie jako samodzielnego, niepodległego państwa. To dlatego Rosja dążąc do destabilizacji i osłabienia Ukrainy, w 2014 roku podjęła próbę oderwania tego regionu od sąsiada, inspirując, organizując i wspierając rebelię, która doprowadziła do powstania Republik Donieckiej i Ługańskiej. Nawet jeżeli przemysł ciężki Zagłębia Donieckiego najlepsze lata dawno ma już za sobą, Donbas wciąż posiada ogromny potencjał demograficzny, będąc najgęściej poza Kijowem zaludnionym regionem Ukrainy. To czyni zeń atrakcyjny rynek zbytu. Można też było sobie łatwo wyobrazić, jak w wyniku udanej transformacji ewoluowałaby tamtejsza gospodarka. A raczej łatwo by było to sobie wyobrazić w świecie idealnym. Niestety wojny - bo w 2022 r. Rosja rozpętała drugą - zmieniły wszystko. Donbas po raz kolejny w swej historii stał się polem bitwy, a jego przyszłość rysuje się teraz bardzo niepewnie i w najbliższych latach z pewnością nie optymistycznie.

Historia ciężko doświadczała Donbas już niejednokrotnie. W porównaniu z nim Górnośląski Okręg Przemysłowy może mówić o dużym szczęściu. Mimo tego oba regiony zdradzają niejedno podobieństwo. Zacznijmy od ich stolic, które w swoim czasie upodobniły do siebie ich nazwy.

Miasta Stalina

Imiona liderów nadawano miastom już od starożytności. W imperium Aleksandra Macedońskiego jedna po drugiej wyrastały Aleksandrie, a w imperium rzymskim rozmaite Coloniae - Augusta, Iulia, Traiana... Cesarz Konstantyn Wielki po awansowaniu Bizancjum do rangi swej stolicy i związanej w tym rozbudowie przezwał je Konstantynopolem. Car Piotr Wielki wybudowaną dla siebie nadbałtycką stolicę nazwał Sankt Petersburgiem (a więc nadał mu "tylko" imię swego patrona, za co przyznajmy mu punkt za skromność). Na cześć Mikołaja II nazwano czarnomorski Mikołajew. Istne jednak szaleństwo zapanowało pod tym względem w Rosji sowieckiej. Bolszewicy jednak, z braku nowych miast, ponadawali swoje imiona głównie tym już istniejącym. Z Sankt Petersburgiem (czy też Piotrogrodem, przemianowanym tak w 1916 r. na fali antyniemieckich wojennych nastrojów) na czele. Piotrowa stolica nad Newą została miastem wodza rewolucji - Leningradem. Ale na mapę trafili i inni zasłużeni towarzysze - np. Siewierodwinsk został Mołotowskiem, Jekaterynburg Swierdłowskiem, a Twer Kalininem (Kalinina dodatkowo uhonorowano też wkrótce po jego śmierci, przemianowując Königsberg na Kaliningrad).

Nic jednak nie przebije upamiętniania kolejnego po Leninie sowieckiego dyktatora - Stalina. Najbardziej znany jest rzecz jasna Stalingrad, dawny Carycyn - nazwa dla bolszewików dość trefna. Jednak jeszcze zanim w 1925 przemianowano miasto nad Wołgą, nazwę Stalino nadano położonemu na Ukrainie miastu Juzowka, do którego jeszcze wrócimy. Bobriki stały się Stalinogorskiem, a Nowokuźnieck - Stalińskiem. Na cześć wodza rewolucji nazwano też najwyższy szczyt ZSRR - Pik Stalina (później został już "tylko" Pikiem Kommunizma, a dziś to Szczyt Ismaila Samaniego).

Po II wojnie światowej, w efekcie której ZSRR zdominował Europę Wschodnią i większość Środkowej, podobnych szczytów przybyło w krajach nowoutworzonego bloku komunistycznego, gdzie też doszło do erupcji nadawania imienia sowieckiego dyktatora. Rumuni swój Braszow przemianowali po prostu na Stalin. Pikami Stalina zostały Gerlach w Tatrach Słowackich i Musała w bułgarskiej Rile. Zaś w 1953 roku, tuż po śmierci sowieckiego zbrodniarza, uhonorowano go i w Polsce, gdzie nasze Katowice zostały przemianowane na Stalinogród. Tę żenującą nazwę nosiły do 1956 roku. I tak się składa, że to ona właśnie łączy je Donieckiem. Donieck bowiem jest Donieckiem dopiero od 1961 roku, zaś u zarania swej historii nazywał się Juzowka. Tak, to jest to samo miasto, które w roku 1925 przemianowano na Stalino. Stolica Donbasu.

Ulica w Stalinie, lata 50. XX wieku
Juzowka stała się Stalinem, a następnie Donieckiem

Korzenie

Tak jak my mamy swojego Redena, Godulę czy (może zwłaszcza) Baildona, tak Donbas ma Hughesa. Początki gospodarczej potęgi Donbasu były bardzo podobne jak Górnego Śląska. XVIII wiek, rewolucja przemysłowa, odkrycie złóż węgla i rud metali, skokowa i diametralna zmiana charakteru rolniczego dotąd regionu w krainę kopalń, hut i hałd. Potencjał Donbasu przez ponad wiek, jaki upłynął od 1721 roku, kiedy to Igrigowicz Kapustin odkrył tam pierwsze złoża węgla, pozostawał w znacznej mierze niewykorzystany. W tym czasie region leży na peryferiach Ukrainy, jest słabo skomunikowany z resztą imperium, a szczególnie jego bardziej zurbanizowanymi częściami. Jedynego poważnego odbiorcę donbaskiego węgla - w znacznej części doskonałego antracytu - stanowi Flota Czarnomorska. Zdarzają się tłuste lata koniunktury - jak ta wywołana wojną krymską, gdy Rosja odcięta została od dostawa węgla z Wielkiej Brytanii - wydobycie więc rośnie, ale powoli. Klienci na węgiel może by i byli, ale nie ma im go jak dostarczyć.

I tutaj wchodzi Hughes. W 1869 roku przyjeżdża do Donbasu, przywożąc ze sobą zachodnich specjalistów od górnictwa i metalurgii. Idą w ruch maszyny parowe, ożywają wielkie piece. Huty w pierwszym rzędzie produkują... szyny. Wkrótce tory kolejowe wybiegające z Donbasu łączą się z istniejącą już magistralą kolejową, łączącą Moskwę z Krymem. Połączenie z Krymem to możliwość zapewnienia jeszcze większych dostaw węgla Flocie Czarnomorskiej. Sewastopol - okno na świat (szeroko pojęty Donbas zyska i własne - Nikołajew, wyrastający na silny ośrodek przemysłu stoczniowego). Tory do Moskwy oznaczają, że Donbas będzie mógł zaopatrywać w węgiel nie tylko ją, ale całe Imperium. Do 1913 roku wydobycie węgla w kopalniach Zagłębia Donieckiego będzie wynosiło 87% całego wydobycia Rosji. Hughes i jego ekipa osiedlają się we wsi, która zostaje ochrzczona na cześć przedsiębiorczego Walijczyka. W Rosji jego nazwisko wymawiane jest fonetycznie – Juz. Dlatego wioska, która szybko rozrośnie się w przemysłowe miasto, otrzymuję więc nazwę Juzowka. Hughes jest pierwszy, ale w ślad za nim do Donbasu ściągają kolejni przybysze z Zachodu ze swoim know-how, technologiami i kapitałem inwestycyjnym. Burzliwie rozwijają się kolejne przemysłowe miasta: Mariupol, Nikopol, Kramatorsk, Ługańsk, Rostów i inne. Ewoluują aglomeracje i konurbacje. A nad nimi rosną hałdy. Przekształca się krajobraz. Jednym zdaniem - zachodzą analogiczne procesy industrializacji, jak na XIX-wiecznym Śląsku.

Przemysłowy krajobraz Donbasu
Szyby, hałdy, zabudowania fabryczne... Zupełnie jak na Górnym Śląsku

Trudny wiek

W XX stuleciu, mimo iż dla Śląska niełatwym i bolesnym, GOP miał jednak więcej szczęścia niż Donbas, na który zwaliły się wszystkie możliwe katastrofy. Pierwszą była rewolucja bolszewicka i wojna domowa w Rosji. Na początku lat 20. większość donieckich kopalń była zatopiona, a ich infrastruktura zniszczona. W 1920 r. wydobycie węgla osiągnęło poziom ledwo 1/6 roku 1916. W fatalnej kondycji był przemysł hutniczy. Produkcja stali na południu Rosji Sowieckiej spadła do 2% przedwojennej. Odbudowa i rozbudowa kopalń, hut i fabryk wymagała ogromnych nakładów - i materialnych, i ludzkich. Szczególnie tych drugich. Prócz robotników (i tak nieludzko eksploatowanych za sprawą bezlitośnie i nierealistycznie wyżyłowanych planów produkcyjnych oraz narzuconego współzawodnictwa pracy) pracowali w Donbasie niezliczeni więźniowie GUŁagu. I umierali tysiącami.

W latach 1941-1943 Zagłębie Donieckie obrócone zostaje w gruzy. Aż czterokrotnie przechodzi nad nim front. Ale najgorsze są pierwszy i ostatni raz. Pierwszy, gdy podczas odwrotu przez Wehrmachtem jesienią 1941, po zdemontowaniu i wywiezieniu na wschód maszyn, urządzeń i materiałów, jakie tylko da się wywieźć (i jakie jest czas), Sowieci niszczą wszystko, czego nie byli w stanie ewakuować. Wyrządzone szkody są tak wielkie, że Niemcom nie udaje się wznowić wydobycia węgla aż do końca ich okupacji Donbasu. Co gorsza, gdy opuszczają go, wycofując się przed Armią Czerwoną we wrześniu 1943, sami stosują taktykę spalonej ziemi.

Stalino po wojnie
Pomnik radzieckich czołgistów. Podczas II wojny światowej Donbas przechodził z rąk do rąk

Suma tych dwóch fal niespotykanej destrukcji to zniszczenie ponad 300 kopalń. Wyleciało w powietrze 280 wież wyciągowych, 515 maszyn wyciągowych zmieniło się w bezużyteczny złom. Zatopieniu lub zawaleniu uległo ponad 2100 kilometrów wyrobisk. Unicestwione zostały warsztaty i zakłady produkujące maszyny górnicze. Zagłada nie oszczędziła hut - przepadły 62 wielkie piece, 213 pieców martenowskich i 248 walcowni. W 64% zniszczona została zabudowa mieszkalna. Przestała działać sieć elektryczna. Sieć kolejowa również uległa dewastacji.

Stalinogród zamienił się w Katowice

Może Cię zainteresować:

69 lat temu Katowice zmieniły się w Stalinogród. Obłąkany wymysł obłąkanej epoki

Autor: Tomasz Borówka

08/03/2022

GOP uniknął na szczęście w XX wieku tak apokaliptycznych zniszczeń, co nie znaczy, że i nas nie doświadczała historia. Podział Górnośląskiej Niecki Węglowej pomiędzy Polskę a Niemcy, do jakiego doszło w 1922 roku po plebiscycie i powstaniach, spowodował zerwanie funkcjonujących powiązań gospodarczych. Zarówno tych w skali mikro, gdy na przykład niektóre kopalnie traciły dostęp do swych pól górniczych, położonych po (jak się niespodziewanie okazało) drugiej stronie granicy, jak i makro, kiedy producenci węgla tracili swoich dotychczasowych klientów za sprawą wprowadzanych przez polityków ceł na import. Całe szczęście, że ani w 1939 roku, gdy GOP opuszczało Wojsko Polskie, ani w 1939, gdy wycofywał się z niego Wehrmacht, nie doszło tu do zniszczeń choćby trochę przypominających te w Donbasie. Ponoć w 1945 r. zniszczenia górnośląskich kopalń, hut i fabryk osobiście zabronił, wbrew woli Hitlera - minister Albert Speer, odpowiadający za produkcję zbrojeniową III Rzeszy. Nawiasem mówiąc, Speer napatrzył się w Donbasie na szkody wyrządzone przez cofających się Sowietów i ubolewał, że nie udało mu się przywrócić tam wydobycia węgla. Czyżby te doświadczenia wpłynęły na jego decyzję zapobieżenia podobnym zniszczeniom na Śląsku?

Większe szkody wyrządzili Sowieci, demontując i wywożąc do ZSRR maszyny i urządzenia wielu śląskich kopalń. Zrabowany sprzęt trafiał także do Donbasu.

Śląscy niewolnicy Stalina

Odbudowa Zagłębia Donieckiego trwała całe lata. Zastosowano przy niej także wypróbowane już sowieckie metody, na szeroka skalę korzystając z pracy niewolniczej. I tu po raz kolejny splatają się losy GOP-u i Donbasu, tym razem w sposób dla Ślązaków tragiczny. To do kopalń Zagłębia Donieckiego trafiło wielu z kilkadziesięciu tysięcy Ślązaków wywiezionych w 1945 do ZSRR.

Ojciec umarł w jednej z kopalń Donbasu - wspominał Augustyn Nyga (Alojzy Lysko, Losy Górnoślązaków w XX wieku) - Życie utraciło tam tysiące innych Górnoślązaków, którym wmówiono, że są Niemcami. Pamiętam o ojcu, stale noszę w kieszeni okruchy suchego chleba, które sypię na jego symboliczny grób na cmentarzu. Zapalam znicz i częstuję go chlebem, aby nie był głodnym na drugim świecie.

Do donieckich kopalń trafiali również Ślązacy, którzy walczyli na froncie wschodnim w szeregach Wehrmachtu. Jednym z nich był Konrad Podbioł, o którego losach opowiedzieli Alojzemu Lysce syn Roman i córka Urszula (Losy Ślązaków...):

W sierpniu 1944 roku dostał się do niewoli i skierowany do jednej z kopalń w Donbasie [...] Wspominał o straszliwym głodzie. Jedli "oszkrabiny" z ziemniaków, wygrzebaną spod śniegu trawę. Zima mróz dochodził do -40OC [...] Po dwóch latach wyniszczającej pracy pod ziemia, został uwolniony. Ważył wówczas 47 kg.

Ślązacy trafili do kopalń Donbasu w najgorszy możliwy czas, gdy nawet z tej nowoczesnej techniki, jaką udało się do nich przed wojną wprowadzić Sowietom, nie zostało tam nic. Naszych górników zapędzono do pracy w kopalniach niemalże archaicznych, prezentujących czasami poziom techniczny śląskich biedaszybów. Praca w niebezpiecznych warunkach, przy użyciu niemal wyłącznie siły mięśni i kiepskiej jakości narzędzi, pod brutalnym nadzorem, przy marnym wyżywieniu i nędznych warunkach bytowych, powodowała dużą śmiertelność. Ocenia się, że z 40.000, a być może nawet 90.000 Ślązaków zesłanych do ZSRR powrócił w rodzinne strony może co piąty. Spośród tych, którzy padli ofiarą głodu, chorób i wyniszczającej pracy na "nieludzkiej ziemi", bardzo wielu spoczywa w Donbasie.

Rano Lenin, wieczorem cyrk

W latach 60. i 70. XX wieku Ślązacy jeździli do Donbasu z własnej woli. I zapewne niejeden czy niejedna z nas pamięta jeszcze "Pociągi Przyjaźni". Ta propagandowa akcja masowych wycieczek koleją, organizowanych do ZSRR (w przypadku Śląska szczególnie często na Ukrainę) pod egidą TPPR, czyli Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (serio, istniało coś takiego), w warunkach siermiężnego socjalizmu i trudno przepuszczalnych granic, paradoksalnie dawała okazję do obejrzenia czegoś więcej niż Krupówek, Wawelu, Kolumny Zygmunta i nadbałtyckich plaż. Była to turystyka koncesjonowana, limitowana, kontrolowana i z pewnością ściśle nadzorowana przez KGB i SB - niemniej turystyka. "Pociągi Przyjaźni" dojeżdżały też do Doniecka. Taką relację z wycieczki jednym z nich opublikowała w 1976 roku bytomska gazeta:

Przyjeżdżamy o 9-tej rano. Na dworcu tłumy ludzi. Mieszkańcy Doniecka, komsomolcy, pionierzy w strojach organizacyjnych, orkiestra. Wspaniałe powitanie. Wymieniamy proporczyki i znaczki, zostajemy obdarowani kwiatami. Z tą ogromną serdecznością w Kraju Rad spotykamy się na każdym kroku. Zostajemy zakwaterowani w hotelu „Ukraina” i mimo, że. jesteśmy zmęczeni podróżą, nikt nie ma ochoty na wypoczynek. Autokarami udajemy się na zwiedzanie miasta. Donieck trudno porównać z Kijowem, Tam historia i tradycja na każdym kroku - tu młodość. Nowe, przemysłowe miasto, nowoczesne arterie komunikacyjne, mnóstwo zieleni i rozmach wszystkich przedsięwzięć. To robi duże wrażenie. Składamy wiązanki kwiatów pod pomnikiem Lenina, wieczorem jesteśmy na przedstawieniu w cyrku. [...] W jednej z kopalń spotkanie z załogą i kierownictwem. Porównujemy warunki pracy, organizację, osiągnięcia. Nie mają tutaj górnicy łatwej pracy. „Fedrują” w niskich, 90 cm pokładach. Imponują nam komputery wprzęgnięte w służbę węgla. Ułatwia to w znacznym stopniu system zarządzania. Zwiedzamy też dom kultury i piękną salę tradycji. Wśród pamiątek wiele podarków z Polski - znak, że jesteśmy tu częstymi gośćmi.

Słowem, sielanka. Za pastelowymi kolorami propagandowej relacji nie widać wrażeń poszczególnych członków wycieczki, te zaś mogły być rozmaite. Na przykład, gdyby czyjś ojciec lub dziadek dwie dekady wcześniej przyjechał do Doniecka ze Śląska w innym, towarowym wagonie. No ale "Pociągi Przyjaźni" to już dziś również historia. Jak i wycieczki donieckich górników, które gościły na Śląsku. Jako że "Pociągi Przyjaźni" woziły także i radzieckich turystów do nas.

40-osobowa grupa radzieckich gości - uczestników "Pociągu Przyjaźni" przyjechała do naszego miasta - donosiło Życie Bytomskie w 1977 roku. - Byli to młodzi ludzie - bramownicy zakładów przemysłu ciężkiego z Doniecka i donieckiego obwodu. [...] Program 9-dniowej wizyty w naszym kraju objął m.in. zwiedzenie stolicy. Łodzi, Oświęcimia, Opola i Katowic. [...] Jurij Koszczieliew jest ślusarzem w jednym z donieckich kombinatów metalurgicznych. Uważa, że polska i radziecka młodzież jest ogromnie do siebie podobna. Żyje tymi samymi problemami i mimo że Bytom i Donieck dzieli wielka odległość, w naszym mieście czuje się zupełnie jak u siebie. [...] Plonem podróży po naszym kraju jest wiele adresów polskich rówieśników, wiele zawartych przyjaźni z robotnikami naszego miasta.

W Bytomiu goście z Donbasu zwiedzali m.in. hutę Zygmunt, Zakłady Przemysłu Odzieżowego Bytom i kopalnię Szombierki. Siłą rzeczy, było wśród nich wielu Ukraińców. I propaganda propagandą, ale "Pociągi Przyjaźni" stwarzały jedną z niewielu w niełatwych czasach PRL okazji do zetknięcia się Ślązaków z Ukraińcami, także tymi z Zagłębia Donieckiego.

Ciąg dalszy śląsko-ukraińskiej historii, w tym także GOP-u i Donbasu, pisze się na naszych oczach.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon