Zakamuflowana opcja niemiecka to mit. To rosyjskie służby próbowały podchodzić Ruch Autonomii Śląska

Środowiska śląskich regionalistów, przez lata oskarżane o spiskowanie na rzecz Niemiec, w ostatnich latach były na celowniku rosyjskich służb. Autonomistów próbowano wykorzystać po wojnie w Donbasie.

Putin i śląska flaga

Jak można było się spodziewać, rosyjska agresja wobec Ukrainy, szybko nasiliła słowne potyczki w polskiej polityce, o to, który rząd bardziej sprzyjał Władimirowi Putinowi. Oskarżenia o agenturalne motywacje to zresztą element sejmowego folkloru w naszym kraju: w kontekście Śląska wystarczy wspomnieć o długiej tradycji pomawiania autonomistów o działalność na rzecz Niemiec. Symbolem tej tradycji są słowa Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”.

Jakkolwiek absurdalne były oskarżenia wobec Ruchu Autonomii Śląska o spiskowanie na rzecz RFN, w ostatnich latach działalność środowiska regionalistów znalazła się pod lupą służb rosyjskich lub ludzi, którzy działali na ich zlecenie. W 2015 roku, niedługo po wojnie w Donbasie, do Jerzego Gorzelika, lidera RAŚ zgłosił się Mateusz Piskorski, były poseł Samoobrony, szef prorosyjskiej partii Zmiana.

- Dostałem propozycję polecenia do Doniecka na konferencję o samostanowieniu narodów. Region ten był już de facto w rękach rosyjskich – mówi Gorzelik.

"Myślałem raczej, że szurnięty fantasta"

Według Gorzelika spotkanie było krótkie, a po jego odmowie, Piskorski swojej prośby nie ponowił. Warto pamiętać, że lider Zmiany specjalnie nie krył się ze swoimi sympatiami: pełnił funkcję koordynatora grupy zagranicznych obserwatorów podczas referendum na Krymie, co zostało później potępione przez ONZ, jako wspieranie działań rosyjskich na rzecz wizerunkowego uzasadnienia zajęcia półwyspu. Według Piskorskiego, referendum było zgodne z prawem, choć nie uznały go instytucje międzynarodowe i inne kraje. Polityk był też stałym gościem rosyjskich mediów, w których ukraiński rząd określał mianem „puczystów”, zgodnie z linią propagandy Kremla.

- Jego propozycja na kilometr śmierdziała wciąganiem w agenturalną historię. Zresztą, kto normalny jechałby do Donbasu okupowanego przez Rosjan? Szaleństwo – opowiada Gorzelik. - Tym niemniej Piskorski był tak jawnie prorosyjski, że trudno mi było go uznać za agenta. Dopuszczałem możliwość, że to bardziej szurnięty fantasta, który nie ma żadnych realnych powiązań, ale bardzo chciałby mieć.

W maju 2016 roku Piskorski został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Lider Zmiany musiał być na celowniku polskich służb od dłuższego czasu, bo potem do ABW wezwano również… Gorzelika.

- Oczywiście pytano mnie o spotkanie z Piskorskim i jego okoliczności. O ile propozycja Piskorskiego była absurdalna, nie miałem wątpliwości, że sama konferencja, w którą próbował nas wrobić, była – biorąc pod uwagę miejsce, czas i okoliczności - robotą rosyjskich służb. Nie wiem nawet, czy finalnie konferencja się odbyła – mówi Gorzelik.

"Śląsk za Czeczenię"

Później do RAŚ wielokrotnie spływały propozycje wystąpienia w programach rosyjskich stacji telewizyjnych lub innych przedsięwzięciach. Z kolei kilka lat temu do internetu wyciekły rosyjskie dokumenty, w których znajdowały się m.in. instrukcje zapraszania zagranicznych polityków na Krym czy do Donbasu, by w ten sposób legitymizować ich aneksje. Wśród proponowanych nazwisk, być może takim ludziom jak Piskorski, byli m.in. autonomiści katalońscy, a także... Jerzy Gorzelik.

- Przez Facebooka usilnie kontaktu z nami szukał m.in. człowiek rzekomo zajmujący się mniejszościami w Europie. Jednak niewiele było wiadomo o jego działalności w tej dziedzinie, a my wiedzieliśmy, że Śląsk może istnieć na rosyjskiej mapie Europy jako miejsce, w którym można eskalować napięcia narodowościowe – uważa Gorzelik. - Z całą pewnością coś było na rzeczy, nawet jeśli zakończyło się na etapie sondowania. Mało kto pamięta, ale gdy w latach 90. Polska poparła walczącą o niepodległość Czeczenię, Jewgienij Primakow, ówczesny szef rosyjskiego MSZ, stwierdził, że równie dobrze Rosja „mogłaby zacząć popierać separatyzm na Śląsku”.

"Panie Putin, nie bombarduj Śląska"

Interesującym wątkiem w tej historii mogą być również teorie towarzyszące niewyjaśnionemu zabójstwu Dietera Przewdzinga, burmistrza Zdzieszowic, orędownika powrotu do autonomii gospodarczej Górnego Śląska. Część autonomistów podejrzewała wówczas, że w zabójstwo było dziełem rosyjskich służb, by podgrzać napięcia narodowościowe. Przewdzing był członkiem mniejszości niemieckiej. Sprawy jego tragicznej śmierci w 2014 roku do tej pory nie wyjaśniono.

Być może też rosyjska uwaga została skupiona na Śląsku po kuriozalnym apelu, jaki do Władimira Putina skierowali w 2013 roku Andrzej Roczniok i Rudolf Kołodziejczyk, byli działacze RAŚ, reprezentujący wówczas nieuznawany przez resztę środowiska regionalistów i skłócony z nim Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Obaj, na wieść o umieszczeniu w Obwodzie Kaliningradzkim rakiet Iskander-M, prosili Putina, by... nie kierował broni nuklearnej w kierunku Śląska. „W 2008 r. sprzeciwiliśmy się agresji Gruzji na Osetię Południową, za co w Polsce dokonano na nas medialnej nagonki” – podkreślali Roczniok i Kołodziejczyk. Ubolewali również, że polski rząd jest z natury „antyrosyjski i rusofobiczny”.

W końcu otrzymaliśmy komentarz ABW w tej sprawie, który brzmi tak: "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie komentuje sprawy".

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon