Bumar-Łabędy
Bumar labedy

Ks. Jacek Siepsiak: Dlaczego, mimo szumnych zapowiedzi, zamilknął poligon zakładów pancernych Bumar-Łabędy?

Ks. Jacek Siepsiak: Dlaczego, mimo szumnych zapowiedzi, zamilknął poligon zakładów pancernych Bumar-Łabędy?

autor artykułu

Jacek Siepsiak

Mieszkam i pracuję przy poligonie zakładów pancernych w Gliwicach Bumar-Łabędy. Kiedy zaczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, poligon wyraźnie się ożywił. Przedtem szukano tam grzybów. Obecnie słychać strzały i widać świeże ślady gąsienic. Napisałem „obecnie” choć w zasadzie powinienem napisać „do niedawna”. Bo teraz ta aktywność wyraźnie przygasła. A przecież kilka tygodni temu na tle czołgów w hali Bumaru „naczalstwo” państwa z dumą zapowiadało nowe...

Nawet zapłakałem nad Odrą, nad którą się wychowałem, bo Łabędy leżą tuż nad kanałem Gliwickim. Z jednej strony, gdy są zamówienia na modernizacje czołgów, to zakład produkuje więcej ścieków, a z drugiej strony, kiedy miałby więcej pieniędzy, to może zainwestowałby je w oczyszczalnię. Nie wiem, jak jest, bo wszystko to jest objęte tajemnicą wojskową.

Więcej: Niespełniona obietnica premiera. Co z centrum serwisowym dla czołgów z Ukrainy w Gliwicach?

Dlaczego jednak, mimo szumnych zapowiedzi, poligon w zasadzie zamilknął? Widocznie ktoś inny dostał owe zamówienia na modernizację broni pancernej. Trudno. Nie mi rozstrzygać, czy to było uzasadnione i jakie czynniki przeważyły. Natomiast od pracowników Bumaru można się dowiedzieć, że wspomniana konferencja prasowa wzbudziła w nich ogromny niesmak. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że okazało się, iż otrzymają tylko odprysk tych zamówień, które im obiecano. Przedtem, aby zapobiec przygotowywanej demonstracji w Warszawie przed siedzibą PGZ, władze obiecały im zamówienia pozwalające na modernizację zakładu, na wdrażanie nowych technologii, innymi słowy na skok do pierwszej ligi, jeśli chodzi o technologie wykorzystywane w czołgach. Teraz okazało się, że w zasadzie będą robić tylko to, co do tej pory, bez szans na rozwój fabryki.

Mogę to jakoś zrozumieć, choć szkoda mi ludzi mieszkających też w mojej parafii. Natomiast skandalem jest, i to bardzo boli, że owo radykalne i jakościowe obcięcie zamówień zostało przez „naczalstwo” odtrąbione jako sukces. Na tle czołgów zapowiedziano zamówienia, nie wspominając o tym, że są żenująco małe w porównaniu z poprzednimi obietnicami. Załoga ma poczucie wielkiego oszustwa. A każe się jej pozować do wspólnego zdjęcia z autorami tej ściemy.

Niestety obserwujemy więcej takich zjawisk, gdzie gorsze przedstawia się nam jako lepsze. Klasyką już jest cieszenie się z niższej inflacji i sugerowanie, że w takim razie ceny spadają. A przecież rosną dalej, tylko że trochę wolniej.

Co byśmy powiedzieli, gdyby ktoś na tle rozwalonej zapory wodnej, gdy już cała zawartość wypłynęła ze zbiornika, chwalił się, że oto udało mu się powstrzymać katastrofę, bo stan rzeki wrócił do tego sprzed „wybuchu”? Wrócił. To prawda, ale do stanu sprzed budowy zapory. Woda już się nie wylewa tak obficie jak podczas przerwania tamy. Jednak zagrożenie powodziowe zwiększyło się, bo wróciło do pierwotnego stanu.

Podobnie w Kościele niektórzy pocieszają się, że oto kryzys nie jest taki straszny, bo ludzie wracają do praktyk religijnych. To prawda, że podczas pandemii więcej ludzi pozostawało w domach. Część z nich wraca do Mszy w realu. Więc wzrost statystyczny jest. Ale wcale nie wróciliśmy do stanu sprzed pandemii. I tak naprawdę jest mniej praktykujących niż przed nią. Ogólna tendencja jest zniżkowa. A gdy jeszcze pomyślimy o młodych, którzy czuli się najmniej zagrożeni covidem, to widać jak szybko się laicyzujemy. Najszybciej na świecie wg statystyk. Choć trzeba przyznać, że spadamy z dość wysokiego konia, stąd łatwiej o szybkie i znaczne spadanie.

Lubimy chwytać się złudnych nadziei: jest mniej gorzej, więc nie jest tak źle. Ceny paliw na stacjach troszeczkę zaczynają falować, to już zapominamy, że bardzo im daleko do tych sprzed kryzysu. Zamiast porównywać je do cen światowych, pocieszamy się malutkimi fluktuacjami. To jest jak gotowanie żaby. Przypomina mechanizm obronny ludzi, którzy myślą, że i tak nie mają wpływu na dane zjawisko. Boję się, że podobnie reagujemy na kryzys ekologiczny, czy jak coraz częściej się mówi na katastrofę. Powoli, powoli po ułamkach stopnia, ciesząc się nawet z upalnych wakacji, zbliżamy się do coraz gwałtowniejszych zjawisk pogodowych. Ale ciągle wielu polityków przekonuje, że i tak od działalności człowieka tak niewiele zależy, że nie warto się spinać. Czyli co? Mamy się dać ugotować? Tańczyć na wulkanie?

W Bumarze-Łabędy odtrąbiono sukces, który tak naprawdę jest klęską. Bo niczego nie zmienia. Ale uspokojono nastroje załogi, zażegnano protesty. Jednak pracownicy znowu myślą o zmianie pracy. Czy zakład to wytrzyma? Utrzymywanie się na powierzchni, to jednak regres i nie może trwać bez końca.

Abp Adrian Galbas

Może Cię zainteresować:

Ks. Jacek Siepsiak: Mamy już dość podziałów. „Patrzmy na to, co nas łączy i co możemy zbudować razem”

Autor: Jacek Siepsiak

07/07/2023

Zmartwiona kobieta

Może Cię zainteresować:

Ks. Jacek Siepsiak: Rezygnacja z podjęcia decyzji może być tak samo nieetyczna jak błędny wybór

Autor: Jacek Siepsiak

28/06/2023

Ludzik lego

Może Cię zainteresować:

Ks. Jacek Siepsiak: Boli marnotrawienie zasobów ludzkich, promowanie nieudaczników i trwonienie „know-how”

Autor: Jacek Siepsiak

12/06/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon