Śródziemnomorskie destynacje Ślązaków. Gdzie historia i przeznaczenie rzucały naszych przodków?

Mieszkańcy Śląska częstokroć wyruszali w świat, ale też często nie z własnej woli. I to już od pradawnych czasów. Przeznaczeniem tysięcy z nich był świat śródziemnomorski.

military-history.fandom.com
Zdobycie Jerozolimy przez krzyżowców 15 lipca 1099

Śląskie destynacje. Sformułowanie przewrotne, gra słów właściwie. Niby chodzi o kierunki podróży - na wakację, urlop, wczasy, wycieczkę. Podróży, w którą wyrusza się z chęcią, dla przygody i samych pozytywnych wrażeń. Do tego więc ma nawiązywać tytuł opowieści o tym, jak Ślązacy wyruszali ze swojego hajmatu w zasłużenie popularną stronę świata przez wieki. Ale słowo destynacja pochodzi od łacińskiego destinatio. A destinatio oznacza przeznaczenie. I tu kończy się heheszkowanie.

Podróż w kajdanach

Podcieszyński archeopark Chotěbuz-Podobora. Tu, w Kocobędzu, we wczesnym średniowieczu istniał gród plemienia Golęszyców, którego relikty odkryli i zbadali archeologowie. Wiele z odnalezionych przez nich podczas wykopalisk artefaktów sprzed stuleci wchodzi teraz w skład muzealnej ekspozycji. Wśród nich jest jeden wielce wymowny. To niewolnicze kajdany.

Ziemie Golęszyców, czyli część Śląska Opawskiego i Cieszyńskiego (choć niektórzy historycy aż po Małopolski Będzin rozciągają ojczyznę tego plemienia, którego geny bez wątpienia przetrwały do dziś w niejednym Ślązaku) przed ponad tysiącleciem były terenem polowań na ludzi. Wielkomorawscy władcy i ich poddani, a być może także wikińscy i żydowscy handlarze żywym towarem, nie gardzili też najpewniej także towarem golęszyckim. W IX wieku Kocobędz i inne grody Golęszyckie padły ofiarą najazdu. I jak to przez stulecia bywało - kto z mieszkańców przeżył, poszedł w pęta. Takie, jakie odnaleziono w zgliszczach grodu i które można teraz oglądać w ekspozycji archeoparku Chotěbuz-Podobora. Dokąd pognano nieszczęsnych? Kierunków było sporo. Główne niewolnicze szlaki prowadziły do portów Morza Czarnego i Adriatyku, stamtąd zaś do Konstantynopola, Azji Mniejszej, Syrii, Egiptu i innych krain Afryki Północnej. Zaś jednym z najważniejszych i najbardziej chłonnym rynkiem była muzułmańska Hiszpania, z jej wspaniałymi metropoliami Sewilli czy Kordoby.

Golęszyce (i nie tylko, bo zapewne ich sąsiedzi Ślężanie, Opolanie i Wiślanie) nie z własnej woli podróżowali w śródziemnomorski świat, który wieki później będą odwiedzać - już nie pod przymusem - ich odlegli w czasie krewniacy, czyli my. Na szczęście już nie gnani w pętach, a na pokładach nowoczesnych samolotów i statków.

Wandalowie, czyli ze Śląska do Afryki

Golęszyce nie byli pierwszymi Praślązakami w Hiszpanii. Kilkaset lat wcześniej poprzedzili ich tam Silingowie, szczep Wandalów, którzy w epoce Wielkiej Wędrówki Ludów (IV/V wiek po Chrystusie) opuścili Śląsk. Ich wielka wędrówka wiodła przez obecną Francję właśnie do Hiszpanii. Następnie Wandalowie przeprawili się do Afryki i dotarli aż do Kartaginy w dzisiejszej Tunezji, którą podbili. To ona stanowiła ich finalną destynację - to tam, w północnej Afryce, król Wandalów Gejzeryk założył nowe państwo Wandalów. Lecz Wandalowie byli ludem wojowniczym. W 455 roku wyprawili się na "wycieczkę" do Rzymu. Właśnie tej łupieżczej wyprawie zawdzięczają ci krewniacy Ślązaków swoje miejsce w słownikach, jako że w niejednym języku wandal jest obecnie synonimem bezrozumnego niszczyciela mienia. Jednak Wandalowie byli nie tylko grabieżcami. Ich śródziemnomorskie państwo trwało przez lat kilkadziesiąt, w latach największego rozkwitu rozciągając się na Mauretanię, Sardynię, Korsykę i Sycylię. Mimo zniszczenia go w latach 30. VI wieku przez bizantyjskiego wodza Belizariusza, odlegli potomkowie Wandalów nadal zamieszkują w basenie Morza Śródziemnego.

Złupienie Rzymu w roku 455

Może Cię zainteresować:

Czy to Ślązacy spalili Rzym? To nie tak. To byli Praślązacy, ale to właśnie im zawdzięczamy nazwę regionu

Autor: Tomasz Borówka

26/04/2024

Ze Śląska do Jeruzalem

Orient przyciągał Ślązaków także w epoce wypraw krzyżowych. W krucjatach uczestniczyło kilku śląskich Piastów. Prawdopodobnie był wśród nich wrocławski książę Bolesław Wysoki, na pewno zaś Kazimierz opolski. Do Palestyny pielgrzymowali też książęta Henryk V Żelazny i Mikołaj Mały. Nie ma wątpliwości, że władcy nie podróżowali sami, a w towarzystwie licznego orszaku. Wiadomo, że w piątej krucjacie brał udział śląski rycerz Sieciech Konradowic. Jako brat palatyna opolskiego Wernera i kasztelana raciborskiego Stojgniewa musiał należeń do górnośląskich elit. Również i jemu, jako arystokracie, nie godziło mu się podróżować w pojedynkę.

W ten i podobny sposób niejednemu Ślązakowi, nawet i niskiego stanu (do Palestyny pielgrzymowali tez śląscy kupcy, jak Rudger Steynkeller i Georg Emmerich) dane było ujrzeć na własne oczy Jeruzalem. A po drodze być może także Rzym i Sycylię, Grecję i jej wyspy, Cypr, Bizancjum, Antiochę, Bejrut, Akkę.

Podróże życia i śmierci

Z kolei Mikołaj von Popplau, nobilitowany mieszczanin odwiedził w XV wieku m.in. Santiago de Compostela, Portugalię, Kastylię, Majorkę, Maderę i Lanzaro lub Fuerteventurę. A wszystko to w podróży służbowej, bo był dworzaninem Fryderyka III, szczęściarz jeden. Zaś jego powinowaty Piotr Rindfleisch w rejsie Wenecji do Jaffy zaliczył Zaar, Hvar, Korčulę, Dubrownik, Korfu, Methoni, Kretę, Rodos i Cypr. Mmm, cóż za podróż... Destynacją i uwieńczeniem tej prawdziwej podróży życia była naturalnie Jerozolima.

Wielu Ślązaków do krajów śródziemnomorskich trafiło w latach 1941-1945. Ale do Libii, Egiptu i Tunezji, do Grecji, do Włoch i na Sycylię los rzucił większość z nich mimowolnie lub nawet wbrew własnej woli. Dla wielu, wielu z nich była to wyprawa w jedną stronę. Pozostali tam, na zawsze spocząwszy w obcej, mimo iż pięknej ziemi. I to jest najsmutniejsza część tej historii, z której nie wypada śmieszkować.

Destynacja to także przeznaczenie.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon